JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

sobota, 13 września 2014

31. WANILIOWE BABECZKI CIOCI ANI






N A T A S Z K A



Po obiedzie i po tym, jak maleńka Wiktoria po raz kolejny została
przewinięta, nakarmiona i ułożona do snu w kołysce, Ciocia Ania okryła swoją śliczną sukienkę fartuszkiem Mamusi, po czym zamknęła się z dziewczynkami w kuchni , gdzie z wielkim zapałem przystąpiły do pieczenia babeczek waniliowych. Precyzyjnym ruchom Cioci - oraz
wypiekom na policzkach jej pomocnic - towarzyszyły wesołe przekomarzanki i wybuchy śmiechu, które jednak co i rusz wzajemnie uciszano. Tatuś tymczasem najpierw poprasował - pod czujnym okiem Mamusi - śpioszki i kaftaniki Wiktorii,
a potem zajął się pieleniem ogródka za domem (a czas był po temu najwyższy!). Szaruś i Jantar
pobiegli tam za nim i zdrowo dokazywali na obrzeżonych muszelkami ścieżkach. Kicuś natomiast, który jak zwykle nie odstępował swojej ukochanej Julki, kręcił się pod nogami Cioci i dziewczynek, ale ponieważ wszyscy zdążyli się już do tego przyzwyczaić, nikomu to nie przeszkadzało.



Aż tu nagle – właśnie w chwili, kiedy ostatni krzaczek rdestu został
usunięty z grządki z marchewkami, a w kuchni Nataszka polukrowała ulubionym różowym lukrem ostatnią babeczkę – u drzwi wejściowych rozległy się jakieś głosy i chichociki, a wreszcie – głośne pukanie. Izusia pobiegła otworzyć. Ojej!!! To Ciocia Zosia, siostra Mamusi, z Majką, Karolcią i Jasiem! Ciocia była niezwykle podobna
do Mamusi, tylko włosy w nieco innym odcieniu nosiła rozpuszczone. Jej synek i obie córeczki były mniej więcej w wieku juleczkowskich dziewczynek; a ponieważ dzieci od dość dawna się nie
widziały, to piskom, uściskom i okrzykom nie było końca. Ciocia przywiozła upominki dla Wiktorii i Mamusi, a także cztery czekolady dla siostrzenic. Ogromne czekolady! Z kuchni nadbiegła Ciocia Ania, która właśnie skończyła
sprzątać po pieczeniu, zatem uściski oraz popiskiwania zaczęły się od nowa.
W tym momencie raz jeszcze  zapukano do drzwi  i – w progu stanęła Ciocia Wiesia ze swoimi bliźniaczkami: Olusią i Serafinką. Dziewczynki były właściwie identyczne, tyle że Olusia miała długie, ciemne włosy swojej Mamy, a Serafinka – jasny, kędzierzawy kucyk na czubku głowy. I znowu nastąpiła seria radosnych powitań, na co z
ogrodu wyłonił się Tatuś z bukietem kwiatów i umazanymi ziemią rękami. I w asyście rozbrykanych szczeniaczków, oczywiście. Ach! Jakiż radosny rozgardiasz zapanował w obszernym holu Juleczkowa! Ileż wzajemnego przyglądania się sobie, zaciekawionych pytań, serdecznych przytulań, całusków, roześmianych odpowiedzi. Oczywiście – w chwili tak szczęśliwej nie mogło zabraknąć Cioci Joli i Antosia, toteż nikogo w zasadzie nie zdziwiło jeszcze jedno
pukanie do drzwi i widok kolejnych Gości. Ciocia Jola, która była siostrą Tatusia, również przyniosła (podobnie, zresztą, jak Ciocia Wiesia) podarunki dla Mamusi i Wiktorii, oraz – czekolady dla dziewczynek. Całe szczęście, że było już   p o   obiedzie.
Ufff… Jak dobrze, że Ciocia Ania wymyśliła – i upiekła! – te babeczki. W przeciwnym razie nie byłoby bowiem czym poczęstować tylu przemiłych gości. A tak można było bez obawy
zaprosić wszystkich do stołu. Ale najpierw… Najpierw uczyniono coś, co
czyniło się – i nadal czyni – od zarania dziejów, za każdym razem, kiedy na świat przychodzi nowe życie. W pierwszym rzędzie zatem wszyscy kolejno udali się do łazienki by umyć ręce; a potem cichutko, na paluszkach,
wjechali na poddasze oglądać i podziwiać niemowlę.
Ach, jakie maleńkie ma raczki. I jakie usteczka słodkie! Wykapana Mamusia. I te policzki śliczniuchne! Ale brwi ma tatusiowe! I włoski; włoski też ma po Tatusiu, bo – jak się spojrzy pod światło – to widać już ciemnawy meszek. Ach! Jak to sobie śpi rozkosznie! O, i uśmiecha się przez sen, kruszyneczka bezbronna.

I tak dalej, i tym podobne – przez długi, kochający kwadrans. A każdy
szepnął coś miłego; każdy coś wyjątkowego zauważył. Rodzina i Przyjaciele, skupieni wokół kołyski, wyglądali jak gdyby zaklinali bezpieczną przyszłość maleństwa,
i przywoływali doń dobry, szczęśliwy Los.
Tatuś, stojący z boku, spoglądał na wszystkich radosnymi, pełnymi dumy oczami; a Mamusia, bledziutka jeszcze, ale bardzo wdzięczna, z trudem powstrzymywała łzy wzruszenia.

A potem Ciocie przewinęły Wiktorię i podały Mamusi do nakarmienia; a Tatuś zjechał do kuchni, by nastawić wodę na herbatę i kawę.

Podwieczorek był prawdziwie królewski! Babeczki Cioci Ani okazały się rewelacyjne; a kiedy jeszcze dziewczynki pochwaliły się, że piekły je razem z Ciocią – zniknęły w ciągu kilku chwil i nie
pozostał po nich nawet okruszek. Tylko Nataszka, kiedy nikt nie patrzył, wsunęła jedną do kieszonki, a potem niepostrzeżenie przełożyła ją do stojącego na kominku alabastrowego koszyczka. Była bowiem pewna, że w drzwiach tarasu – na którym dzieci zajadały owe waniliowe smakołyki – mignęła szpiczasta czerwona czapeczka i fioletowy kubraczek Skrzata Franciszka.
Podczas gdy dzieci biesiadowały pod zabawnym, koronkowym parasolem, dorośli – rozkoszując się babeczkami i czekoladą, którą dziewczynki uczciwie się ze wszystkimi podzieliły – towarzyszyli Mamusi na poddaszu. 
Musieli, co prawda, mieć się na baczności i pod żadnym pozorem   n i e   h a ł a s o w a ć , nie przeszkadzało im to jednak śmiać się i rozmawiać ściszonymi głosami; i w ogóle – bawić się przednio.

A potem Tatuś oprowadził po posiadłości Ciocię Zosię i Ciocię Wiesię,
które były tu po raz pierwszy. Ciocia Ania zaś z Ciocią Jolą postanowiły sprzątnąć i pomyć naczynia po słodkiej uczcie. A także podszykować coś pożywnego na kolację, która zapowiadała się równie gwarnie i wesoło.
Dziewczynki tymczasem poznosiły na dół swoje kaski, deski, rowerki, piłki i rakietki, a także śliczny wózeczek z misiem; i cała dziesięcioosobowa czeredka bawiła się na trawniku przed domem. A wraz z nimi bawił się Kicuś i obydwa pieski, rozochocone co niemiara taką niespotykaną ilością nóg do obskakiwania.

Później zaś…

Ale o tym, co wydarzyło się później i kto jeszcze zjawił się tego dnia w Juleczkowie; a także kto w nim został na noc i co z tego wszystkiego wynikło – opowiem następnym razem.

Obiecuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz