Pierwsza
kąpiel Wiktorii była niezapomnianym przeżyciem. Tatuś, który od
dawna już nie kąpał żadnego dziecka (noworodka zwłaszcza), był odrobinę niepewny i bardzo stremowany. Jednak starał się nie pokazywać tego po sobie, by nie martwić ani Mamusi, ani dziewczynek. One z kolei były niezmiernie przejęte zarówno podniosłością wydarzenia, jak i swoją własną, nad wyraz ważną w owym wydarzeniu rolą.
dawna już nie kąpał żadnego dziecka (noworodka zwłaszcza), był odrobinę niepewny i bardzo stremowany. Jednak starał się nie pokazywać tego po sobie, by nie martwić ani Mamusi, ani dziewczynek. One z kolei były niezmiernie przejęte zarówno podniosłością wydarzenia, jak i swoją własną, nad wyraz ważną w owym wydarzeniu rolą.
Najpierw zatem
Tatuś zamienił garnitur na wygodny domowy strój i zwinął dywan, a potem udał się do łazienki po różową niemowlęcą wanienkę. Następnie wwiózł na poddasze wiaderko z przegotowaną,
ostudzoną wodą; po czym wrócił do kuchni po czajnik z wrzątkiem – na wypadek,
gdyby woda w wiaderku była nazbyt chłodna. Izusia tymczasem przyniosła
wysokie białe krzesło, stojące obok toaletki Mamusi, i
ustawiła je w dogodnej odległości od wanienki. Julka wyłożyła je mięciutką
pieluszką, a następnie poukładała na niej najrozmaitsze przedmioty, wyjęte z szuflady
zegara. Nataszka zaś – niezwykle wprost pedantycznie
– rozłożyła w nogach kanapy śliczny
kremowy ręcznik kąpielowy, obok którego Zosia ułożyła pieluszki i ubranka gdyby woda w wiaderku była nazbyt chłodna. Izusia tymczasem przyniosła
dla swojej maleńkiej siostrzyczki. A wszystko to robiły cichutko i sprawnie, bez zwykłych chichotów i przepychanek; słuchając w skupieniu poleceń i instrukcji Mamusi. Tak, że kiedy nadeszła chwila zanurzenia Wiktorii w jej pierwszej kąpieli – wszystko było idealnie i skrupulatnie przygotowane. Nawet rozkoszna, różowa szczotka do włosów czekała na białym kocyku, chociaż maleństwo nie miało jeszcze
ani jednego włoska. Ale Mamusia powiedziała, że po kąpieli należy wymasować główkę Wikuszki ową mięciutką szczotką, choćby po to, żeby kiedyś miała włosy tak zdrowe i lśniące jak jej starsze siostrzyczki.
- To nas też
tak masowałaś, Mamusiu? – zapytały, jak zwykle chórem, Izusia z Zosią.
-
Oczywiście. Ja was, a kiedyś, dawno temu, moja Mamusia masowała tak mnie, kiedy
byłam mała…
Dziewczynki
już-już otwierały usta, żeby pogłębić ów arcyciekawy temat niemowlęctwa Mamusi, ale Tatuś, który
szczęśliwie wszedł akurat do sypialni, oświadczył, że – skoro wszystko gotowe –
to czas rozbierać dzidziusia, bo woda stygnie. I - wyłuskał Wiktorię z becika,
pieluszek i kaftaników. Ojej! – jaka była maleńka! I drobniutka! I krucha.
Wydawało się, że lada głębsze westchnienie kogokolwiek z obecnych może
wyrządzić jej krzywdę.
- Ja też
taka byłam? – zaszeptała z niedowierzaniem Julka, ale nikt jej nawet
nie
usłyszał.
Wszystkie
spojrzenia skierowane były w tym momencie na dłonie Tatusia, przenoszące
właśnie nagusieńką Wiktorię z kanapy do
wanienki z wodą. W chwili zanurzenia maleństwo najpierw skurczyło się odruchowo,
a potem – jak szeroko rozłożyło rączki i nóżki (w geście tak
niewymownej ulgi,
że nawet Zosia pojęła, iż jej mała siostrzyczka chyba będzie lubiła się kąpać).
- Wygląda
trochę jak żabka, prawda? – szepnęła do
Izusi.
Istotnie –
ze swoimi ogromnymi, ciemnymi oczkami i chudziutkimi nóżkami, Wiktoria była
odrobinę podobna do ślicznej, maleńkiej, różowej
żabki, ufnie rozciągniętej na
tatusiowej dłoni.
Teraz Tatuś –
nadzwyczaj ostrożnie – wykąpał swoją najmłodszą córeczkę, a potem (równie
ostrożnie) wytarł ją, wciąż omijając pępuszek, i ubrał. I wtedy dopiero poczuł,
że plecy ma mokre, jakby sam brał prysznic, a kolana miękkie z wrażenia. Nie
przyznał się jednak głośno do
owego mdlącego strachu, jaki przez cały czas mu
towarzyszył i wprawiał jego silne ręce w mimowolne, tajone drżenie. Podał zawiniętą w kocyk Wiktorię Mamusi, sam
zaś zabrał się za sprzątanie po kąpieli. Tym razem nie mógł liczyć na pomoc
dziewczynek. One bowiem natychmiast obsiadły Mamusię ze wszystkich stron i
zachwyconymi oczami śledziły każdy jej ruch. I to, jak – niezwykle delikatnie i pieszczotliwie – szczotkowała główkę maleństwa, i to jak je potem nakarmiła, i wreszcie: jak przytuliła je pionowo do odbicia, żeby nie dostało kolki. A kiedy niemowlę zasnęło, Tatuś (który w międzyczasie uporał się już z porządkami) ułożył je w różowej kołysce i poprosił córeczki, by nie hałasowały. Oczywiście, że nie
hałasowały! Były cichuteńkie jak myszki. Wtuliły się tylko w Mamusię i trwały tak przez cudowną, bardzo długą chwilę.
A potem zjechały
na kolację; i już, z wolna, trzeba było
przygotowywać się do snu. Tatuś, zapytany czy im dziś poczyta, odparł że w tym
zakresie n i c się nie zmieniło, i że nadal będzie im
czytał co wieczór ich ulubione baśnie. Tyle, że na razie nie w
sypialni, a w salonie. Ubrane zatem w swoje nocne koszulki, rozsiadły się wygodnie na obu sofach i z błyszczącymi oczami wysłuchały przepięknej opowieści o elfie, który złamał skrzydło i musiał mozolnie wspinać się po czarodziejską maść aż na sam szczyt niezwykle stromej Smoczej Skały.
sypialni, a w salonie. Ubrane zatem w swoje nocne koszulki, rozsiadły się wygodnie na obu sofach i z błyszczącymi oczami wysłuchały przepięknej opowieści o elfie, który złamał skrzydło i musiał mozolnie wspinać się po czarodziejską maść aż na sam szczyt niezwykle stromej Smoczej Skały.
A potem
nastąpiło krótkie (ale bardzo ciche) zamieszanie, w czasie którego Rodzina
zamieniała się posłaniami. Tatuś postanowił spać przez jakiś czas
na rzeźbionym
łóżku Julki, które stało najbliżej kołyski Wiktorii. Julka zatem przeniosła się
na kanapę do Mamusi. Wtedy Zosia pozazdrościła jej nowego miejsca i też
przewędrowała do Mamusi. Tatuś jednak nie zgodził się, by spały na kanapie obie
(Mamusi potrzebny był teraz spokój i wygoda) , więc Julka przeniosła się na
tapczan Nataszki, a Nataszka zajęła zosiny parter piętrowego łóżka. I –
nareszcie można było zacząć układać się do snu.
Nocą zaś,
kiedy w całym Juleczkowie panowała niczym nie zmącona cisza, w ciepłym mroku
poddasza coś zaszeleściło nagle i zatrzepotało; zupełnie
jak gdyby ktoś
przefrunął ukradkiem przez obszerny, uśpiony pokój. I tylko Zosia, która jak
zwykle wstała na nocne siusiu, tylko jedna Zosia zauważyła skrzydlatą postać, unoszącą
się pod sufitem sypialni, na tle rozgwieżdżonego, prostokątnego okienka w
dachu.
Ale o
tym k i m była owa postać, i dlaczego akurat dzisiaj
zjawiła się w Juleczkowie, dowiecie się następnym razem.
Obiecuję.
Dobre na dobranoc, aby ponucić dziecięciu do poduszki
OdpowiedzUsuńDziękuję. Z tą właśnie myślą pisane.
Usuń