JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

piątek, 1 sierpnia 2014

14. NOCNI GOŚCIE NATASZKI.




   N A TA S Z K A





Nataszka niecierpliwie wyczekiwała chwili, w której Skrzat Franciszek
zakończy wreszcie swój obfity nocny posiłek. Kiedy więc  pochłonął ostatni okruszek drugiej babeczki i dopił ostatnią kropelkę mleka z najładniejszego, niedzielnego kubka, natychmiast uprzątnęła naczynia i zapytała:

- Dlaczego nikt nie może cię zobaczyć?

- Nie tylko mnie…

-Jak to? – nie zrozumiała dziewczynka.

- Nie mieszkam tu sam…

- No wiem, my też tu mieszkamy: Mamusia, Tatuś, Julka, Izusia, Zosia, Kicuś i ja.

- My też – uśmiechnął się Skrzat Franciszek; trochę tajemniczo, a trochę pobłażliwie.

Laleczka spojrzała nań pytająco, jeszcze bardziej niczego nie rozumiejąc. Wyskoczył zatem z komory kranu na lśniący, biały blat szafki, klasnął trzykrotnie nad swoim lewym ramieniem i… w tym momencie… kuchnia
zaludniła się znienacka maleńkimi barwnymi postaciami.  
Nataszka szeroko otworzyła swoje śliczne oczy i zamarła w pełnym zdumienia bezruchu.

- Ojej…ojej… - powtarzała tylko oszołomionym  szeptem, wpatrując się w mikroskopijnych gości. Każdy wykonywał jakąś niezmiernie ważną czynność. O, ten na przykład, który ni stąd ni zowąd pojawił się na
kuchence, tuż obok najmniejszego palnika, wbijał jajka na maciupeńką srebrną patelnię. Miał przy tym wysoko uniesione brwi, zabawny zielony kubraczek i minę pełną łakomego namaszczenia. Wyglądał uroczo i nobliwie, pomimo iż jedno z jajek wypadło mu z ręki i rozbiło się na jego prawym kamaszku. Nagle,  tuż obok,  pojawił się
kolejny ludzik – w brunatnej czapeczce i bez zarostu, ale za to w okularach. Ten przyniósł ze sobą czarną patelnię, pełną kiełbasek do smażenia.  Kolejny skrzat rozsiadł się w drzwiach kuchennych z koszykiem czerwonej cebuli, którą w skupieniu kroił na cienkie plasterki, gęsto skrapiane łzami ogromnymi jak
grochy. Jeszcze jeden natomiast wychodził właśnie z windy, dźwigając na plecach spory drewniany cebrzyk, wyładowany słodkimi winogronami. Podekscytowana Nataszka zbliżyła się do niego ostrożnie, i grzecznie zapytała:
- Skąd wracasz? I:  jak ci na imię?

Ale winogronowy skrzacik spojrzał na nią tylko
przelotnie, po czym wyminął bez słowa i zniknął w kuchni.
Dziewczynce już-już miało zrobić się ogromnie przykro, ale Skrzat Franciszek (który to przeczuł) błyskawicznie pośpieszył z wyjaśnieniem:

- To Gronek. Nic ci nie powie. Ani on, ani żaden z pozostałych. Tamci na piętrze też nie…

- Na piętrze??? – wpadła mu w słowo Nataszka, ponownie zaintrygowana. I to do tego stopnia, że zapomniała nie tylko o przykrości sprzed chwili, ale i o grzeczności (nie przerywa się starszym!). Natychmiast też wsiadła do windy i podjechała do salonu. I – rzeczywiście! Na niskiej fioletowej ławie, zaopatrzonej w dwie szuflady i pięknie toczone nogi, stał – jeszcze jeden skrzacik i próbował włożyć do wazonu
bukiet pachnących róż.

- A tam jest następny – Skrzat Franciszek wskazał palcem łazienkę.

Laleczka pobiegła tam i oto jej zachwyconym oczom ukazał się kolejny ludziczek. Odziany w zielone spodnie i żółtą bluzkę, osłoniętą brązowym fartuszkiem, wycierał właśnie kafelki
wokół wanny. W rękach dzierżył zabawną czerwoną miotłę owiniętą niebieskim gałgankiem i wydawał się bardzo zapracowany.
Żeby mu zatem nie przeszkadzać, Nataszka wycofała się na paluszkach do salonu i przysiadła na sofie.

- A dlaczego – wróciła do słów Skrzata
Franciszka – dlaczego oni nie chcą mówić?
- Chcieć to może by i chcieli, ale nie wolno im – odparł on tonem dziwnie poważnym, a nawet surowym.

- Nie wolno? – powtórzyła dziewczynka ze zdumieniem. – A kto im zabrania?

- Zabronił – poprawił ją Skrzat Franciszek. – Zabronił. Dawno, dawno temu.

- Jak dawno? – dociekała.

- Ooo… W pra- pra- praczasach.

- Co to są praczasy? – chciała wiedzieć Nataszka, która bardzo lubiła być dokładnie poinformowana.

- No… to takie czasy sprzed… sprzed kilku tysięcy lat.

- Ilu tysięcy? – drążyła niestrudzenie laleczka.

- Czterech – uściślił Skrzat.

- A    k t o    im zabronił mówić? – wróciła do zasadniczego pytania.

- Nasz Król. Skrzaci.  Kujawski. Jeszcze w Krainie Prastarych Legend. I nie: ”zabronił mówić”, a: zabronił rozmawiać z ludźmi.

- Ale dlaczego???

- Ooo, to cała historia. I do tego strrraszszsznie długa.

- Opowiedz mi – poprosiła Nataszka, rozsiadając się na sofie wygodniej. – Proszę. Bardzo bardzo proszę.

I – Skrzat Franciszek zaczął snuć swoją opowieść o skrzacich praczasach kujawskich w Krainie Prastarych Legend sprzed czterech tysięcy lat  

Ale o tym    c o    opowiedział – dowiecie się następnym razem. 
Obiecuję.

4 komentarze:

  1. Piękna opowieść o skrzacie...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. I również pozdrawiam serdecznie. A także zachęcam do czytania pozostałych opowiastek.

      Usuń
  2. Ależ ja lubię takie piękne opowieści? właściwie to bajki.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Saro-Mario, za miłe słowa i również pozdrawiam Cię - cieplutko i serdecznie. I zapraszam Cię do jak najczęstszego odwiedzania Juleczkowa - będziesz tu zawsze gorąco oczekiwanym Gościem!

      Usuń