![]() |
N A T A S Z K A |
Kiedy Nataszka wróciła z kuchni, Skrzat Franciszek ochoczo zwilżył
mlekiem swoje
wysuszone długim mówieniem gardło. Po czym - zerkając z ukontentowaniem na dwie piękne,
malinowe babeczki skąpane w różowym lukrze, które dziewczynka też przyniosła
(na wszelki wypadek) – wrócił do przerwanej opowieści:
- … Kiedy,
znacznie później, po środku sioła stanęła wysoka, okrągła kontyna (przypominam:
kontyna to prastara świątynia słowiańska), a w niej ustawili kowalanie posąg Świętowita,
my, skrzaci ludek raz-dwa zamieniliśmy wiklinowy kosz, który trzymał w prawicy
na piękny rzeźbiony róg z najczystszego jantaru. I dbaliśmy przez całe wieki,
aby ów róg obfitości zawsze już – i po same brzegi! – napełniony był miodem.
Zżyliśmy się
z ludźmi i we wszystkim im pomagaliśmy, wszystko robiliśmy pospołu. Było nam z
tym rodzinnie i swojsko, choć niełatwo, bo pracy było wiele. Jednak - z biegiem
wieków – życie naszego skrzaciego narodu stawało się coraz mniej swojskie, a
coraz bardziej niełatwe. Trudne wręcz. Niewolniczo ciężkie. I – gorzkie nie do
uwierzenia. A po jakiejkolwiek rodzinności naszych stosunków z ludźmi wszelki
ślad zaginął. Echchch… Najdotkliwiej odczuła to wychowana przez Kujawki Skrzacinka Janinka – istotka łagodna
i bezbrzeżnie uczynna, a przez to najokrutniej przez ludzi potraktowana… Do
dziś pamiętam ją, siedzącą na obałku na
ślubnej polanie i czekającą – daremnie – na ukochanego… Biedny on, biedna ona… Nieszczęśni oboje… Aaaach…
ślubnej polanie i czekającą – daremnie – na ukochanego… Biedny on, biedna ona… Nieszczęśni oboje… Aaaach…
Tu Skrzat
Franciszek opuścił głowę i ukradkiem otarł z policzków łzy, które wypłynęły mu
z oczu. Nataszka, przejęta współczuciem, nie wiedziała jak go pocieszyć. W
końcu jednak objęła go tkliwie ramieniem i ze wszystkich sił przytuliła do
siebie, jak zwykła to czynić Mamusia w chwilach jej smutku.
Po jakimś
czasie biedny, przygnębiony Skrzat otrząsnął się ze swoich niewesołych
wspomnień i – wrócił do opowieści:
- … O niej…
o maleńkiej Skrzacince Janince… opowiem ci innym razem… Dzisiaj nie mogę… Nie
chcę się zanadto rozkleić… I tak będzie smutno. Bo ludzie, nie bacząc na
podstawowe prawo życia, jakim jest b e z
w z g l ę d n y s z a c u n e k
dla drugiej istoty – kimkolwiek by
nie była – otóż ludzie okrutnie nas zdominowali i przejęli nad nami władzę.
Wykorzystali, najperfidniej jak to tylko możliwe, swą fizyczną nad nami
przewagę. Wynikającą wszak wyłącznie z różnicy
rozmiarów, nie rozumów… Dość, że uczynili z naszego skrzaciego istnienia pasmo nieustających udręk. Już nie mieliśmy czasu dla siebie, cały był dla nich. Potrafili nas nawet... więzić! Zapomnieli, że to dzięki przychylności i dobroci naszego Kujawskiego Króla umieją siać, orać, leczyć dolegliwości i nabywać wiedzę o świecie. Poczuli się panami tego świata, a nas zepchnęli na najcieńszy i najbardziej gorzki margines. Musieliśmy wykonywać wszelkie ich rozkazy, zaspokajać najbardziej niedorzeczne i wymyślne kaprysy, w zamian nie otrzymując nic
poza zmęczeniem, poniewierką i głodem. Zaczęliśmy chorować, a nie zdarzało się to n i g d y podczas poprzednich tysiącleci; niektórzy z nas nawet umarli… Och… Smutne to były wieki… Straszliwie smutne i gorzkie… Wszak byliśmy pożytecznym ludkiem, nigdy nikomu nie wyrządziliśmy najmniejszej nawet krzywdy, a nam…
rozmiarów, nie rozumów… Dość, że uczynili z naszego skrzaciego istnienia pasmo nieustających udręk. Już nie mieliśmy czasu dla siebie, cały był dla nich. Potrafili nas nawet... więzić! Zapomnieli, że to dzięki przychylności i dobroci naszego Kujawskiego Króla umieją siać, orać, leczyć dolegliwości i nabywać wiedzę o świecie. Poczuli się panami tego świata, a nas zepchnęli na najcieńszy i najbardziej gorzki margines. Musieliśmy wykonywać wszelkie ich rozkazy, zaspokajać najbardziej niedorzeczne i wymyślne kaprysy, w zamian nie otrzymując nic
poza zmęczeniem, poniewierką i głodem. Zaczęliśmy chorować, a nie zdarzało się to n i g d y podczas poprzednich tysiącleci; niektórzy z nas nawet umarli… Och… Smutne to były wieki… Straszliwie smutne i gorzkie… Wszak byliśmy pożytecznym ludkiem, nigdy nikomu nie wyrządziliśmy najmniejszej nawet krzywdy, a nam…
Aż wreszcie,
którejś głębokiej nocy sierpniowej, kiedy miara naszych
nieszczęść dopełniła się, a ludzie, znużeni upałem zlegli na swych posłaniach, Król zwołał nas, wycieńczonych pracą ponad siły (i głodem!) na Nadzwyczajne Zebranie Pokoleń. Było to trzecie takie Zebranie od początków naszego istnienia, ale – najważniejsze, bo mające istnienie owo uratować. Odbyło się w najbardziej tajemnym miejscu Krainy Prastarych Legend, czyli – u podnóża Trzech Borowików na Magicznej Polanie pod Zaklętym Świerkiem, gdzie stała chatynka nieszczęsnej Skrzacinki Janinki, a w wysokiej trawie leżało mnóstwo zebranych przez nią jantarowych odłamków.
nieszczęść dopełniła się, a ludzie, znużeni upałem zlegli na swych posłaniach, Król zwołał nas, wycieńczonych pracą ponad siły (i głodem!) na Nadzwyczajne Zebranie Pokoleń. Było to trzecie takie Zebranie od początków naszego istnienia, ale – najważniejsze, bo mające istnienie owo uratować. Odbyło się w najbardziej tajemnym miejscu Krainy Prastarych Legend, czyli – u podnóża Trzech Borowików na Magicznej Polanie pod Zaklętym Świerkiem, gdzie stała chatynka nieszczęsnej Skrzacinki Janinki, a w wysokiej trawie leżało mnóstwo zebranych przez nią jantarowych odłamków.
Król
przemawiał do nas aż po pierwszy brzask, przekonując, że ludzie nie odmienią
już swoich serc, i tłumacząc j a
k odtąd mamy żyć – w ukryciu – jak radzić
sobie w tej nowej rzeczywistości, i jak kontaktować się z nim i między sobą. A
potem ja, jego odwieczna prawa ręka, przejąłem odeń jantarowy puchar wypełniony
Magią Tajemną i – cierpliwie oraz skrupulatnie – wcierałem po kropli owej Magii
w każde skrzacie ramię i w każdą brew, a także w każde skrzydło Kujawek; aż staliśmy się wszyscy niewidzialni dla
rodzaju ludzkiego. Odtąd nie wolno nam z ludźmi rozmawiać, ani bratać się. A
nieliczne wyjątki, jakie zdarzały się przez ostatnie tysiąclecia, zawsze
najpierw były długo i rozważnie obserwowane i
omawiane przed zatwierdzeniem ujawnienia się. ..
omawiane przed zatwierdzeniem ujawnienia się. ..
- Ty też –
tu Skrzat Franciszek wstał i pokłonił się Nataszce z ogromną serdecznością i
atencją.
Laleczka
również wstała i odkłoniła się, czując że bardzo, ale to bardzo lubi być takim
skrzacim wyjątkiem. A jeszcze bardziej lubi Skrzata Franciszka i jego Prastarą
Krainę…
- … Od
tamtej pory – Skrzat Franciszek zbliżał się do końca swojej opowieści – od tamtej
pory ludzie nas nie widzą… Ale – nie jesteśmy przecież maszkarami bez serca;
jeśli ktoś z nich potrzebuje pomocy, pomagamy. Nocami nadal kolebiemy
niemowlęta, albo ocieramy łzy strachu
przerażonym snami dzieciom. Przynosimy samotnym staruszkom drwa na rozpałkę i
sprzątamy ukradkiem ich kuchnie i pokoje. Podsuwamy niepostrzeżenie właściwe
zioła znachorkom i właściwe słowa bajkopisarzom i poetom. Latem po wsiach
opiekujemy się bezbronnymi berbeciami, których rodziny poszły do żniw; zimą zaś
posypujemy popiołem miejskie chodniki, żeby wiecznie śpieszący dokądś ludzie
nie łamali sobie tak bez przerwy kości. Żywimy się tym co i dawniej, ale
polubiliśmy też (bez opamiętania!) wszelkie ciasta, wypiekane przez ludzkie gospodynie. Mmmm… A kiedy czasem ktoś nas z o b a c z y - bo i tak się zdarza, gdy jesteśmy za bardzo zaabsorbowani niesieniem pomocy – to, na szczęście, na ogół dochodzi do wniosku, że mu się p r z y w i d z i a ł o . Ufff…
polubiliśmy też (bez opamiętania!) wszelkie ciasta, wypiekane przez ludzkie gospodynie. Mmmm… A kiedy czasem ktoś nas z o b a c z y - bo i tak się zdarza, gdy jesteśmy za bardzo zaabsorbowani niesieniem pomocy – to, na szczęście, na ogół dochodzi do wniosku, że mu się p r z y w i d z i a ł o . Ufff…
Tylko dzieci,
które są bystrzejsze od dorosłych, a już na pewno znacznie lepiej od nich
obserwują świat, tylko one wiedzą, że istniejemy. Tu i teraz. Od zawsze. I – na
zawsze. W tym samym miejscu i czasie co ludzie, tyle że w nieco innej
rzeczywistości. Czy lepszej? Kto to wie… Na pewno – odmiennej...
Tym razem
Skrzat Franciszek zamyślił się tak głęboko, że Nataszka nie miała odwagi mu tej
zadumy przerywać. Wstała zatem, ukłoniła się grzecznie i pocałowała czubeczek
wysokiej czapki. Nawet tego – pogrążony w myślach – nie zauważył. Dziewczynka
przemknęła więc na
paluszkach do windy, po czym - nadal cichutko, żeby nikogo nie obudzić – dotarła do swego posłania. Otulając się kołdrą, zastanawiała się nad dwiema sprawami: po pierwsze – jakiego koloru będzie miała rano włosy, i co powie Mamusia, jeśli… pozostaną takie jasne… A po drugie, znacznie ważniejsze: czy Skrzat Franciszek jeszcze kiedyś ją odwiedzi… Bardzo… bardzo… by... chcia…
paluszkach do windy, po czym - nadal cichutko, żeby nikogo nie obudzić – dotarła do swego posłania. Otulając się kołdrą, zastanawiała się nad dwiema sprawami: po pierwsze – jakiego koloru będzie miała rano włosy, i co powie Mamusia, jeśli… pozostaną takie jasne… A po drugie, znacznie ważniejsze: czy Skrzat Franciszek jeszcze kiedyś ją odwiedzi… Bardzo… bardzo… by... chcia…
Tu –
zasnęła.
A o tym, czy
kiedykolwiek spotka jeszcze kogoś ze skrzaciej rzeczywistości - opowiem Wam innym razem.
Obiecuję.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń