JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

24. WYPRAWA DO ELFINATU









Kiedy Zosia, mocno trzymana za rękę przez Elfinkę Justynkę, wynurzyła się z drugiej strony
Omszałego Drzewa, nie była już tą samą co zwykle laleczką. O, nie! Zamiast codziennej, odrobinę rozbrykanej, małej mieszkanki Juleczkowa, ukazała się światu równie niewielka, ale za to niezmiernie wytworna młoda dama, odziana w baśniowe szaty. Po skromnej koszulce nocnej, uszytej przez Babcię Marzenkę, nie pozostał nawet ślad. Drobne ciało laleczki spowijała przepiękna suknia z różowego szyfonu, zdobna w błyszczący gorset i tiulowe falbanki wokół ramion. Połyskliwe, jedwabne trzewiki i złota wstążka, którą związany był różowy koński ogon, dopełniały całości stroju. Owa odmieniona Zosia sprawiała wrażenie prawdziwie książęce, należało zatem mieć nadzieję, że jej maniery będą odtąd równie nieskazitelne jak wygląd.

Justynka przyjrzała się jej z ukontentowaniem:

- Ojej! Jesteś teraz zupełnie podobna do nas! Tylko skrzydeł ci brak. Ale nie przejmuj się, moje wystarczą dla nas obu.

To mówiąc jeszcze mocniej objęła palcami rączkę Zosi i – pofrunęły.

Ojej! OJEJ!!!  Jakże tu było … inaczej.

        Niby mroczno, ale w jakiś przedziwny, niewytłumaczalny sposób, widoczność poprawiała się błyskawicznie, mimo iż zza rozłożystych koron drzew nie prześwitywało  ani słońce, ani najmniejszy nawet skrawek nieba. Było tu też niezmiernie tajemniczo i dość ciasno, albowiem  - znalazły się naraz w samym sercu prastarej puszczy słowiańskiej, ciągnącej się wzdłuż ( i wszerz) dzisiejszych Kujaw. Z mchu – miękkiego i wilgotnego niczym gruba, zielona gąbka – wystawały zewsząd kapelusze najrozmaitszych grzybów, a także mnóstwo jagodowych krzaczków. Bo to i granatowa
czernica, która doskonale wyostrza wzrok; i czerwona, cierpka brusznica o skórzastych liściach; a
nawet – ale to już z rzadka i tam tylko, gdzie mech najbardziej ponasiąkał wodą – nawet słodka łochynia. Poziomek zaś było tu nieprawdopodobne wręcz mnóstwo.  Oblegały gęste skupiska tarniny, której  granatowe tarki wyglądały, jak pociągnięte woskiem; czerwieniły się całymi polankami w zaciszu czarnych bzów, jarzębin i  jałowców. Zosia przełknęła łakomie ślinkę i zapytała, czy nie mogłyby zerwać sobie choć po jednej poziomkowej garsteczce. Ale Justynka, zerknąwszy pobieżnie w dół, odrzekła, że nie wolno im teraz obniżać lotu. Po czym – zaabsorbowana nieustannym omijaniem ogromnych, gęsto skupionych drzew – jeszcze szybciej zatrzepotała skrzydłami. Błyskawicznie przefrunęły nad brzozowym gajem,  porośniętym na obrzeżach leszczyną (oblepioną wprost orzechami); przemknęły nad wysepką ciernistego
głogu, i zwolniły dopiero nad pachnącą kolonią  dzikiej róży. Tu  Justynka opowiedziała Zosi o zniewalającym smaku różanych płatków, w całości zamarynowanych w miodzie, którym to specjałem od setek tysięcy lat leczy się małe Elfiątka z kaszlu i bólu gardła. Po czym oświadczyła, że właśnie dotarły do Właściwego Czasu.

          - Co to znaczy? – zapytała laleczka, zaintrygowana sposobem, w jaki Elfinka wypowiedziała te dwa słowa.

          - To znaczy, że przefrunęłyśmy wstecz dokładnie dwa tysiące lat  – wyjaśniła Justynka, ciągle tym samym, pełnym namaszczenia tonem.

             – I dałam radę, i nie spotkało nas nic złego! – dodała po chwili. Tym razem w głosie jej (który znowu przypominał wesołe dźwięki skrzypiec) brzmiała radosna satysfakcja.

- To mogło nas spotkać coś złego?

Ale Elfinka zignorowała to pełne niepokoju pytanie; 
w zamian zaś  zaczęła snuć opowieść:

- Krzewiata dawno już wyschła i pozostała po niej 
tylko Struga… Nie, nie – dodała szybko, widząc
nagłe ożywienie Zosi – to nie jest ta Struga, nad którą 
mieszkaliście w zajęczej norce. To znaczy ta, ale zupełnie 
inna…
- Nie rozumiem – pisnęła zdezorientowana Zosia.
- Ojej – zniecierpliwiła się Elfinka – w twojej rzeczywistości 
Struga to tylko wąska leśna rzeczułka, miejscami strumyk; 
a tutaj, w Świecie Pierwszych Prawd jest olbrzymią, potężną 
rzeką, często bardzo niebezpieczną.
- Niebezpieczną? – powtórzyła oszołomiona Zosia.

- Przerażającą – potwierdziła Justynka. – Co i rusz występuje z brzegów i porywa ludziom ich domostwa i całe sioła.        Święta Niszczycielka. Ale w zamian daje ziemi żyzność, jakiej nie ma nigdzie indziej; rośliny obdarza bujnością, a Elfy i
           pszczoły – najpiękniejszymi kwiatami.  Dlatego czczona jest i szanowana na obu brzegach.
   - A co jest na tych brzegach? – zaciekawiła się laleczka.

          - Na południowym, w miejscu które niegdyś było wyspą, ukrywa się Kraina Prastarych Legend. A na północnym zaczęli budować  twój Kowal. Tutaj właśnie jesteśmy, tylko drzewa zasłaniają widok…

           - Jak to??? – przerwała jej zaskoczona Zosia – To my ciągle jesteśmy w Kowalu??? Przecież bardzo długo już fruniemy.

           - Ale przemierzamy Czas, nie Przestrzeń… Ach! – krzyknęła nagle, ponieważ omal nie wpadły na pień potężnego dębu. Elfinka gwałtownie (i dosłownie w ostatniej chwili) odchyliła tor lotu w lewo, i tylko dzięki temu  błyskawicznemu manewrowi uniknęły kolizji i poturbowania.

- Ufff… - odetchnęła.

I po chwili:

 – Ma się ten refleks, co? – zapytała chełpliwie, ale skrzydełka jej zadygotały.

- Odpoczniemy chwilę – zdecydowała wobec tego, po czym, rozejrzawszy się uważnie, osiadła lekko i z niesłychanym wdziękiem na iglastej gałązce najpiękniejszego drzewa, pociągając za sobą swoją towarzyszkę.

- Zanim wfruniemy do Elfinatu – uśmiechnęła się z bliziutka do Zosi – muszę wyjaśnić ci kilka
rzeczy.

- Do: Elfinatu? – powtórzyła laleczka, przeciągając sylaby – co to jest Elfinat?

- Mój kraj. Miejsce w którym wszystkie żyjemy. – A widząc jak  Zosia bezradnie mruga rzęsami, dodała – My, czyli wszystkie Słowiańskie Elfy.

- Słowiańskie? To znaczy, że są też jakieś inne?

- Oczywiście! Elfów jest całe mnóstwo.

- Na przykład jakie?

- Na przykład Północne. One najczęściej kręcą się wokół nas. Ale łatwo je od nas odróżnisz: mają zupełnie przeźroczyste skrzydła i szpiczaste uszy.

- Dlaczego szpiczaste? – po dziecinnemu zapytała laleczka.

- Bo uszy to najwrażliwsza i najbardziej potrzebująca słońca część ciała Elfa – wyjaśniła  Justynka. -  U nas słońca jest w bród, więc mamy je normalne:  małe i okrągłe. Ale na dalekiej Północy
słońca nie ma prawie w ogóle, więc uszy Północnych Elfów wydłużyły się i uformowały w szpic, żeby być jak najbliżej  słonecznych  promieni.   

          - Są waszymi przyjaciółmi? – zaintrygowana Zosia czuła, że tajemniczy świat Elfów obchodzi ją coraz bardziej i wciąga coraz głębiej.

           - Nie zawsze. I nie wszystkie. I o tym właśnie musisz się dowiedzieć,  zanim znajdziemy się w Elfinacie…  Posłuchaj…

               Ale o tym   c o   opowiedziała laleczce rezolutna Elfinka, i o tym co wydarzyło się w Elfinacie, kiedy do niego dotarły – dowiecie się następnym razem . 
                    Obiecuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz