JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

środa, 20 sierpnia 2014

25. MIŁOŚĆ W OGRODZIE GRANICZNYM
















- To zdarzyło się jakiś czas temu – Justynka rozsiadła się wygodnie pośród
zielonych igiełek i z westchnieniem ulgi ułożyła na nich swoje zmęczone skrzydła (ostrożnie, żeby ich nie pokłuć). – Wiosna zaczęła się wtedy wcześniej niż zwykle – ciągnęła w zamyśleniu – gorąca i pełna pszczół i ptaków... I wtedy, wraz z kwiatami, w Elfinacie zakwitła miłość. Najszczęśliwsza i najpiękniejsza jaką w życiu widziano…
Tu Elfinka umilkła, przymknęła oczy i – z rozmarzonym uśmiechem na miłej buzi – zatonęła w błogich wspomnieniach.
- A… kto się zakochał? – nieśmiało przerwała jej milczenie Zosia.
- Co?   A.    Tak.   Zakochali się w sobie bez pamięci. Za to z absolutną wzajemnością…
- Ale   k t o ?  - powtórzyła z naciskiem laleczka, widząc, że Justynka znowu popada w swe rozanielone odrętwienie.
- Oni:  Elf Jaromir i Elfinka Malwinka.
- Śliczne imię – zachwyciła się Zosia. – Takie kwiatowe.

- Owszem – przytaknęła Justynka. – Malwinka otrzymała je na pamiątkę
miejsca swoich narodzin. My, Elfy – dodała tonem objaśnienia, widząc pytanie malujące się w spojrzeniu  Zosi – przychodzimy na świat w Zaklętej Perłowej Muszli. Ta Muszla milion lat temu spoczywała na dnie Krzywni. Teraz jest ukryta w najbardziej tajemnym zakątku Elfinatu. Strzeże jej Zaczarowana Łabędzica. Nasze mamy wfruwają do niej, kiedy nadchodzi właściwa pora, i tam przychodzimy na świat.

- Wszystkie?

- Właściwie tak. Ale czasem zdarza się, że któraś mama nie zdąży dotrzeć do Muszli;  wtedy wybiera najbliższy kwiat i tam rodzi swoje Elfiątko. Tak było z mamą Malwinki.  Powiła swoją córeczkę w Ogrodzie, znajdującym się dokładnie na granicy Elfinatu i Krainy Prastarych Legend, z której właśnie wracała. Wybrała najpiękniejszą malwę, jaka kiedykolwiek kwitła na ziemi: wysoką, smukłą, o barwie świeżo rozkwitłych fiołków…

- I dlatego miała to imię! – ucieszyła się laleczka.

- M a – poprawiła z naciskiem Elfinka. -   Ma  to imię. Ona przecie wciąż
istnieje. Wkrótce ją poznasz.
- A jak wygląda?

- Jest śliczna! Ma słodkie fiołkowe oczy, ogromną burzę loków, też fiołkowych , i cudowne  fiołkowo-mleczne skrzydła , delikatne w ruchu i finezyjne w kształcie. Najpiękniejsze ze wszystkich elfich skrzydeł…

Widać było, że Justynka bardzo lubi Elfinkę Malwinkę.

- Jesteście przyjaciółkami? A może to twoja siostra?

- Nie;  my, mieszkańcy Elfinatu,  jesteśmy zawsze jedynakami. Ale bardzo
ją kocham. Najbardziej na świecie. I zrobiłabym wszystko, żeby znowu się uśmiechała…
- A… nie uśmiecha?

- Nie  - twarz Justynki spochmurniała nagle, zupełnie jakby ktoś jednym dmuchnięciem zgasił  lampki w jej niebieskich oczach.

Cisza, która zapadła, wydawała się gęstnieć od smutku.

- A on? Elf Jaromir? – Zosia próbowała wyrwać Justynkę z tej posępnej zadumy.

Ale, wbrew jej oczekiwaniom, Elfinka posmutniała jeszcze bardziej. Zgarbiła się, skuliła w sobie i markotnie zwiesiła główkę.
Nawet jej sterczące warkocze wydawały się mniej buńczuczne.
W sercu Zosi wezbrała fala gorącego współczucia. Dotknęła ramienia Elfinki; najpierw nieśmiało i trochę niezręcznie, potem odrobinę mocniej, aż wreszcie z całej siły przytuliła ją do siebie.  I trwały tak przez jakiś czas w owym kojącym uścisku. I w milczeniu, które pozwoliło Justynce zebrać i uspokoić znękane wspomnieniem myśli.

I żadna z nich nie miała pojęcia, że – odkąd opuściły Juleczkowo – nieustannie obserwuje je gromadka przejrzystoskrzydłych Elfów  i z napiętą uwagą nasłuchuje każdego ich słowa.  Teraz też.

 - Jaromir zakochał się – wróciła do swej opowieści Justynka – zakochał się w Malwince od pierwszego wejrzenia. On nie był z Elfinatu. Mieszkał z rodzicami i bliźniaczą siostrą…

- Ale przecież mówiłaś, że wszyscy jesteście jedynakami! – wyrwało się niechcący zaskoczonej Zosi.

- My, Elfy z Elfinatu:  tak. Każda nasza dorosła Elfinka  może powić tylko jedno Elfiątko. Tak było odkąd  świat zaczął powstawać z pyłu wygasłych  gwiazd.  I zawsze tak pozostanie.  Ale Jaromir pochodził  z Krainy Prastarych Legend. On i jego rodzina należą do rodu Elfów Starokujawskich. To bardzo niewielki ród. Ale ogromnie znaczący. Stanowili najbardziej zaufaną przyboczną asystę Złotowłosej Kujawskiej Wróżki. Nigdy jej nie odstępowali.  Jeden Jaromir… Ale jego zadaniem było wyławianie najpiękniejszych okazów jantaru z przybrzeżnych wód Strugi. Najwięcej pracy miał po nocnych nawałnicach, albo po powodziach. Całymi tygodniami przeszukiwał wtedy zmącone dno i najcenniejsze  znaleziska składał u stóp Wróżki. A ona dzieliła się nimi ze wszystkimi wokół: ze Skrzatami, z nami, nawet z
ludźmi. Szczęśliwe to były czasy… - W oczach Justynki znowu błysnęły rozkoszne, niebieskie światełka.
- … Jaromir pierwszy raz zobaczył Malwinkę  w owym Granicznym Ogrodzie, w którym niegdyś przyszła na świat. Ona też… - rozmarzyła się Justynka – ona też od razu go zauważyła.  Brwi miał niczym jaskółcze skrzydła i włosy jak słoneczne promienie… Odtąd nieustannie już widywano ich razem. Wszystko i zawsze robili wspólnie. On był silny i lotny, ona delikatna, ale pracowita. Idealnie do siebie pasowali. Nawet jego skrzydła, giętkie i dalekosiężne, były tej samej barwy co jej włosy. Wszyscy polubili to ich bycie razem i wzajemny szacunek, jakim się darzyli. Tylko
nasza Władczyni Wszelkiej Mądrości…  Ale…  Jej  było najtrudniej. Kochała Malwinkę jak własną córkę. A do tego wiadomo od tysiącleci, że dziecię urodzone w kwiatach przynosi szczęście swojemu rodowi.  Tymczasem, po zaślubieniu  Jaromira,  Malwinka musiałaby zamieszkać z jego rodem w Krainie Prastarych Legend. I całe szczęście wywędrowałoby z Elfinatu do tej Krainy… Nie, niełatwe miała zadanie nasza mądra Władczyni… W końcu jednak, mając na uwadze wyłącznie
dobro Malwinki, wyraziła zgodę na te niezwykłe zaślubiny między
dwoma odrębnymi rodami. Taaak… Na jej decyzję miało pewnie wpływ i to, że Jaromira, pomimo młodego wieku, ogromnie już poważano i ceniono. I ta o nim opinia rozeszła się daleko poza granice naszych rodów...
- I co? – zapytała Zosia, wstrzymując oddech. – Co było dalej?

- W jakiś czas później, ale nie za długo,  zwołano prawdziwie królewską Naradę.  W samo południe, kiedy słońce stało najwyżej, a cienie istnień i uczynków  skracały się i przestawały szkodzić życiu, zjawiła się w Granicznym Ogrodzie Najważniejsza Trójka: Złotowłosa Kujawska Wróżka
z orszakiem nieodłącznych  Kujawek, nasza Władczyni Wszelkiej Mądrości ze świtą najstarszych Elfów i dostojny choć maleńki Król Skrzatów Kujawskich  w asyście Skrzata Franciszka.  Rozmawiano przyjaźnie, ale rzeczowo. Omówiono dokładnie każdy szczegół zaślubin i mających po nich nastąpić uroczystych przenosin Malwinki do Krainy Prastarych Legend… - Justynka zamilkła.
- I co??? – popędziła ją znowu laleczka.
Elfinka westchnęła – głęboko i ciężko.

- Nikt, ale to zupełnie nikt nie zauważył, że do Granicznego Ogrodu zakradło się całe mnóstwo Północnych Elfów. Może dlatego, że ich skrzydła były zupełnie przeźroczyste i w ogóle nie odbijały się od przestrzeni, a może
dlatego, że w samo południe nikczemność ukrywa się tak samo jak cienie… Kto to wie…  Dość, że Północne Elfy podsłuchały całą Naradę i postanowiły zapobiec  zaślubinom.
- Ale dlaczego??? – zawołała Zosia, zarazem oburzona i zaskoczona.

Ale o tym, dlaczego Północne Elfy postanowiły nie dopuścić zo zaślubin Elfinki Malwinki i Elfa Jaromira – opowiem następnym razem.

Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz