JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

niedziela, 27 lipca 2014

13. SKRZAT FRANCISZEK





N A T A S Z K A




Nataszka bardzo długo przewracała się z boku na bok w swojej mięciutkiej
pościeli. Było jej gorąco, choć przecież noce majowe nie są jeszcze aż tak ciepłe; no i – nie mogła przestać wyobrażać sobie  jak też będą smakowały leżakujące w lodówce rolady.

Siostrzyczki dawno pozasypiały, Rodzice też już spali; ich równe oddechy napełniały przestrzeń sypialni spokojem, gwarantującym dziewczynce miłe poczucie bezpieczeństwa i ładu.

Po raz kolejny odwróciła się twarzą w stronę pokoju i z lubością wróciła
myślą do wieczornych wypieków. Mmm… Najładniejsza i najbardziej pachnąca wydawała się rolada malinowa, ale truskawkowa i czekoladowa też wyglądały niezmiernie apetycznie…
O! W aksamitnej ciemności mignęło białe futerko Kicusia, po czym w mgnieniu oka zniknęło pod kołdrą Julki.

„Ciekawe, jak on się tu dostaje…” – zastanowiła się Nataszka. Wiedziała,
że króliczek śpi z Julką każdej nocy. I to mimo iż tatuś zbudował mu prześliczne posłanie w kształcie kwiatka, które dziewczynki troskliwie wymościły różową poduszką z sofy. Posłanie owo początkowo wędrowało po całym Juleczkowie: to do salonu, to do jadalni, to znowu na taras – w zależności od tego, gdzie akurat rezydowały laleczki. W końcu znalazło zaciszną przystań w czerwonym pokoju, tuż obok biurka Tatusia, który polubił bliskość zwierzątka w czasie swojego pisania. Kicuś też to chyba polubił, bo zawsze wtedy przybiegał w pobliże tatusiowego fotela. Albo wskakiwał na biurko. Poza tym - dniem (i nocą) nie odstępował swojej najukochańszej Julki. Teraz też.
„Ciekawe – ponownie zastanowiła się Nataszka – ciekawe   j a k   on się tu dostaje z parteru… Windą nie, bo przecież byłoby ją słychać…”

I w tym momencie (ale    d o p i e r o   w tym) – usłyszała! Charakterystyczny, melodyjny pomruk pięknego kryształowego urządzenia, które wjeżdżało z salonu na poddasze. Ale… dlaczego z salonu? Przecież Rodzice przed kilkoma kwadransami wjechali nim na górę, jakim więc sposobem zjechało piętro niżej? I   k t o   jechał nim teraz???

Nataszka aż usiadła na łóżku, wpatrując się pilnie w ciemność w kierunku
szybu windy, znajdującego się na wprost jej tapczanu, od strony nóg. Ale nic nie było widać. Doskonale za to słyszała jak winda zatrzymuje się, otwiera i… cisza… nadal cisza… Nagle – na półce z zabawkami, wiszącej nad tapczanikiem, coś zaszurało, jakby ktoś przesunął wagony drewnianego pociągu; jednocześnie dał się słyszeć cichutki szept:
- Zjedź do salonu…

Nataszka w pierwszej chwili pomyślała, że jej się wydawało. Ale nie:

- Zjedź do salonu. Natychmiast – szept był odrobinę głośniejszy i troszkę zniecierpliwiony.

Ponieważ w tych ciemnościach niczego nie można było zobaczyć,
Nataszka,  której odważne serce nie wiedziało co to strach, postanowiła posłuchać tajemniczego głosu i – zjechała do salonu. Pierwszą czynnością, którą wykonała po wyjściu z windy było zapalenie światła. Natychmiast też bardzo uważnie się rozejrzała, ale – nikogo nie dostrzegła. Wyjrzała na taras: też nic. Obeszła wkoło bujany fotel, ale nadal nikogo nie było. Wreszcie, kiedy już zaczęła tracić nadzieję, jej uszu dobiegł rozbawiony chichot. Zza… zza kominka?
Tak, zza kominka. Odwróciła się i spojrzała w tamtą stronę. Nisko nad podłogą, w wąskiej szczelinie między bokiem kominka a wysokim regałem
– coś poruszyło się gwałtownie, zamigotało kolorami i – znieruchomiało, wlepiając w dziewczynkę parę okrągłych, ciemnoniebieskich oczu. To „coś” to był… Niewiarygodne…
- Kim jesteś? – zapytała, wstrzymując oddech i czując, że jej własne oczy robią się równie okrągłe i ogromne ze zdumienia.

- Jestem Skrzat Franciszek – odpowiedziała maleńka osóbka, podkręcając
wąsa i dumnie wypinając pierś.
- A ja jestem Nataszka – dygnęła grzecznie laleczka.

Skrzat Franciszek machnął familiarnie ręką:

- Wiem, wiem, znam cię. Jesteś najspokojniejsza z całej czwórki. I masz najładniejsze włosy.

Fakt. Włosy Nataszki były długie, ciemne i niezmiernie gęste, zupełnie jak włosy Tatusia, i wszyscy się nimi
zachwycali. Ale jej samej wcale się nie podobały; tysiąc razy wolałaby jasną czuprynkę którejś z  sióstr, tak podobną do pięknego, złotego koka Mamusi. Skrzat Franciszek zdawał się o tym wiedzieć, bo pokręcił z dezaprobata głową, ozdobioną wysoką, szpiczastą czapką i mruknął pod nosem:
- Eeech, białogłowskie plemię. Wszystkie jesteście takie same. Wszystkie i zawsze, i w każdym miejscu świata.  Nic, tylko grymasy przed lustrem…

A potem zapytał, przechylając głowę i przyglądając się Nataszce z
zaciekawieniem:
- Chcesz zobaczyć jakbyś wyglądała z jasnymi włosami?

Oczywiście, że chciała. I to bardzo!

- To biegnij do lustra.

Z ociąganiem, albowiem bez przekonania, udała się więc do łazienki. Tutaj, nad umywalką, wisiało duże, kryształowe zwierciadło w rzeźbionych ramach, inkrustowanych drogimi kamieniami. Zerknęła.

- Och!!! Ach!!! – wokół twarzy, nad czołem, na plecach i wzdłuż ramion wiły się i polśniewały najczystszym złotem…  włosy jasne jak u Julki i najpiękniejsze jakie kiedykolwiek widziano. Miękką jedwabistą falą osłaniały całą niemal koszulkę nocną i wprawiały laleczkę w pełen niedowierzania zachwyt:

- Jak to? Jak to??? W jaki sposób? Niczego przecież nie poczułam… Są takie śliczne… Jak to zrobiłeś? – pytała Skrzata Franciszka, nie przestając
dotykać obfitych pukli, i gładzić się nimi po buzi.
- Mam swoje metody – bąknął niewyraźnie.

Wsparty o dolną krawędź umywalki, zadarł wysoko głowę i przyglądał się Nataszce z ukontentowaniem.

- Z tymi włosami jesteś podobna do Skrzacinki Janinki, wiesz?

- Kto to jest Skrzacinka Janinka?

Ale on, zamiast odpowiedzieć, ruszył w stronę drzwi, pociągając dziewczynkę za sobą.

- Zjedźmy do kuchni, tam odpowiem na wszystkie pytania. Tylko najpierw musisz poczęstować mnie kawałkiem rolady. Czekoladowej.

- Ach, nie! – weszli do salonu. – Rolady nie wolno mi dotykać. Tylko Mamusia może ją pokroić, ale dopiero jutro po śniadaniu.

- Ale ja mam na nią strrraszszny apetyt! I to teraz! – Skrzat Franciszek
wskoczył na pufę , odwrócił się twarzą do Nataszki (był teraz niemal tak wysoki jak ona), i okropnie zatoczył oczami, masując się jednocześnie po okrągłym brzuszku. – Jestem bardzo głodny – dodał łagodniej, tonem żałosnej skargi.
- Ojej – przejęła się dziewczynka – chodźmy do windy. Ale rolady naprawdę nie wolno nam napocząć.

Zastanowiła się przez chwilę.

- Już wiem! Poczęstuję cię babeczkami z lukrem. Są przepyszne. Zgoda?

- A jakiego koloru jest lukier? – chciał wiedzieć Skrzat Franciszek.

- Biały i różowy. I jeszcze żółty z czekoladowymi paseczkami.

- To wybieram… różowy! – zakrzyknął i zamknął dokładnie drzwi windy. – Na pewno jest malinowy… -  rozmarzył się, przełykając ślinkę.

A kiedy Nataszka nałożyła mu babeczki na talerzyk (aż dwie!) i nalała mleka do najładniejszego, niedzielnego kubeczka; usadowił się wygodnie w komorze umywalki i zaczął wcinać tak łakomie – mlaszcząc przy tym i posapując - że aż sama poczuła głód. Ponieważ jednak Mamusia z całą stanowczością zabraniała nocnego objadania się słodkościami, dziewczynka wlała sobie tylko odrobinę mleka i – z bliziutka i bardzo uważnie przyjrzała się Skrzatowi. Nie wiadomo ile mógł mieć lat: jego włosy i gęsta broda były co prawda całkiem srebrne, ale za to oczy i sprężyste ruchy – zupełnie młode. W
swojej czerwonej czapeczce, fioletowym kubraczku, żółtych rajtuzach i purpurowych ciżemkach wyglądał zabawnie i bardzo sympatycznie. A do tego – jakby znajomo? Może przybył tu wprost z bajki o Królewnie Śnieżce? W Juleczkowie wszak    w s z y s t k o     było możliwe.

- Skąd się tu wziąłeś ?- zapytała zaciekawiona, kiedy tylko tajemniczy przybysz  zaspokoił pierwszy głód.

- Mieszkam tu.

- Tutaj? – rozejrzała się odruchowo po kuchni. – Nigdy cię nie widziałam.

- N i k t    mnie nie widział. Tobie pierwszej się pokazuję.

- Dlaczego?

- Bo cię lubię.

- Dlaczego nikomu innemu się nie pokazałeś?

- Bo…

Ale o tym, dlaczego Skrzaty od wieków  ukrywają się w zakamarkach  dowiecie się następnym razem. Wtedy też usłyszycie historię Skrzata Franciszka i jego licznej rodziny.

Obiecuję.

2 komentarze:

  1. Tyle się dzieje w Juleczkowym świecie. Poczułam się jak dziecko , dziękuję. Odpuszczam sobie dorosłość - to było fajne doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie!!! Za dobre słowa - dziękuję, a odpuszczanie sobie dorosłości popieram w dwustu procentach!!! Regularnie stosowane - miewa zbawienne skutki. Dodaje światu smaku i zapachu; a listopadowi - kolorów. Pozdrawiam Cię, Joluś bardzo, bardzo serdecznie i zapraszam do Juleczkowa jak najczęściej! Marzenna.

      Usuń