Władczyni
Wszelkiej Mądrości, widząc nagłą rozpacz Justynki, miała nieodpartą ochotę
pogłaskać ją po zapłakanej buzi. W końcu to tylko małe biedne Elfiątko; w
dodatku - najwierniejsza przyjaciółka Malwinki i
najgorętsza zwolenniczka jej
udaremnionych zaślubin. Nic dziwnego, że postanowiła (własnowolnie!) zaradzić złu.
Nie!
Władczyni cofnęła jednak dłoń. Absolutnie
nie wolno okazać teraz Justynce tkliwości. Naruszyła wszak obowiązujące zasady i powinna zostać ukarana.
Władczyni
zmarszczyła swoje piękne brwi ukryte pod koroną z najjaśniejszego jantaru. Ta
korona od tysiącleci była wskaźnikiem nieposłuszeństwa w Elfinacie: Pani tej krainy
wkładała ją zawsze, ilekroć
musiała ukarać któregoś ze swoich poddanych.
Zosia z
niekłamanym zainteresowaniem przyglądała się i przysłuchiwała scenie w
Granicznym Ogrodzie. I przez cały czas
zastanawiała się, w jakim celu Justynka
sprowadziła ją do Elfinatu.
To samo pytanie zadawała akurat Władczyni .
- Bo ona jest Właściwą Osobą – Elfinka otarła
mokre policzki. – Skrzat
Franciszek mi powiedział.
- Ona? –
Władczyni skierowała ku laleczce uważne spojrzenie. Wyraz jej twarzy i ton głosu pełne były
powątpiewania.
- Tak – Justynka
przekonująco pokiwała głową. – Jest rozbrykana, zwinna i szybka. Mówi co myśli
i robi co chce. I nie niszczeje jak ludzie. A do tego jest z zewnątrz, a Skrzat
Franciszek mówił, że tylko ktoś, kto nie zna naszych praw może nam pomóc. I… I…
- Tak?
- I…
Malwinka na pewno ją polubi - cieniutki
głosik Justynki załamał się niebezpiecznie. - I może się wreszcie uśmiechnie. Od
dwóch tysięcy lat nie uśmiechnęła się ani razu… - dokończyła szeptem i niziutko
opuściła głowę.
To prawda.
Malwinka była bezgranicznie smutna. A wraz z nią smucił się cały Elfinat. Od
wielu stuleci nikt w nim nie tańczył, nie śpiewał, nie spraszał przyjaciół. Nie nawoływał do zabaw, gier ani figli. Elfy snuły się tylko z kąta w
kąt; miały smętne, apatyczne skrzydła i zatrważająco nieszczęśliwe oczy.
Wszystko
zaczęło się od owych udaremnionych zaślubin.
Przed tysiącami
lat Władczyni Wszelkiej Mądrości udzieliła schronienia Północnym Elfom. Wdzięczne, przyjazne i uczynne, z upływem czasu stały się pełnoprawnymi mieszkańcami Elfinatu. Wtopiły się w jego społeczność, i gdyby nie kształt uszu i przeźroczystość skrzydeł, niczym nie różniłyby się od Elfów Kujawskich. Niestety! Uwierzyły, że kiedy Malwinka się wyprowadzi, szczęście opuści Elfinat; w związku z czym bez skrupułów uprowadziły i uwięziły gdzieś Jaromira. O! Jakże wstrząsnęła kujawskim światem ich nikczemność! Aż zadrżał cały w posadach. A potem? Ile próśb, przekonywań błagań. Ile poszukiwań, trudu, nieprzespanych miesięcy,
przepłakanych stuleci. Wszystko na nic!
lat Władczyni Wszelkiej Mądrości udzieliła schronienia Północnym Elfom. Wdzięczne, przyjazne i uczynne, z upływem czasu stały się pełnoprawnymi mieszkańcami Elfinatu. Wtopiły się w jego społeczność, i gdyby nie kształt uszu i przeźroczystość skrzydeł, niczym nie różniłyby się od Elfów Kujawskich. Niestety! Uwierzyły, że kiedy Malwinka się wyprowadzi, szczęście opuści Elfinat; w związku z czym bez skrupułów uprowadziły i uwięziły gdzieś Jaromira. O! Jakże wstrząsnęła kujawskim światem ich nikczemność! Aż zadrżał cały w posadach. A potem? Ile próśb, przekonywań błagań. Ile poszukiwań, trudu, nieprzespanych miesięcy,
przepłakanych stuleci. Wszystko na nic!
Szlachetne
serce Władczyni łkało z żalu nad niedolą Malwinki i całego Elfinatu. Ale – pomimo nieustannych wysiłków – nie potrafiła odwrócić złego losu. Nikt nie potrafił! Czyżby teraz ta niepozorna laleczka? Nakazała
Zosi zbliżyć się i opowiedzieć o sobie.
Justynkę tymczasem
odesłano do Zakątka Odosobnienia. Było to dziwne, nieprzyjemne miejsce,
przyprawiające o dreszcz trwogi zarówno Elfiątka,
jak i dorosłe Elfy. Znajdowało się w samym narożu łąki, tam gdzie magnolie stykały się z jabłoniami, tuż za gęstwiną ich pachnącego kwiecia. Głuchy, mroczny kąt, sprawiający wrażenie, jakby wszystko w nim obumarło. Z prawej strony stos szorstkich gałęzi, obsypanych suchymi igłami (o których nawet najstarsze Elfy nie wiedziały skąd się tam wzięły) nazwano Zakątkiem Przemyśleń. Tam
nieposłuszny mieszkaniec Elfinatu zastanawiał się nad swoim postępowaniem. Następnie przechodził do Zakątka Kar, który był kłującą gmatwaniną ostrych, suchych konarów, i tam – samotny, a często i przerażony – przebywał aż do odwołania. Trzeba przyznać, że bardzo niewielu poddanych Władczyni Wszelkiej Mądrości bywało dotąd odsyłanych do Zakątka Odosobnienia. Elfy Kujawskie to pogodna, przyjazna gromadka, przestrzegająca z dawien dawna
ustanowionego porządku. No, ale niekiedy zdarzały się wyjątki. Tak jak teraz.
jak i dorosłe Elfy. Znajdowało się w samym narożu łąki, tam gdzie magnolie stykały się z jabłoniami, tuż za gęstwiną ich pachnącego kwiecia. Głuchy, mroczny kąt, sprawiający wrażenie, jakby wszystko w nim obumarło. Z prawej strony stos szorstkich gałęzi, obsypanych suchymi igłami (o których nawet najstarsze Elfy nie wiedziały skąd się tam wzięły) nazwano Zakątkiem Przemyśleń. Tam
nieposłuszny mieszkaniec Elfinatu zastanawiał się nad swoim postępowaniem. Następnie przechodził do Zakątka Kar, który był kłującą gmatwaniną ostrych, suchych konarów, i tam – samotny, a często i przerażony – przebywał aż do odwołania. Trzeba przyznać, że bardzo niewielu poddanych Władczyni Wszelkiej Mądrości bywało dotąd odsyłanych do Zakątka Odosobnienia. Elfy Kujawskie to pogodna, przyjazna gromadka, przestrzegająca z dawien dawna
ustanowionego porządku. No, ale niekiedy zdarzały się wyjątki. Tak jak teraz.
Podczas gdy
Zosia opowiadała Władczyni o Juleczkowie i swojej Rodzinie, Justynka kuliła się
wśród pożółkłych igieł w Zakątku Przemyśleń. Po nieskończenie długim czasie przybył do niej Elf Posłaniec z zapytaniem czy
rozumie już, że źle postąpiła. Nie.
Justynka żadną miarą nie mogła się z tym zgodzić.
- Okazałam
nieposłuszeństwo, ale postąpiłam słusznie – powiedziała z uporem, pomimo lęku, że przedłużą jej karę. – I znowu
bym tak postąpiła, gdyby trzeba było kogoś ratować – dorzuciła, nieustępliwie i
hardo.
Elf
Posłaniec szeroko otworzył oczy, po czym podążył przekazać Władczyni te
zuchwałe słowa.
- Nie będziesz
się bała? – spojrzała niepewnie na laleczkę. – To najstraszniejsze miejsce na
świecie.
Z jej
ogromnych, fiołkowych oczu wyzierał smutek, ale cała postać tchnęła
nieuchwytnym wdziękiem i słodyczą.
- A ty? –
zapytała Zosia. – Boisz się?
- Chyba tak –
przyznała śliczna Elfinka. – Ale Justynka boi się bardziej. I
jest tam zupełnie sama. Mamy umilić jej karę.
jest tam zupełnie sama. Mamy umilić jej karę.
- Jak to???
- Władczyni
nie mogła się wycofać. Ale rozumie dlaczego Justynka tak postąpiła. Sama
przecież bardzo mnie kocha. I cały Elfinat. I dlatego pozwoliła nam złagodzić
ten okropny pobyt w Odosobnieniu.
- Jak? - chciała
wiedzieć Zosia, ale właśnie dofrunęły.
Ach! Jakże
obie Elfinki uradowały się na swój widok. Uściskom i pocałunkom nie było końca.
Tylko uśmiechu brakowało w tej wzruszającej scenie. A potem wszystkie trzy usadowiły się ostrożnie
wśród ciernistych gałęzi i – ośmielając
jedna drugą – zaczęły zwierzać się sobie ze swoich najskrytszych uczuć, marzeń
i sekretów. Justynka i Malwinka znały się od wielu tysięcy lat, ale Zosia była kimś
zupełnie nowym (i to kimś niosącym
nadzieję ), toteż chciały wiedzieć o niej wszystko. A kiedy już nasłuchały się do syta o Juleczkowie i o burzliwych kolejach losu jego licznych mieszkańców, Malwinka – płoniąc się i roniąc łzy – opowiedziała historię swojej pięknej miłości do Jaromira. A także o nim samym: najsilniejszym, a zarazem najbardziej delikatnym, romantycznym i wrażliwym młodym Elfie w całej pokrzewnieńskiej okolicy. A potem z niewielkiego fiołkowego medalionu, ukrytego pod bladozłotą sukienką, wyjęła swój najcenniejszy skarb: maleńkie serce – podarek od ukochanego
nadzieję ), toteż chciały wiedzieć o niej wszystko. A kiedy już nasłuchały się do syta o Juleczkowie i o burzliwych kolejach losu jego licznych mieszkańców, Malwinka – płoniąc się i roniąc łzy – opowiedziała historię swojej pięknej miłości do Jaromira. A także o nim samym: najsilniejszym, a zarazem najbardziej delikatnym, romantycznym i wrażliwym młodym Elfie w całej pokrzewnieńskiej okolicy. A potem z niewielkiego fiołkowego medalionu, ukrytego pod bladozłotą sukienką, wyjęła swój najcenniejszy skarb: maleńkie serce – podarek od ukochanego
- Ojej – szczerze
zachwyciła się Zosia – nigdy nie widziałam czegoś tak ślicznego.
Serce,
wycyzelowane kunsztowne w kawałku szkarłatnego jantaru, było rzeczywiście
niezwykle piękne.
- Ja też
nigdy go nie widziałam. Skąd je masz?
- Ojej! –
krzyknęła nagle Justynka, zrywając się na równe nogi i nie bacząc, że ciernie
wkłuwają się jej w skrzydła i sukienkę. – Ojej!!! To jest TO! To o TYM mówił Skrzat Franciszek!
Ale – czym było
owo TO, i co dokładnie mówił Skrzat Franciszek, opowiem następnym razem .
Obiecuję.