zielonych
igiełek i z westchnieniem ulgi ułożyła na nich swoje zmęczone skrzydła
(ostrożnie, żeby ich nie pokłuć). – Wiosna zaczęła się wtedy wcześniej niż
zwykle – ciągnęła w zamyśleniu – gorąca i pełna pszczół i ptaków... I wtedy,
wraz z kwiatami, w Elfinacie zakwitła miłość. Najszczęśliwsza i najpiękniejsza
jaką w życiu widziano…
Tu Elfinka
umilkła, przymknęła oczy i – z rozmarzonym uśmiechem na miłej buzi – zatonęła w
błogich wspomnieniach.
- Co? A. Tak. Zakochali się w sobie bez pamięci. Za to z absolutną
wzajemnością…
- Ale k t o ?
- powtórzyła z naciskiem laleczka, widząc, że Justynka znowu popada w
swe rozanielone odrętwienie.
- Oni: Elf Jaromir i Elfinka Malwinka.
- Śliczne
imię – zachwyciła się Zosia. – Takie kwiatowe.
- Owszem –
przytaknęła Justynka. – Malwinka otrzymała je na pamiątkę
miejsca swoich narodzin. My, Elfy – dodała tonem objaśnienia, widząc pytanie malujące się w spojrzeniu Zosi – przychodzimy na świat w Zaklętej Perłowej Muszli. Ta Muszla milion lat temu spoczywała na dnie Krzywni. Teraz jest ukryta w najbardziej tajemnym zakątku Elfinatu. Strzeże jej Zaczarowana Łabędzica. Nasze mamy wfruwają do niej, kiedy nadchodzi właściwa pora, i tam przychodzimy na świat.
miejsca swoich narodzin. My, Elfy – dodała tonem objaśnienia, widząc pytanie malujące się w spojrzeniu Zosi – przychodzimy na świat w Zaklętej Perłowej Muszli. Ta Muszla milion lat temu spoczywała na dnie Krzywni. Teraz jest ukryta w najbardziej tajemnym zakątku Elfinatu. Strzeże jej Zaczarowana Łabędzica. Nasze mamy wfruwają do niej, kiedy nadchodzi właściwa pora, i tam przychodzimy na świat.
- Wszystkie?
- Właściwie
tak. Ale czasem zdarza się, że któraś mama nie zdąży dotrzeć do Muszli; wtedy wybiera najbliższy kwiat i tam rodzi
swoje Elfiątko. Tak było z mamą Malwinki. Powiła swoją córeczkę w Ogrodzie, znajdującym
się dokładnie na granicy Elfinatu i Krainy Prastarych Legend, z której właśnie
wracała. Wybrała najpiękniejszą malwę, jaka kiedykolwiek kwitła na ziemi:
wysoką, smukłą, o barwie świeżo rozkwitłych fiołków…
- I dlatego
miała to imię! – ucieszyła się laleczka.
- M a –
poprawiła z naciskiem Elfinka. - Ma to imię. Ona przecie wciąż
istnieje. Wkrótce
ją poznasz.
- A jak
wygląda?
- Jest
śliczna! Ma słodkie fiołkowe oczy, ogromną burzę loków, też fiołkowych , i
cudowne fiołkowo-mleczne skrzydła ,
delikatne w ruchu i finezyjne w kształcie. Najpiękniejsze ze wszystkich elfich
skrzydeł…
Widać było,
że Justynka bardzo lubi Elfinkę Malwinkę.
- Jesteście
przyjaciółkami? A może to twoja siostra?
- Nie; my, mieszkańcy Elfinatu, jesteśmy zawsze jedynakami. Ale bardzo
- A… nie
uśmiecha?
- Nie - twarz Justynki spochmurniała nagle, zupełnie
jakby ktoś jednym dmuchnięciem zgasił lampki
w jej niebieskich oczach.
Cisza, która
zapadła, wydawała się gęstnieć od smutku.
- A on? Elf
Jaromir? – Zosia próbowała wyrwać Justynkę z tej posępnej zadumy.
Ale, wbrew jej
oczekiwaniom, Elfinka posmutniała jeszcze bardziej. Zgarbiła się, skuliła w
sobie i markotnie zwiesiła główkę.
Nawet jej sterczące warkocze wydawały się
mniej buńczuczne.
W sercu Zosi
wezbrała fala gorącego współczucia. Dotknęła ramienia Elfinki; najpierw
nieśmiało i trochę niezręcznie, potem odrobinę mocniej, aż wreszcie z całej
siły przytuliła ją do siebie. I trwały
tak przez jakiś czas w owym kojącym uścisku. I w milczeniu, które pozwoliło
Justynce zebrać i uspokoić znękane wspomnieniem myśli.
I żadna z
nich nie miała pojęcia, że – odkąd opuściły Juleczkowo – nieustannie obserwuje je
gromadka przejrzystoskrzydłych Elfów i z
napiętą uwagą nasłuchuje każdego ich słowa.
Teraz też.
- Jaromir zakochał się – wróciła do swej
opowieści Justynka – zakochał się w Malwince od pierwszego wejrzenia. On nie
był z Elfinatu. Mieszkał z rodzicami i bliźniaczą siostrą…
- Ale
przecież mówiłaś, że wszyscy jesteście jedynakami! – wyrwało się niechcący
zaskoczonej Zosi.
- My, Elfy z
Elfinatu: tak. Każda nasza dorosła Elfinka
może powić tylko jedno Elfiątko. Tak
było odkąd świat zaczął powstawać z pyłu wygasłych gwiazd. I zawsze tak
pozostanie. Ale Jaromir pochodził z Krainy Prastarych Legend. On i jego rodzina
należą do rodu Elfów Starokujawskich. To bardzo niewielki ród. Ale ogromnie
znaczący. Stanowili najbardziej zaufaną przyboczną asystę Złotowłosej
Kujawskiej Wróżki. Nigdy jej nie odstępowali. Jeden Jaromir… Ale jego zadaniem było
wyławianie najpiękniejszych okazów jantaru z przybrzeżnych wód Strugi.
Najwięcej pracy miał po nocnych nawałnicach, albo po powodziach. Całymi tygodniami
przeszukiwał wtedy zmącone dno i najcenniejsze
znaleziska składał u stóp Wróżki. A ona dzieliła się nimi ze wszystkimi
wokół: ze Skrzatami, z nami, nawet z
ludźmi. Szczęśliwe to były czasy… - W
oczach Justynki znowu błysnęły rozkoszne, niebieskie światełka.
- … Jaromir
pierwszy raz zobaczył Malwinkę w owym Granicznym Ogrodzie, w którym niegdyś przyszła na świat. Ona też… - rozmarzyła
się Justynka – ona też od razu go zauważyła. Brwi
miał niczym jaskółcze skrzydła i włosy jak słoneczne promienie… Odtąd
nieustannie już widywano ich razem. Wszystko i zawsze robili wspólnie. On był
silny i lotny, ona delikatna, ale pracowita. Idealnie do siebie pasowali. Nawet
jego skrzydła, giętkie i dalekosiężne, były tej samej barwy co jej włosy.
Wszyscy polubili to ich bycie razem i wzajemny szacunek, jakim się darzyli. Tylko
nasza Władczyni Wszelkiej Mądrości… Ale…
Jej było najtrudniej. Kochała Malwinkę jak własną
córkę. A do tego wiadomo od tysiącleci, że dziecię urodzone w kwiatach przynosi
szczęście swojemu rodowi. Tymczasem, po
zaślubieniu Jaromira, Malwinka musiałaby zamieszkać z jego rodem w
Krainie Prastarych Legend. I całe szczęście wywędrowałoby z Elfinatu do tej
Krainy… Nie, niełatwe miała zadanie nasza mądra Władczyni… W końcu jednak,
mając na uwadze wyłącznie
dobro Malwinki, wyraziła zgodę na te niezwykłe zaślubiny między
dwoma odrębnymi rodami. Taaak… Na jej decyzję miało pewnie wpływ i to, że Jaromira, pomimo młodego wieku, ogromnie już poważano i ceniono. I ta o nim opinia rozeszła się daleko poza granice naszych rodów...
dwoma odrębnymi rodami. Taaak… Na jej decyzję miało pewnie wpływ i to, że Jaromira, pomimo młodego wieku, ogromnie już poważano i ceniono. I ta o nim opinia rozeszła się daleko poza granice naszych rodów...
- I co? –
zapytała Zosia, wstrzymując oddech. – Co było dalej?
- W jakiś
czas później, ale nie za długo, zwołano
prawdziwie królewską Naradę. W samo
południe, kiedy słońce stało najwyżej, a cienie istnień i uczynków skracały się i przestawały szkodzić życiu,
zjawiła się w Granicznym Ogrodzie Najważniejsza Trójka: Złotowłosa Kujawska
Wróżka
z orszakiem nieodłącznych Kujawek, nasza Władczyni Wszelkiej Mądrości ze
świtą najstarszych Elfów i dostojny choć maleńki Król Skrzatów Kujawskich w asyście Skrzata Franciszka. Rozmawiano przyjaźnie, ale rzeczowo. Omówiono
dokładnie każdy szczegół zaślubin i mających po nich nastąpić uroczystych
przenosin Malwinki do Krainy Prastarych Legend… - Justynka zamilkła.
- I co??? –
popędziła ją znowu laleczka.
Elfinka
westchnęła – głęboko i ciężko.
- Nikt, ale
to zupełnie nikt nie zauważył, że do Granicznego Ogrodu zakradło się całe mnóstwo
Północnych Elfów. Może dlatego, że ich skrzydła były zupełnie przeźroczyste i w
ogóle nie odbijały się od przestrzeni, a może
dlatego, że w samo południe
nikczemność ukrywa się tak samo jak cienie… Kto to wie… Dość, że Północne Elfy podsłuchały całą Naradę
i postanowiły zapobiec zaślubinom.
- Ale
dlaczego??? – zawołała Zosia, zarazem oburzona i zaskoczona.
Ale o tym,
dlaczego Północne Elfy postanowiły nie dopuścić zo zaślubin Elfinki Malwinki i
Elfa Jaromira – opowiem następnym razem.
Obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz