JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

środa, 6 sierpnia 2014

18. GOŚCIE ! GOŚCIE ! ! !





J U L K A






Niedzielny poranek wstał wyjątkowo piękny, rozświergotany i wypoczęty. Majowe słońce wesoło zaglądało do okien, rozgościło się na tarasie i w ogródku kwiatowym za domem. Całe Juleczkowo tonęło w ciepłych
, złotych promieniach i w cichym brzęku zbierających nektar pszczół. Dzień zapowiadał się cudowny i – choć nic na to jeszcze nie wskazywało – pełen niezapomnianych wrażeń.
Zosia obudziła się najwcześniej z dziewczynek. Zaraz też wyciągnęła z łóżka Julkę i zjechały do kuchni – pomóc Mamusi przy śniadaniu. Tak to nazwały, ale w gruncie rzeczy chodziło o to, by jak najszybciej uszczknąć
choć okruszek z upieczonych wczoraj rolad. Toteż kręciły się tylko niecierpliwie pod nogami i przeszkadzały; aż w końcu zostały oddelegowane do umycia rąk i zębów i – ubrania się wreszcie w sukienki. Akurat Nataszka z Izusią zjeżdżały do łazienki. (Nataszka znowu miała swoje ciemne, najpiękniejsze w rodzinie włosy). Przez dobry zatem kwadrans w łazience trwały piski, chichoty, przepychanie się przed
lustrem i wzajemne podkradanie sobie gumek do włosów i tubek z pastą truskawkową. Wreszcie jednak wszystkie cztery panienki – pięknie uczesane i z olśniewająco czystymi zębami – udały się do salonu, gdzie czekały na nie śliczne nowe sukienki, uszyte przez Prababcię Klarę.
Z tymi sukienkami to cała historia!
W minionym tygodniu Babcia Marzenka wybrała się na kilka dni do Bydgoszczy, gdzie mieszkają jej Rodzice: Prababcia
Klara i Pradziadek Zenuś. A że dziewczynki były bardzo ciekawe i tej Bydgoszczy i podróży i – zwłaszcza – obojga Pradziadków, Mamusia spakowała im dużą walizkę, Tatuś zniósł ją do torby Babci Marzenki i – ruszyły w drogę. Jechały najpierw autobusem, potem pociągiem, a potem jeszcze tramwajem. Bydgoszcz okazała się ogromna; wielobarwna, gwarna i zatłoczona, a przy tym dość
niebezpieczna: trzeba było bardzo uważać, żeby nie wpaść pod któryś z pojazdów, jeżdżących nieustannie  niezliczonymi ulicami. Laleczki przyglądały się wszystkiemu z zapartym tchem, ale od oglądania tylu naraz pięknych i ciekawych rzeczy, naprawdę można dostać zawrotu głowy. Na szczęście w domu Pradziadków było cicho, przytulnie i spokojnie. I bardzo bardzo miło. A kiedy jeszcze dziewczynki zostały szczodrze obdarowane prezentami – radości nieprzytomnej nie było
końca. Julka i Izusia dostały solidne, profesjonalne deskorolki z różowymi kaskami na głowę, Zosia śliczny żółty rowerek, a Nataszka – zestaw do gry w tenisa z daszkiem osłaniającym oczy od słońca. A do tego Prababcia Klara uszyła dla każdej z nich przepiękną, prawdziwie odświętną sukienkę. Wieczorem, kiedy położono się już do łóżek, siostrzyczki wymknęły się jeszcze do Pradziadka Zenusia, żeby podziękować mu na ucho za tyle skarbów; a potem, przytulone do Prababci Klary, oglądały swoją ulubioną bajkę o kucykach. Zaś kiedy wszyscy już zasnęli, odwiedziły jeszcze (nielegalnie!) Kobziarza, który
mieszkał w oszklonej gablocie, i wysłuchały jego pięknej gry na kobzie.
Tak. Podróż do Bydgoszczy była wspaniałą przygodą!
I teraz oto, w niedzielny majowy poranek, Mamusia pozwoliła im ubrać owe cudowne nowe sukienki. Ach! Jak ślicznie w nich wyglądały! (Dla Mamusi też przywiozły sukienkę od Prababci Klary – równie piękną jak ich własne.)
Rolady były fantastyczne!!! I najpyszniejsze pod słońcem! Po śniadaniu Mamusia pokroiła je na równiutkie plasterki, które wyglądały jak zabawne kolorowe spirale, i podała do herbaty na ślicznej, niedzielnej, różowej zastawie. Dziewczynki uwielbiały tę zastawę. Jej pojawianie się na stole oznaczało zawsze uroczystą odświętność, uświetnioną wyrafinowanymi słodkościami.  
Ach! Jakież to wszystko było ekscytujące!
Tatuś zniknął ze swoją porcją w czerwonym pokoju, by popracować trochę
nad kolejnym rozdziałem książki, a dziewczynki zasiadły do uczty w salonie, gdzie pozwolono im włączyć ogromny telewizor, zawieszony na ścianie, nad wyjściem na taras. Mamusia udała się do kuchni w celu wyczarowania czegoś na niedzielny obiad, a Kicuś, zostawiony sam sobie, podjadał marchewki z kosza.
I wtedy - wtedy rozległ się dzwonek. I oto w drzwiach stanął nie kto inny jak… Ciocia Jola z Antosiem!!!
Och!!! Jakżeż uradowano się w Juleczkowie! Jakie śmiechy, krzyki, całusy, powitania! Aż Babcia Marzenka przybiegła ze swojej kuchni sprawdzić co się stało. Zdumiała się niepomiernie, albowiem – jak się okazało – Babcia Marzenka też zna (i bardzo kocha) pewną miłą Ciocię Jolę i jej synka
Antosia. A Antoś, który przybył do Juleczkowa był nawet odrobinę podobny do Antosia Babci Marzenki. Hmmm… Cuda… Cuda… Prawdziwe cuda…
Z tatusiowego pisania nic, oczywiście, nie wyszło. Udała się za to fantastycznie wspólna zabawa przed domem. Dziewczynki zwiozły z góry wszystkie swoje bydgoskie skarby, przytaszczyły też motorower, który stał dziś – wyjątkowo! – w garażu. I – cała naprzód!!! Tatuś bawił się początkowo z nimi, ale Mamusia
wkrótce odwołała go do pomocy w kuchni. Za to Kicuś towarzyszył im bezustannie i – wszyscy zdrowo dokazywali. Panienki, co prawda, musiały uważać, aby nie poplamić (ani, tym bardziej, nie podrzeć!) swoich ślicznych nowych sukienek, ale i tak bawiły się wyśmienicie. Antoś również. Choć - jakby mniej ochoczo niż zazwyczaj.  Był to miły chłopiec: żywiołowy i pełen fantastycznych pomysłów, i bardzo go wszystkie  lubiły. A i on lubił się z nimi bawić, i – choć były dziewczynami
– często powierzał im swoje ważne tajemnice. Nie raz dowiodły, że potrafią dochować sekretu.
Teraz też opowiedział im o chorobie  swojego Dziadka i o tym, że jest mu z tego powodu smutno, i że często przez to płacze w nocy.  Zrobiło się bardzo cicho. W końcu Zosia pogłaskała go po buzi, a Julka po ręce. A potem,
żeby oderwać go trochę od tych trosk, pokazały mu ogródek jordanowski. Ach! Jakże się nim zachwycił! Nie mógł się wprost dość nazjeżdżać z wysokiej ślizgawki, i nahuśtać, i nahasać dość  na koniku. I zdradził dziewczynkom jeszcze jedną tajemnicę – tym razem bardzo radosną. Otóż latem przyjedzie do Juleczkowa na cały drugi miesiąc wakacji, ponieważ jego Mama będzie musiała pojechać na jakieś niezwykle ważne szkolenie. Hura!!! Jakaż to była szczęśliwa nowina! Radowali się nią wszyscy pięcioro.
A później Mamusia zawołała ich na obiad, na który upiekły z Ciocią Jolą aż
dwa kurczaki i całe mnóstwo smakowitych pałeczek.
Po obiedzie zaś…


Ale o tym, co wydarzyło się po obiedzie, dowiecie się następnym razem.
Obiecuję.

2 komentarze:

  1. Fantastyczna opowieść...Czekam na c.d....Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję najserdeczniej. Miło mi, że Ci się podoba. Ciąg dalszy będzie na pewno, ponieważ bez przerwy dopisuję nowe rozdziały. I również pozdrawiam.

      Usuń