J U L K A |
Pierwsza
tego roku noc czerwcowa była doskonale bezwietrzna i ciepła, a
także przepojona
najprawdziwszą, bezksiężycową magią. Nic dziwnego zatem, że w juleczkowskiej
wannie pluskała się radośnie prześliczna syrenka, wyglądająca na absolutnie
szczęśliwą, a do tego – najzupełniej zadomowioną.
- Kim
jesteś? – powtórzyła swoje pytanie oszołomiona Julka, która, nie mogąc zasnąć,
postanowiła napić się mleka i w ten sposób - przypadkiem - odkryła obecność gościa. A był to,
jak miało się później okazać, przypadek prawdziwie zbawienny: jeden z tych,
które potrafią zmienić (na lepsze!) losy świata. Ale na razie laleczka nie
miała jeszcze o tym pojęcia. Pochylała się nad wanną i zaglądała z bliska w
oczy rozigranej wodnej istoty. Były bystre, błyszczące i przyjazne, choć
jednocześnie
odrobinę – zniecierpliwione?
- No
nareszcie! – w głosie gościa, czystym i kojącym niczym szmer leśnego źródełka,
też pobrzmiewała nutka zniecierpliwienia – Nareszcie jesteś! Tyle razy już na
ciebie czekałam! Czy ty nigdy nie wstajesz w nocy?
- Nie… –
zdumiała się Julka – raczej nie… Po co? Przecież: noc jest od spania, prawda?
- „Od
spania, od spania”… – przedrzeźniła ją syrenka. – A jednak twoje siostry bez
przerwy kręcą się po domu. To pić, to siusiu, to szukanie lalek… Noc w noc. A
ty?
Dziewczynka
spojrzała przepraszająco i pochyliła główkę, ale zanim zdążyła poczuć się
winna, syrenka klasnęła w ręce i
zawołała zupełnie innym tonem:
- No dobrze!
Szkoda czasu na czcze wymówki, najważniejsze że w końcu jesteś! Wskakuj! – i przesunęła
się w prawy koniec wanny, ten pod wieszakiem
z ręcznikami kąpielowymi.
Julka wpatrzyła
się w nią wielkimi, zdumionymi oczami.
- No? Na co
czekasz? - syrenka plasnęła zachęcająco o powierzchnię wody piękną, zwinną
płetwą, którą zakończony był jej srebrny ogon. – Wskakuj, nie mamy za wiele czasu.
- Ale… w
tym? – laleczka poruszyła się wreszcie i spojrzała z niepokojem na swój
śliczny, puszysty
szlafroczek, który tak niedawno dostała od Cioci Agnieszki.
Ciocia (przyjaciółka Babci Marzenki) przysłała z Warszawy ogromną paczkę, a w
niej mnóstwo rozkosznych drobiazgów, między innymi dwa mięciutkie szlafroczki
dla dziewczynek.
- A,
faktycznie! – zaśmiała się głośno syrenka, ubawiona własnym zapominalstwem. –
Nie, nie w tym! – i ponownie podniosła ręce nad głowę i klasnęła w nie bardzo
mocno. A potem, na widok niebotycznego
zdziwienia Julki, roześmiała się jeszcze
głośniej i jeszcze weselej. A jej śmiech brzmiał zupełnie tak, jakby ktoś wysypał
na szklaną taflę garść najprawdziwszych pereł.
Laleczka tymczasem
dotykała swoich rąk, nóg i brzuszka w kompletnym osłupieniu. Następnie podbiegła
do wielkiego, kryształowego lustra,
wiszącego nad umywalką i – zerknęła ostrożnie.
- Ojej… -
westchnęła niedowierzająco, z chwili na chwilę bardziej oszołomiona. – Jak ty
to… j a k to
zrobiłaś???
Ale syrenka
śmiała się tylko swoim perlistym śmiechem i widać było, że jest bardzo z siebie
zadowolona.
Bo i
rzeczywiście – szlafroczek Julki i jej koszulka nocna leżały sobie jak gdyby
nigdy nic na pralce, ona zaś stała na środku łazienki, przyodziana w nowiutki
kostium kąpielowy, który otrzymała dziś od Rodziców. Króciutką, postrzępioną
fryzurkę przytrzymywała – ni z tego ni z owego – różowa opaska z motylkiem.
- No!
Wskakujże wreszcie! – usłyszała niecierpliwe ponaglenie – Czerwcowe noce są krótkie, musimy się śpieszyć.
I – zanim zdezorientowana
laleczka zdążyła o cokolwiek zapytać – syrenka
raz jeszcze plasnęła srebrną płetwą o wodę i zaśmiała się swoim wysokim, pełnym
słodyczy śmiechem.
- Ojej! Ha!
ha ha! Prawie zapomniałam! Ha! ha! ha! ha!!! Musisz przecież mieć odzienie na zmianę!
A potem
spoważniała, przechyliła śliczną główkę na lewe ramię i zapytała ciekawie:
- Masz jakąś
taką sukienkę, w której można cię przedstawić komuś bardzo ważnemu? No wiesz:
taką, którą byś ubrała, żeby się komuś podobać?
Julka
spiekła raczka, albowiem stanęła jej przed oczami miła twarz Królika,
porośnięta króciutkim futerkiem.
- Tak –
szepnęła – mam taka sukienkę.
- To pomyśl
o niej teraz. Wyobraź ją sobie jak
najdokładniej. I jeszcze jakieś buty; no i
coś na te włosy, żeby nie było widać, że takie ostrzyżone.
Dziewczynka
zamknęła oczy i wyobraziła sobie swoją ukochaną sukienkę na ramiączkach, z
kolorowymi falbankami i uroczą liliową
kokardeczką.
- Nie – zmarszczyła
nosek syrenka – musisz zakryć czymś te gołe ramiona.
Julka okryła
je więc w myślach wytwornym, różowym bolerkiem, przetykanym srebrną nicią, a na
stopy wsunęła liliowe pantofelki.
- A włosy? –
przypomniała syrenka, która w jakiś przedziwny sposób widziała jej wyobrażenia.
Laleczce
przyszła na myśl delikatna trójkątna chusteczka w kolorze najniższej falbany.
-
Znakomicie! – pochwaliła syrenka i klasnęła trzykrotnie w dłonie.
Ale – nic się
nie wydarzyło. Julka nadal miała na sobie swój strój kąpielowy; koszulka i szlafroczek
leżały nieodmiennie na pralce, a wniebowzięty
Kicuś przyglądał się i
przysłuchiwał całej scenie ze swego dogodnego punktu obserwacyjnego na różowej
desce.
To jednak,
jak się zaraz miało okazać, był - na wiele godzin - ostatni taki moment ciszy,
swojskości i spokoju. Albowiem – kiedy tylko Julka znalazła się w wannie (zadziwiająco
obszernej i coraz głębszej), natychmiast
popłynęła dokądś, ramię w ramię z syrenką. Płynęła tak i płynęła, bez
zmęczenia, a za to – z rosnącym upodobaniem.
Zniknęły
gdzieś ściany Juleczkowa; rozpłynął się w mrocznej przestrzeni salon babci Marzenki
i Dziadka Jureczka; ba! nawet cała ulica Kopernika, nawet Kowal cały pozostał hen
w tyle, w jakiejś dawnej,
zwyczajnej rzeczywistości; i zapadł się z wolna – albo rozpadł na miliardy maciupeńkich
kwarków – jakby nigdy nie istniał. Wokół panowała idealna ciemność, która
zdawała się gęstnieć od nieznanych wrażeń. Aż nagle – tuż przed oczami
dziewczynki zamajaczył ogromny pień potężnego Omszałego Drzewa. W tej samej chwili syrenka chwyciła ja mocno
za rękę i … wpłynęły w ów pień: miękko i bez przeszkód, jak gdyby
był z kremu czekoladowego. A gdy się
wynurzyły…
- Ojej! –
Julka gwałtownie zacisnęła powieki. Jaskrawe światło dnia oślepiło ją tak
niespodziewanie, że to aż zabolało. Po chwili rozejrzała się ostrożnie.
Wszędzie,
jak okiem sięgnąć, migotała w słońcu piękna, rwąca rzeka, o wodach tak
czystych, że miejscami – pomimo niezmierzonej głębi – widać było usłane
jantarem dno.
- A teraz
powolutku do brzegu – zarządziła w pewnej chwili syrenka. W rzece pływało tu
nieprzebrane mnóstwo wodnych stworzeń, a na niebie fruwały swobodnie ptaki,
ważki i motyle. Julka spojrzała w prawo. Z błękitnego
bezkresu wyłoniła się
znienacka prastara puszcza kujawska,
rozległa, urodzajna i szczodra. Obfitość jagód najrozmaitszych oraz krzewów,
dębów i leszczyn wabiła leśną zwierzynę; a dzikie barcie pełne były najprzedniejszego
miodu. Tu i ówdzie ktoś wykarczował całe połacie boru, widać było drogi i
wyboiste trakty, a także polany obsadzone owocującymi drzewinami. Albo takie,
na środku których stał samotny dąb, przystrojony kolorowym kwieciem.
- Ojej!!! –
zawołała nagle Julka na widok roju dziewcząt, ubranych w długie białe koszule, przewiązane
w pasie zwykłym sznurkiem. Dziewczęta miały lśniące, jasne włosy,
zaplecione w schludne warkocze, albo puszczone luźno na plecy. Patrzyły w
stronę nieba nad rzeką i wydawały się bardzo czymś poruszone.
Ale syrenka nie poświęciła im uwagi. Płynęła tylko w milczeniu, coraz bardziej
kierując się ku brzegowi. Po jakimś czasie
Julka zauważyła kolejną gromadkę. Tym razem dziewczęta znosiły na
niewielką kwadratową polanę naręcza kwiatów i kosze wypełnione owocami. Pomiędzy
nimi żwawo uwijali się chłopcy, ubrani w takie same lniane, tyle że krótkie
koszule. Chłopcy mieli dziwne – wszyscy identyczne – fryzury, i byli mniej
więcej w wieku juleczkowskich dziewczynek.
- Jesteśmy –
oznajmiła nagle syrenka, i popchnęła leciutko Julkę w stronę brzegu. A brzeg
był tutaj najbajeczniej piękny, aż dech zapierało.
Prawdziwie złota plaża, słoneczna
i rozległa; wysypana ślicznym miałkim piaskiem;
pełna różnokształtnych muszli i dorodnych, jantarowych okruchów.
Laleczka,
onieśmielona i zachwycona, wyszła z wody i stanęła nad wspaniałą rozgwiazdą.
- Gdzie my
właściwie jesteśmy?
Ale o tym gdzie
się znalazły i co się tam wydarzyło – opowiem następnym razem.
Obiecuję.