JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

21. NIESPODZIANKA W BECIKU.








Ale – od następnego ranka –  w s z y s t k o   się zmieniło. I dlatego
opowiem teraz historię zupełnie inną, aniżeli ta, którą opowiedzieć zamierzałam. Albowiem tego dnia wydarzyło się w Juleczkowie coś niezmiernie doniosłego, a zarazem – uszczęśliwiającego wszystkich wokoło.
Ale – po kolei.
W pogodny majowy poniedziałek Tatuś obudził
swoje córeczki tuż przed świtem, i - głosem nieco drżącym od tajonych emocji – nakazał im ubrać się i jak najszybciej zjechać na śniadanie.
Dziwne… Na ogół to Mamusia towarzyszyła im przy porannym wstawaniu (ale nigdy tak wcześnie!) i to ona szykowała im śniadanie. A Tatuś albo wychodził właśnie do pracy, albo dawno już do niej poszedł. Albo, w dni wolne, pisał od brzasku swoją
książkę w czerwonym pokoju.
Niecodzienność sytuacji sprawiła, że pojawiły się w jadalni – odświeżone, uczesane i ubrane – po niespełna dziesięciu minutach. Na talerzykach czekały już kanapki z twarogiem, trochę nierówno pokrojone, ale za to smaczne. Pod ścianą obok komody stała duża torba, wypełniona zabawkami; na podjeździe zaś parskał niecierpliwie Cyryl,  tłuściutki biały kucyk,
zaprzężony do różowej bryczki. Dziewczynki, coraz bardziej zdumione, zażądały od Tatusia wyjaśnień.
- Gdzie jest Mamusia? – chciały wiedzieć przede wszystkim.
I oczywiście:
- Co to wszystko znaczy???
Ale, jak się okazało, na wyjaśnienia zupełnie nie było teraz czasu.

- Mamusia – powiedział tylko Tatuś, ciągle tym samym, dziwnie stłumionym głosem – Mamusia jest w salonie i musi mieć dzisiaj absolutny spokój. Dlatego – dodał – zawiozę was teraz do Cioci Ani. Zostaniecie u niej aż do wieczora.
- Ależ nie płaczcie! – zakrzyknął nieco raźniej, widząc cztery wyginające
się w podkówki buzie. – Nic złego się nie dzieje. I wszystko na pewno będzie dobrze.  
A potem poprosił, by pośpieszyły się z tym wsiadaniem do bryczki; sam w międzyczasie umocował z tyłu torbę z zabawkami i – pojechali!
Ulice Kowala były o tej dziwnej porze (ni to już dzień, ni to noc jeszcze) zupełnie puste, nawet bezpańskie psy gdzieś poznikały. Gdzieniegdzie tylko, wśród gałęzi,
budziły się pierwsze ptaki i zaczynały – z cicha jeszcze – swoje majowe trele.

Tatuś napominał po drodze dziewczynki, żeby słuchały we wszystkim Cioci, i uważały jedna na drugą. No i – żeby nie drażniły zanadto Feli.  I oto, po chwili, miłe ramiona Cioci Ani otulały je już z całą mocą, a Cyryl z Tatusiem – z turkotem zawrócili w stronę ulicy Kopernika.  
Jak się okazało, laleczki spędziły ten dziwnie rozpoczęty dzień tak
frapująco, że ani się spostrzegły jak nastał wieczór i – wracały do
Juleczkowa. Tatuś nie był już ani spięty, ani zdenerwowany. Przeciwnie – wyglądał na odprężonego i bardzo czymś uradowanego. Ale, mimo iż zasypywały go dziesiątkami pytań, milczał jak głaz. Uśmiechał się tylko tajemniczo i oświadczył, że w domu czeka je nie lada niespodzianka. W sypialni.
A kiedy zajechali na miejsce, osobiście dopilnował, by cała czwórka bardzo
starannie wyszorowała ręce i buzie. I dopiero wtedy pozwolił im wjechać na poddasze.  

Podekscytowane do granic możliwości, wyszły z windy z zapartym tchem. Pierwsze co zobaczyły, to rozłożona kanapa Rodziców, a na niej Mamusia –  bledsza niż zwykle, ale z radośnie błyszczącymi oczami. Obok Mamusi zaś leżał tajemniczy biały tłumoczek, ozdobiony połyskliwymi falbankami. Podeszły bliżej. Tłumoczek okazał się owym becikiem, który Mamusia od wielu
tygodni tak ślicznie haftowała wieczorami. W beciku zaś… Ach!... Och! … Ojej!!! … W beciku znajdowała się … dzidzia. Najprawdziwsza maleńka dzidziulka z noskiem jak różowy guziczek i z mikroskopijnymi rączuszkami.
- Podejdźcie – szepnęła Mamusia. Głos miała dziwnie słaby, ale spojrzenie szczęśliwe i ciepłe. – Podejdźcie, dziewczyneczki.
Onieśmielone (co im się nieczęsto zdarzało) podeszły na paluszkach do kanapy.
- To wasza siostrzyczka – uśmiechnęła się do nich Mamusia. – Wiktoria. Dzisiaj przyszła na świat.
Zosia – zadziwiająco ostrożnie – wdrapała się na kanapę i uklękła tuż obok
nóżek maleństwa. Julka, Izusia i Nataszka , ciągle bardzo nieśmiało, podeszły do becika i zajrzały do niego ciekawie.
- Jaka śliczna – szepnęła z zachwytem Julka.
- Można ją pocałować? – zapytała Izusia.
- Ona jest mniejsza od Kicusia – pisnęła jednocześnie Zosia. – Ale on ma więcej włosów na głowie.
Uwaga Zosi sprawiła, że Mamusia, pomimo wymizerowania, roześmiała się swoim cichym, zaraźliwym, najpiękniejszym na świecie śmiechem, który jej córeczki tak bardzo lubiły.
Potem kolejno ucałowały rączki swojej nowej siostrzyczki, i Julka nie mogła się wprost nadziwić, że ktokolwiek może mieć aż tak cieniutkie paluszki z takimi maleńkimi paznokietkami. Sama miała krągłe śniade ramiona przyszłej pływaczki, zakończone mocnymi, sprawnymi dłońmi.
Nataszka tymczasem, poprawiwszy – jak to ona – kokardkę na beciku Wiktorii, rozejrzała się uważnie po sypialni.
Ojej! Jak tu się zmieniło!
Pozostałe dziewczynki również oderwały wzrok od maleńkiej buzi
niemowlęcia, i ze zdumieniem rozglądały się dookoła.  Poddasze wyglądało teraz zupełnie, ale to zupełnie inaczej. Ich ukochany biały stolik z krzesełkami przesunięto na środek pokoju, a jego miejsce pod kolorową półeczką zajęła … najprawdziwsza kołyska. Prześliczna! Różowa, na pięknie toczonych nogach, zakończonych
wspaniałymi biegunami. Wewnątrz ktoś wymościł ją cudowną pikowaną pościelą, obszytą białymi koronkami. Obok kołyski stał – najpiękniejszy pod słońcem! – głęboki wózek niemowlęcy, z wysoką różową budą; również ozdobiony kokardkami, koronkami i różyczkami. W wózku znajdowała się ta śliczna wełniana kołderka,
którą wszystkie dobrze znały, albowiem Mamusia własnoręcznie dziergała ją i ozdabiała przez ostatnie dwa tygodnie.
Między kołyską, a łóżkiem Julki stanął wysoki biały zegar ścienny, z głęboką szufladą, wypełnioną akcesoriami do kąpieli maleństwa.
Ach! Jakież to wszystko było fascynujące. I – jakie niezwykłe. Mamusia leżała na łóżku obok maleńkiej Wiktoruszki; po kuchni przez najbliższe dni miał krzątać się Tatuś, (który w tej chwili gorączkowo szukał w Internecie łatwego przepisu na ciepłe danie kolacyjne), a  Zosia nie była już najmłodszą z siostrzyczek. Dziewczynki będą teraz musiały więcej pomagać w domu, no i – dawać dobry przykład Wiktorii. Hmmm… Póki co, Tatuś oświadczył, że trzeba ją będzie wykąpać, i że one będą mu przy tym asystowały.  Wspaniale!!! Cudownie!!! Bardzo   b a r d z o   chętnie!!!
Ale – i o kąpieli, i o tym, co wydarzyło się później, dowiecie się następnym razem. 
Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz