JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

sobota, 30 sierpnia 2014

27. SERDUSZKO Z JANTARU.






J U L K A




Władczyni Wszelkiej Mądrości, widząc nagłą rozpacz Justynki, miała nieodpartą ochotę pogłaskać ją po zapłakanej buzi. W końcu to tylko małe biedne Elfiątko; w dodatku - najwierniejsza przyjaciółka Malwinki i
najgorętsza zwolenniczka jej udaremnionych zaślubin. Nic dziwnego, że postanowiła (własnowolnie!)  zaradzić  złu.

Nie! Władczyni cofnęła jednak dłoń.  Absolutnie nie wolno okazać teraz Justynce tkliwości. Naruszyła wszak obowiązujące zasady  i powinna zostać ukarana.

Władczyni zmarszczyła swoje piękne brwi ukryte pod koroną z najjaśniejszego jantaru. Ta korona od tysiącleci była wskaźnikiem nieposłuszeństwa w Elfinacie: Pani tej krainy wkładała ją zawsze, ilekroć
musiała ukarać któregoś ze swoich poddanych.

Zosia z niekłamanym zainteresowaniem przyglądała się i przysłuchiwała  scenie  w Granicznym  Ogrodzie. I przez cały czas zastanawiała się,  w jakim celu Justynka sprowadziła ją do Elfinatu.   To samo pytanie zadawała akurat Władczyni .

 - Bo ona jest Właściwą Osobą – Elfinka otarła mokre policzki. – Skrzat
Franciszek mi powiedział.  

- Ona? – Władczyni skierowała ku laleczce uważne spojrzenie.  Wyraz jej twarzy i ton głosu pełne były powątpiewania.

- Tak – Justynka przekonująco pokiwała głową. – Jest rozbrykana, zwinna i szybka. Mówi co myśli i robi co chce. I nie niszczeje jak ludzie. A do tego jest z zewnątrz, a Skrzat Franciszek mówił, że tylko ktoś, kto nie zna naszych praw może nam pomóc. I… I…

- Tak?

- I… Malwinka na pewno ją polubi  - cieniutki głosik Justynki załamał się niebezpiecznie. - I może się wreszcie uśmiechnie. Od dwóch tysięcy lat nie uśmiechnęła się ani razu… - dokończyła szeptem i niziutko opuściła głowę.

To prawda. Malwinka była bezgranicznie smutna. A wraz z nią smucił się cały Elfinat. Od wielu stuleci nikt w nim nie tańczył, nie śpiewał, nie spraszał przyjaciół.  Nie nawoływał do zabaw, gier ani figli.  Elfy snuły się tylko z kąta w kąt; miały smętne, apatyczne skrzydła i zatrważająco nieszczęśliwe oczy.

Wszystko zaczęło się od owych udaremnionych  zaślubin.  Przed tysiącami
lat Władczyni Wszelkiej Mądrości udzieliła  schronienia Północnym Elfom. Wdzięczne, przyjazne i uczynne, z upływem czasu stały się pełnoprawnymi mieszkańcami Elfinatu. Wtopiły się w jego społeczność, i gdyby nie kształt uszu i przeźroczystość skrzydeł, niczym nie różniłyby się od Elfów  Kujawskich. Niestety! Uwierzyły, że kiedy Malwinka się  wyprowadzi, szczęście opuści Elfinat; w związku z czym  bez skrupułów uprowadziły  i uwięziły gdzieś Jaromira. O! Jakże wstrząsnęła kujawskim światem ich nikczemność! Aż zadrżał cały w posadach.  A potem?  Ile próśb, przekonywań błagań.  Ile poszukiwań, trudu, nieprzespanych miesięcy,
przepłakanych stuleci. Wszystko na nic!

Szlachetne serce Władczyni łkało z żalu nad niedolą Malwinki i całego Elfinatu.  Ale – pomimo nieustannych wysiłków  – nie potrafiła odwrócić złego losu.  Nikt nie potrafił!  Czyżby teraz ta niepozorna laleczka? Nakazała Zosi zbliżyć się i opowiedzieć o sobie.

Justynkę tymczasem odesłano do Zakątka Odosobnienia. Było to dziwne, nieprzyjemne miejsce, przyprawiające o dreszcz trwogi zarówno Elfiątka,
jak i dorosłe Elfy. Znajdowało się w samym narożu łąki, tam gdzie magnolie stykały się z jabłoniami, tuż za gęstwiną ich pachnącego kwiecia. Głuchy, mroczny kąt,  sprawiający wrażenie, jakby  wszystko w nim obumarło.  Z prawej strony stos szorstkich gałęzi, obsypanych suchymi igłami (o których nawet najstarsze Elfy nie wiedziały skąd się tam wzięły) nazwano Zakątkiem Przemyśleń. Tam
nieposłuszny mieszkaniec Elfinatu zastanawiał się nad swoim postępowaniem. Następnie przechodził do  Zakątka Kar, który był kłującą gmatwaniną ostrych, suchych konarów, i tam – samotny, a często i przerażony – przebywał aż do odwołania. Trzeba przyznać, że bardzo niewielu poddanych Władczyni Wszelkiej Mądrości bywało dotąd odsyłanych do Zakątka Odosobnienia. Elfy Kujawskie to pogodna, przyjazna  gromadka, przestrzegająca z dawien dawna
ustanowionego porządku. No, ale niekiedy zdarzały się wyjątki. Tak jak teraz.

Podczas gdy Zosia opowiadała Władczyni o Juleczkowie i swojej Rodzinie, Justynka kuliła się wśród pożółkłych igieł w Zakątku Przemyśleń. Po nieskończenie długim czasie  przybył do niej Elf Posłaniec z zapytaniem czy rozumie już, że źle postąpiła.  Nie. Justynka żadną miarą nie mogła się z tym zgodzić.

- Okazałam nieposłuszeństwo, ale postąpiłam słusznie – powiedziała z uporem,  pomimo lęku, że przedłużą jej karę. – I znowu bym tak postąpiła, gdyby trzeba było kogoś ratować – dorzuciła, nieustępliwie i hardo.

Elf Posłaniec szeroko otworzył oczy, po czym podążył przekazać Władczyni te zuchwałe  słowa.

Jej piękna twarz ani drgnęła. Kazała jedynie  wezwać Malwinkę i długo coś do niej szeptała. Następnie, szeroko rozpościerając najpiękniejsze w Elfinacie skrzydła, zniknęła w Krainie Prastarych Legend. Malwinka tymczasem objęła Zosię za ramiona  i – frrr! – pofrunęły! Prosto  - do Zakątka Kar.

- Nie będziesz się bała? – spojrzała niepewnie na  laleczkę. – To najstraszniejsze miejsce na świecie.  

Z jej ogromnych, fiołkowych oczu wyzierał smutek, ale cała postać tchnęła nieuchwytnym wdziękiem i słodyczą.

- A ty? – zapytała Zosia. – Boisz się?

- Chyba tak – przyznała śliczna Elfinka. – Ale Justynka boi się bardziej. I
jest tam zupełnie sama. Mamy umilić jej karę.  

- Jak to???

- Władczyni nie mogła się wycofać. Ale rozumie dlaczego Justynka tak postąpiła. Sama przecież bardzo mnie kocha. I cały Elfinat. I dlatego pozwoliła nam złagodzić ten okropny pobyt  w Odosobnieniu.

- Jak? - chciała wiedzieć Zosia, ale właśnie dofrunęły.

Ach! Jakże obie Elfinki uradowały się na swój widok. Uściskom i pocałunkom nie było końca. Tylko uśmiechu brakowało w tej wzruszającej scenie.  A potem wszystkie trzy usadowiły się ostrożnie wśród ciernistych  gałęzi i – ośmielając jedna drugą – zaczęły zwierzać się sobie ze swoich najskrytszych uczuć, marzeń i sekretów. Justynka i Malwinka znały się od wielu tysięcy lat, ale Zosia była kimś zupełnie nowym (i to kimś niosącym
nadzieję  ), toteż  chciały wiedzieć o niej wszystko. A kiedy już nasłuchały się do syta o Juleczkowie  i o burzliwych kolejach losu jego licznych  mieszkańców, Malwinka – płoniąc się i roniąc łzy – opowiedziała  historię swojej pięknej miłości do Jaromira. A także o nim samym: najsilniejszym, a zarazem najbardziej delikatnym, romantycznym i wrażliwym młodym Elfie w całej pokrzewnieńskiej okolicy.  A potem z niewielkiego fiołkowego medalionu, ukrytego pod bladozłotą sukienką, wyjęła swój najcenniejszy skarb: maleńkie  serce – podarek od ukochanego

- Ojej – szczerze zachwyciła się Zosia – nigdy nie widziałam czegoś tak ślicznego.

Serce, wycyzelowane kunsztowne w kawałku szkarłatnego jantaru, było rzeczywiście niezwykle piękne.

- Ja też nigdy go nie widziałam. Skąd je masz?

- Od niego – ledwie słyszalnie szepnęła Malwinka – Podarował mi
 ostatniego dnia.

- Ojej! – krzyknęła nagle Justynka, zrywając się na równe nogi i nie bacząc, że ciernie wkłuwają się jej w skrzydła i sukienkę. – Ojej!!! To jest  TO! To o TYM mówił Skrzat Franciszek!

Ale – czym było owo TO, i co dokładnie mówił Skrzat Franciszek, opowiem następnym razem .

Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz