JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

wtorek, 12 sierpnia 2014

22. PIERWSZA KĄPIEL WIKTORII.










Pierwsza kąpiel Wiktorii była niezapomnianym przeżyciem. Tatuś, który od

dawna już nie kąpał żadnego dziecka (noworodka zwłaszcza), był odrobinę niepewny i bardzo stremowany. Jednak  starał się nie pokazywać tego po sobie, by nie martwić ani Mamusi, ani dziewczynek. One z kolei były niezmiernie przejęte zarówno podniosłością wydarzenia, jak i swoją własną, nad wyraz ważną w owym wydarzeniu rolą.
Rodzice uzgodnili, że maleństwo zostanie wykąpane tutaj, w sypialni, tak by Mamusia mogła ową kąpiel wygodnie obserwować ze swego posłania, i – w razie czego – służyć radą, a nawet pomocą.

Najpierw zatem Tatuś zamienił garnitur na wygodny domowy strój i zwinął dywan, a potem udał się do łazienki po różową niemowlęcą wanienkę. Następnie wwiózł na poddasze wiaderko z przegotowaną, ostudzoną wodą; po czym wrócił do kuchni po czajnik z wrzątkiem – na wypadek,
gdyby woda w wiaderku była nazbyt chłodna. Izusia tymczasem przyniosła
wysokie białe krzesło, stojące obok toaletki Mamusi, i ustawiła je w dogodnej odległości od wanienki. Julka wyłożyła je mięciutką pieluszką, a następnie poukładała na niej najrozmaitsze przedmioty, wyjęte z szuflady zegara.  Nataszka zaś – niezwykle wprost pedantycznie –  rozłożyła w nogach kanapy śliczny kremowy ręcznik kąpielowy, obok którego Zosia ułożyła pieluszki i ubranka
dla swojej maleńkiej siostrzyczki. A wszystko to robiły cichutko i sprawnie, bez zwykłych chichotów i przepychanek; słuchając w skupieniu poleceń i instrukcji Mamusi. Tak, że kiedy nadeszła chwila zanurzenia Wiktorii w jej pierwszej kąpieli – wszystko było idealnie i skrupulatnie przygotowane. Nawet rozkoszna, różowa szczotka do włosów czekała na białym kocyku, chociaż maleństwo nie miało jeszcze
ani jednego włoska. Ale Mamusia powiedziała, że po kąpieli należy wymasować główkę Wikuszki  ową mięciutką szczotką, choćby po to, żeby kiedyś miała włosy tak zdrowe i lśniące jak jej starsze siostrzyczki.
- To nas też tak masowałaś, Mamusiu? – zapytały, jak zwykle chórem, Izusia z Zosią.
- Oczywiście. Ja was, a kiedyś, dawno temu, moja Mamusia masowała tak mnie, kiedy byłam mała…

Dziewczynki już-już otwierały usta, żeby pogłębić ów arcyciekawy  temat niemowlęctwa Mamusi, ale Tatuś, który szczęśliwie wszedł akurat do sypialni, oświadczył, że – skoro wszystko gotowe – to czas rozbierać dzidziusia, bo woda stygnie. I - wyłuskał Wiktorię z becika, pieluszek i kaftaników. Ojej! – jaka była maleńka! I drobniutka! I krucha. Wydawało się, że lada głębsze westchnienie kogokolwiek z obecnych może wyrządzić jej krzywdę.

- Ja też taka byłam? – zaszeptała z niedowierzaniem Julka, ale nikt jej nawet
nie usłyszał.
Wszystkie spojrzenia skierowane były w tym momencie na dłonie Tatusia, przenoszące właśnie nagusieńką Wiktorię  z kanapy do wanienki z wodą. W chwili zanurzenia maleństwo najpierw skurczyło się odruchowo, a potem – jak szeroko rozłożyło rączki i nóżki (w geście tak
niewymownej ulgi, że nawet Zosia pojęła, iż jej mała siostrzyczka chyba będzie lubiła się kąpać).
- Wygląda trochę jak żabka, prawda? – szepnęła do  Izusi.    

Istotnie – ze swoimi ogromnymi, ciemnymi oczkami i chudziutkimi nóżkami, Wiktoria była odrobinę podobna do ślicznej, maleńkiej, różowej
żabki, ufnie rozciągniętej na tatusiowej dłoni.
Teraz Tatuś – nadzwyczaj ostrożnie – wykąpał swoją najmłodszą córeczkę, a potem (równie ostrożnie) wytarł ją, wciąż omijając pępuszek, i ubrał. I wtedy dopiero poczuł, że plecy ma mokre, jakby sam brał prysznic, a kolana miękkie z wrażenia. Nie przyznał się jednak głośno do
owego mdlącego strachu, jaki przez cały czas mu towarzyszył i wprawiał jego silne ręce w mimowolne, tajone drżenie.  Podał zawiniętą w kocyk Wiktorię Mamusi, sam zaś zabrał się za sprzątanie po kąpieli. Tym razem nie mógł liczyć na pomoc dziewczynek. One bowiem natychmiast obsiadły Mamusię ze wszystkich stron i
zachwyconymi oczami śledziły każdy jej ruch. I to, jak – niezwykle delikatnie i pieszczotliwie – szczotkowała główkę maleństwa, i to jak je potem nakarmiła, i wreszcie: jak przytuliła je pionowo do odbicia, żeby nie dostało kolki.  A kiedy niemowlę zasnęło, Tatuś (który w międzyczasie uporał się już z porządkami) ułożył je w różowej kołysce i poprosił córeczki, by nie hałasowały. Oczywiście, że nie
hałasowały! Były cichuteńkie jak myszki. Wtuliły się tylko w Mamusię i trwały tak przez cudowną, bardzo długą chwilę.
A potem zjechały na kolację; i już, z wolna,  trzeba było przygotowywać się do snu. Tatuś, zapytany czy im dziś poczyta, odparł że w tym zakresie    n i c    się nie zmieniło, i że nadal będzie im czytał co wieczór ich ulubione baśnie. Tyle, że na razie nie w
sypialni, a w salonie. Ubrane zatem w swoje nocne koszulki, rozsiadły się wygodnie na obu sofach i z błyszczącymi oczami wysłuchały przepięknej opowieści o elfie, który złamał skrzydło i musiał mozolnie wspinać się po czarodziejską maść aż na sam szczyt niezwykle stromej Smoczej Skały.
A potem nastąpiło krótkie (ale bardzo ciche) zamieszanie, w czasie którego Rodzina zamieniała się posłaniami. Tatuś postanowił spać przez jakiś czas
na rzeźbionym łóżku Julki, które stało najbliżej kołyski Wiktorii. Julka zatem przeniosła się na kanapę do Mamusi. Wtedy Zosia pozazdrościła jej nowego miejsca i też przewędrowała do Mamusi. Tatuś jednak nie zgodził się, by spały na kanapie obie (Mamusi potrzebny był teraz spokój i wygoda) , więc Julka przeniosła się na tapczan Nataszki, a Nataszka zajęła zosiny parter piętrowego łóżka. I – nareszcie można było zacząć układać się do snu.
Nocą zaś, kiedy w całym Juleczkowie panowała niczym nie zmącona cisza, w ciepłym mroku poddasza coś zaszeleściło nagle i zatrzepotało; zupełnie
jak gdyby ktoś przefrunął ukradkiem przez obszerny, uśpiony pokój. I tylko Zosia, która jak zwykle wstała na nocne siusiu, tylko jedna Zosia zauważyła skrzydlatą postać, unoszącą się pod sufitem sypialni, na tle rozgwieżdżonego, prostokątnego okienka w dachu.
Ale o tym    k i m    była owa postać, i dlaczego akurat dzisiaj zjawiła się w Juleczkowie, dowiecie się następnym razem.
 Obiecuję.

2 komentarze: