JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

sobota, 23 sierpnia 2014

26. NIEPOSŁUSZEŃSTWO JUSTYNKI.





N A T A S Z K A





Elfinka Justynka podniosła się z wygodnych igiełek, przeciągnęła i
rozprostowała skrzydła. Troszeczkę już ścierpły od długiego bezruchu.

- Północne Elfy przeraziły się na myśl, że Malwinka opuści Elfinat i zamieszka w Krainie Prastarych Legend – podjęła swoją opowieść. – Wszystkim nam było trochę żal, ale przecież nie mieliśmy utracić jej    n a    z a w s z e .  Nadal byłaby z nami… Pewnie nie witałybyśmy już  razem wschodu słońca o
każdym brzasku, i nie zlewały tuż przed zachodem nektaru do wspólnej kadzi, ale… ale fruwałybyśmy do siebie w odwiedziny… A już na pewno o każdej pełni księżyca tańczyłybyśmy jak zawsze wokół Magicznej Lilii i…

Zamilkła.

Oczy jej pociemniały, a głos zmienił barwę z rozmarzonej na pełną goryczy.

- … ale one zniszczyły wszystko – powiedziała  – Północne Elfy…

- A nikt z nas, nikt zupełnie, nie spodziewał się po nich aż takiej niegodziwości -  poskarżyła się po chwili:  bezradnie i żałośnie.

Zosia, wiedziona nagłym odruchem, przytuliła policzek do jej skrzydła, ale nie śmiała o nic pytać.

Justynka sama, rozsiadłszy się ponownie wśród gałązek, wróciła do opowiadania:

- …one  znały odwieczną prawdę o dziecku powitym w kwiatach i zlękły
się, że jeśli Malwinka się wyprowadzi, to razem z nią z Elfinatu odejdzie szczęście. A bardzo im na tym szczęściu zależało. W ich Północnej Krainie nie zaznały go wiele. To dlatego nasza Władczyni pozwoliła im osiedlić się w Elfincie. I jak nam za to odpłaciły? No jak???

- Jak? – zapytała Zosia bez tchu.

- Porwały Jaromira!!! – wybuchła Elfinka – Porwały i  ukryły tak, że chociaż wszyscy szukali:  cały Elfinat, Kraina Prastarych Legend i wszystkie poboczne rody, to nikt nie trafił na najmniejszą choćby wzmiankę o  nim. Nigdy! Na najmniejszy ślad! Nigdzie!!! Przez pełne dwa tysiąlecia!  Wyobrażasz sobie?! Od tamtej pory życie w Elfinacie… Zresztą chodź! – przerwała gwałtownie. – Sama zobacz!

Ciągle ogromnie wzburzona, pochwyciła rękę Zosi i – wzbiły się
błyskawicznie między korony drzew.

Po kilkunastu chwilach mrok i gęstwina puszczy rozstąpiły się nagle, i oczom zachwyconej laleczki ukazała się rzeczywistość piękniejsza niż najpiękniejszy sen. Ogromna, przestronna łąka, idealnie kwadratowa, pełna kwiatów, ziół i furkotu skrzydeł.

Zatrzymały się tuż nad rzędem kwitnących krzewów magnolii, które (poprzetykane tu i ówdzie czerwoną od korali kaliną)  stanowiły wschodnią granicę łąki. Od południa otaczał ją szpaler rozłożystych jabłoni, oblepionych pachnącymi kwiatami.

- Uważaj! – szepnęła Justynka do zapatrzonej Zosi. – Teraz będą kłopoty!

Laleczka szeroko otworzyła oczy.

- Ojej! – zniecierpliwiła się Justynka – wybrałam się do twojego świata bez
pozwolenia. I ciebie też sprowadziłam    b e z   pytania o zgodę. Oj, będą kłopoty – powtórzyła, robiąc stropioną minę. Nie wyglądała jednak na kogoś, kto bałby się tych tajemniczych kłopotów.

- No to: frrr… - potrząsnęła sterczącymi warkoczami, jakby szykowała się do boju. – Wkraczamy na zakazany teren!

Po czym, trzymając rękę Zosi mocniej niż kiedykolwiek, wfrunęła na łąkę.

Zosia zdążyła jeszcze dostrzec po prawej stronie (od północy) olbrzymią, rwącą toń rzeki, tak szerokiej, że nie było widać drugiego brzegu; a już otoczył je wianuszek Elfiątek -  zaciekawiony i trzepotliwy jak rój
kolorowych kolibrów.

- Gdzie byłaś? Kto to? Dlaczego nikomu nie powiedziałaś, że opuszczasz Elfinat?  - zasypał Justynkę istny grad pytań, zadawanych cieniutkimi głosikami.

Zosi zaś przyglądano się bez skrępowania  i z nieposkromioną ciekawością, a ten i ów ze skrzydlatych mieszkańców łąki dotknął jej nawet  ostrożnie czubkiem paluszka.

Naraz Elfiątka rozpierzchły się, tak samo błyskawicznie jak się pojawiły, a  ich miejsce zajął  smukły dorosły Elf z zafrasowaną twarzą i zielonymi skrzydłami. Powiedział, że Władczyni Wszelkiej Mądrości oczekuje Justynki i jej gościa (to o Zosi!) w Granicznym Ogrodzie. Natychmiast! I odfrunął bezszelestnie w stronę ukwieconych jabłoni. Laleczka przejęła się doniosłością chwili. Przygładziła włosy,
otrzepała sukienkę, sprawdziła czy trzewiczki są porządnie zasznurowane. Elfinka tymczasem pobladła, zadrżała, nerwowo przełknęła ślinę, po czym w jednej chwili ponownie nastroszyła ciemne różki warkoczy i  odpędziła od siebie wszelkie rozterki.

- Lećmy! – zarządziła, a minę miała przy tym niemal zadzierzystą.

I przefrunęły całą szerokość łąki. Po drodze minęły mnóstwo Elfów w różnym wieku, a wszystkie one (poza zupełnymi maluchami) miały zgaszone oczy i żałośnie osowiałe skrzydła. Ogród Graniczny przylegał do
Elfinatu od zachodniej strony, prostopadle do rzeki, i był
najcudowniejszym, najbardziej magicznym ogrodem, jaki tylko można sobie wyobrazić.  To  tutaj odbywały się wszystkie postrzyżyny, próbne loty, zaślubiny; tutaj uroczyście przyjmowano do społeczności nowo narodzone maleństwa. Tutaj też – jako że z przeciwnej strony Ogród graniczył z Krainą Prastarych Legend – tutaj miały miejsce wszystkie najważniejsze Spotkania i Narady. A i tutaj  – niestety! – wzywane były Elfy, Skrzaty i Kujawki, kiedy zdarzyło im się postąpić wbrew obowiązującemu prawu.

A Justynka, jak się okazało, tak właśnie postąpiła.

Władczyni Wszelkiej Mądrości,  przed którą pochylały się teraz z
pokornie opuszczonymi oczami, wypominała Elfince, że - nie dość iż samowolnie opuściła Elfinat -   to jeszcze udała się do Świata Zza Drzewa. A przecież dla niedorosłego Elfiątka taka wyprawa to pewne unicestwienie! Nie zna ono wszak jeszcze wszystkich sposobów unikania niebezpieczeństw.

- A na domiar złego – surowy głos Władczyni  zawibrował gniewem – ośmieliłaś się sprowadzić do Elfinatu to ludzkie dziecko. Bez niczyjej wiedzy i zgody!

Justynka podniosła oczy i otworzyła buzię, ale nie odważyła się przeciwstawić rozsrożonej Władczyni, która coraz bardziej podnosiła głos:

- Ludzie! Ludzie! - jej ton był pełen sarkazmu - Niczego dobrego nie przynieśli Krainie Prastarych

Legend.  I dlatego   n i e   w o l n o   im przekroczyć granic Elfinatu! Już dość, że zezwoliliśmy na to tym Północnym złoczyńcom! … Ludzie! Cóż po ludziach?! Zjawiają się i znikają; na ich miejsce przychodzą nowi, i też nikną po chwili…   Za krótko żyją, żeby ich kochać; ledwie się przywiążesz, a już ich nie ma! I tęsknisz potem przez całe tysiąclecia; i boli, jakby wyrywano ci serce…

Piękna, choć zagniewana twarz Władczyni zszarzała nagle i pomarkotniała, zupełnie jakby mignęło jej przed oczami jakieś odległe wspomnienie.

Ten ułamek chwili wystarczył Justynce:

- Ale ona nie jest ludzkim dzieckiem! – zawołała. – to laleczka!

Władczyni, zaskoczona zuchwałością swojej Elfinki zmarszczyła brwi, zanim jednak zdążyła się odezwać, Justynka dorzuciła z brawurą;

- Ja wiem wszystko o ludziach! Skrzat Franciszek mnie nauczył. Oni niszczeją. Ludzie. Chylą się, słabną, popadają w ruinę.  N i s z c z e j ą . A laleczki co najwyżej mogą zostać zniszczone. A to zupełnie coś innego! Zupełnie!

Twarz Władczyni , po raz pierwszy odkąd ją Zosia ujrzała, odtajała odrobinę, a nawet przemknęło przez nią coś na kształt cienia bladego uśmiechu.

- Laleczki są podobne do nas – kontynuowała wobec tego, jeszcze śmielej, 

Justynka. – Kiedy raz przyjdą na świat, to trwają i trwają, do samego kresu rzeczywistości. Tak jak my. Chyba, że ktoś je zniszczy. Jak… jak… - tu nagle, bez żadnego ostrzeżenia i wstępu, buchnęła płaczem. I to jakim! Buzia wygięła się w żałosną podkówkę; z oczu trysnęły dwa  potoki  łez, a ramiona i skrzydła podrygiwały rytmicznie, wstrząsane niepowstrzymanym szlochem.

- Bo ja chciałam… Ja wymyśliłam… Myślałam…

Ale o tym, czego chciała ta czupurna Elfinka, co takiego wymyśliła i czy pomogło jej to uzyskać przebaczenie słusznie zagniewanej Władczyni - dowiecie się następnym razem.

Obiecuję.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz