Wczesnym
rankiem całe Juleczkowo postawione zostało na nogi
przenikliwym wrzaskiem niemowlęcym. Dziewczynki, oszołomione i nie bardzo jeszcze przytomne, powyskakiwały spod swoich ciepłych kołder i wpatrzyły się w Tatusia, który biegał po całym poddaszu z rozkrzyczaną Wiktorią w ramionach. Mamusia, w najwyższym stopniu zaniepokojona, zachodziła w głowę c o też może dolegać jej maleństwu, które – dopiero co przewinięte i nakarmione –
zanosiło się teraz od płaczu i co chwilę
podkurczało nóżki.
przenikliwym wrzaskiem niemowlęcym. Dziewczynki, oszołomione i nie bardzo jeszcze przytomne, powyskakiwały spod swoich ciepłych kołder i wpatrzyły się w Tatusia, który biegał po całym poddaszu z rozkrzyczaną Wiktorią w ramionach. Mamusia, w najwyższym stopniu zaniepokojona, zachodziła w głowę c o też może dolegać jej maleństwu, które – dopiero co przewinięte i nakarmione –
Oj!
Ojojoj!!! Aż świdrowało w uszach !!! Kto by pomyślał, że w takiej małej kruszynie kryje
się tyle decybeli!
Nic dziwnego,
że hałas przywabił zza ściany Babcię Marzenkę, która – zaspana jeszcze i z
potarganymi włosami – zajrzała ostrożnie do swego salonu, a, widząc co się
dzieje, natychmiast pośpieszyła z pomocą:
- Ależ ona
ma kolkę! – zawołała, zaglądając do juleczkowskiej sypialni. –Trzeba szybciutko
rozmasować jej brzuszek! I podać herbatkę koperkową – i Babcia pobiegła do
swojej kuchni nastawić wodę w czajniku.
Ufff… To nie
był łatwy poranek. I – jak się okazało – stanowił on zaledwie wstęp do pełnego
wrażeń dnia. Przedziwnego dnia, najzupełniej odmiennego od wszystkich, jakie
dotąd laleczki spędziły w Juleczkowie.
radzą sobie z b u d o w a n i e m domów, niż z codziennym w nich gospodarowaniem.
Dziewczynki
tymczasem przyglądały się z upodobaniem jak Mamusia karmi ich maleńką siostrzyczkę. Naraz -
gdzieś na parterze rozległ się przeraźliwy huk i brzęk tłuczonego szkła. W
pierwszej chwili zamarły, po czym natychmiast – zaciekawione i odrobinę
przestraszone – popędziły wszystkie cztery do kuchni. Tutaj ich oczom ukazał
się opłakany widok. Na lśniącej, białej posadzce leżał stos szklanek, a raczej
to, co z nich teraz zostało. Obok, przewrócony dnem do góry i też nadpęknięty
spoczywał piękny czerwony kosz, w którym Mamusia przechowywała owe szklanki. A
pośród całego tego kataklizmu stał skamieniały Tatuś z
osłupiałą twarzą i bezradnie opuszczonymi rękami.
osłupiałą twarzą i bezradnie opuszczonymi rękami.
- Dobrze, że
Mamusia tego nie widzi – szepnęła zatrwożona Izusia.
- Ale dowie
się przecież – jęknął rozpaczliwie Tatuś. – Taki pech, taki okropny pech. Sam
nie wiem jak mi się to wyślizgnęło z ręki. Szukałem tylko majeranku…
- W koszu ze
szklankami??? – Julka jeszcze szerzej otworzyła oczy.
Na dźwięk
niebotycznego zdumienia w jej głosie Tatuś otrząsnął się
wreszcie z bezruchu.
- Nie
wchodźcie tu! – krzyknął do córeczek. – Jeszcze mi się która skaleczy
!
- No przecież trzeba to posprzątać – Nataszka, która nie znosiła bałaganu, zdecydowała się przestąpić próg kuchni.
!
- No przecież trzeba to posprzątać – Nataszka, która nie znosiła bałaganu, zdecydowała się przestąpić próg kuchni.
- Ani mi się
waż! – zdenerwował się jeszcze bardziej Tatuś. – Sam to zrobię!. Uciekajcie!
- Tylko… – dorzucił
prosząco, kiedy wycofały się już do holu – tylko nie mówcie na razie nic Mamusi.
Może uda mi się jakoś odkupić te szklanki…
Obiecały, że
nie powiedzą.
- Ojej! - zawołała na widok Tatusia, uprzątającego stos szklanych
okruchów. – Widzę, że przybywam w samą porę.
okruchów. – Widzę, że przybywam w samą porę.
Istotnie.
Czas na tę zbawienną odsiecz był już doprawdy najwyższy. Zwłaszcza, że Ciocia przyniosła ze sobą nie tylko uśmiech,
krzepiącą pomoc i radosny optymizm, ale
i całkiem wymierny gościniec w postaci ogromnego kosza, wypełnionego
obiadowymi smakowitościami. A także śliczną papierową torebeczkę w aniołki, z drobiazgami dla Mamusi i Wiktorii.
obiadowymi smakowitościami. A także śliczną papierową torebeczkę w aniołki, z drobiazgami dla Mamusi i Wiktorii.
- Ciekawe,
czy mu się uda – niepokoiła się Zosia.
- I czy
zdąży wrócić na obiad – zamartwiała się
pedantyczna Nataszka.
Ale Ciocia
Ania uspokoiła je, że sklep z artykułami gospodarstwa
domowego znajduje się tuż
za rogiem, i że szklanek w nim nie brakuje.
I rzeczywiście - zanim jeszcze Wiktoria obudziła się na następne karmienie, Tatuś wrócił do domu. W jednej ręce trzymał karton ze szklankami, a w drugiej... och!... wytworną kremową doniczkę, w której rozkwitał właśnie bukiet najpiękniejszych tulipanów. Szklanki zostały umyte i ustawione na suszarce, a z kwiatami Tatuś wjechał na poddasze i z ogromną czułością wręczył je Mamusi. Jakże się uradowała! Wtuliła twarz w chłodne liliowe płatki i spoglądała na Tatusia uśmiechniętymi, szczęśliwymi oczami. I wszystkim zrobiło się bardzo bardzo przyjemnie. A potem
dzieci nakryły dla siebie w jadalni; a dorośli zasiedli do obiadu na poddaszu, przy
białym stoliku dziewczynek, żeby Mamusi, która nie mogła jeszcze poruszać się
po domu, nie było smutno jeść samej. I wszyscy byli w doskonałych
humorach; najbardziej zaś promieniał radością Tatuś, któremu udało się sprawić, że nastrój w domu zapanował prawdziwie świąteczny.
humorach; najbardziej zaś promieniał radością Tatuś, któremu udało się sprawić, że nastrój w domu zapanował prawdziwie świąteczny.
Obiad był
wyśmienity, a sprzątanie po nim, pod
czujnym i wprawnym okiem Cioci, przebiegało prężnie i bez usterek.
Po obiedzie
zaś…
Ale o tym co
wydarzyło się po obiedzie i skąd wziął się w Juleczkowie gwarny i wesoły tłum
Gości – opowiem następnym razem.
Obiecuję.
Poważna historia w zabawnym świecie lalek. Bardzo oryginalne.
OdpowiedzUsuń