JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

poniedziałek, 14 lipca 2014

7. SŁOWIAŃSKA PRZYGODA IZUSI






J U L K A





- Jak pięknie pachną - westchnęła Izusia, napawając się aromatem dojrzałych, dorodnych poziomek
Kujawka zaprowadziła ją do poziomkowego zakątka (musiały przedrzeć się przez kłujące chaszcze), i dokądś odbiegła. Dziewczynka tymczasem rwała słodkie owoce i karmiła nimi Skrzaty w czerwonych czapeczkach, które nie wiadomo skąd zjawiły się nagle obok niej. Wtem usłyszała ulubione szklane dzwoneczki, a gdy podniosła oczy... W mrocznej gęstwinie odwiecznej kujawskiej zieleni stała wysoka postać, oblana jaskrawym światłem, i - przyglądając się Izusi z niekłamanym zainteresowaniem - powitalnie unosiła ogromny kapelusz. Młode iglaste gałązki z pietyzmem
układały jej suknię w równiutkie fałdy, a wiatr rozwiewał malowniczo przepiękne szczerozłote włosy. Poziomkowe Skrzaty na widok postaci zastygły w głębokim pokłonie. Widząc to, Izusia również pochyliła się z szacunkiem, zanim jeszcze Kujawka dała jej znak kopytkiem. Złotowłosa Słowiańska Wróżka (ona to bowiem była) uśmiechnęła się  z aprobatą. Do jej złocistej sukni tuliły się - niczym okruchy tęczy - najrozmaitszej maści Kujawki; ale tego już laleczka   n i e   widziała. Nie miała też pojęcia, że kiedy karmiła Skrzaty - zamiast samej pochłaniać smakowite poziomki - zdała potajemny egzamin z Dobroci i zasłużyła na wprowadzenie w niektóre Arkana Prastarych Legend.  Dosiadła zatem grzbietu Kujawki (a za sprawą magicznej różdżki uczyniła to tak wprawnie, jakby od dawna niczego innego nie robiła) i udały się obie na południe. Tym razem zwyczajnie, szerokim leśnym duktem. Minęły lśniące oko niewielkiego stawu, a potem gromadkę dziewcząt, tańczących wokół potężnego dębu, przystrojonego wiankami złotych mleczy i płomiennych maków. Takie same
wianki zdobiły płowe włosy dziewcząt, zaplecione w długie warkocze. 
- O! Ja też mam taką fryzurę! - zdążyła się ucieszyć Izusia, kiedy puszcza rozstąpiła się znienacka, i zdumionym oczom dziewczynki ukazała się wykarczowana równina, na której - na wzór pracowitych pszczół - krzątały się grupy ludzi, odzianych w białe koszule. Jedni ociosywali gałęzie świeżo ściętych drzew, następni przycinali owe drzewa na wymiar, jeszcze inni - odzierali z kory. Kolejne grupy budowały z okorowanych pni podłużne chaty, inne biedziły się nad mocowaniem dachów, które kobiety splatały ciasno z gałęzi. Wrzało jak w ulu; nikt nie ociągał się, nikt nie stał bezczynnie. A, choć strudzeni, ludzie ci wydawali się nad wyraz pogodni, wielu nawet śpiewało przy pracy. 
- Widzisz? - szepnęła Kujawka do zapatrzonej Izusi. - To powstaje Kowal. Zostałaś Wybrana, pozwolono ci dotknąć Historii.
I tu, nim ktokolwiek się spostrzegł, dziewczynka dotknęła jej   r z e c z y w i ś c i e .  Oto bowiem nieduży chłopiec, wlokący za sobą sporą brzozę, potknął się, przewrócił i niefortunnie zaplątał w gałęzie. Izusia błyskawicznie zeskoczyła z grzbietu Kujawki i pomogła mu wstać, a potem razem z nim dociągnęła drzewko na miejsce. Miejscem tym okazała się wysoka chata na środku placu, różniąca się od pozostałych kształtem (była okrągła) i pionowym ustawieniem pni. W tej akurat chwili kilku rosłych mężczyzn wnosiło do jej wnętrza drewniany posąg. Posąg był masywny, miał cztery twarze, w lewej ręce miecz, a w prawej kosz z owocami.
- Oooo... Świętowit... - nabożnie szepnął chłopiec i pokłonił się do samej ziemi. Ruch na karczowisku zamarł na moment, albowiem wszyscy obecni uczynili to samo. Izusia też się pokłoniła, myśląc sobie, że ów drewniany Świętowit musi być kimś niezmiernie ważnym. 
A kiedy podniosła głowę - nie było już ani chłopca, ani dopiero co ukończonej kontyny (tak nazywa się prastara słowiańska świątynia), ani nawet owego wykarczowanego w sercu puszczy placu, na którym  rodziło się jej miasteczko. Przed Izusią stała Złotowłosa Słowiańska Wróżka:
- Jesteś szczodra, troskliwa i uczynna - powiedziała z niezmierną powagą. - Cenisz cudze potrzeby i wartości. Udowodniłaś, że można obdarzyć cię pełnią zaufania.
Tu Wróżka przechyliła się lekko i dotknęła swą magiczną różdżką przestrzeni za plecami dziewczynki.
- Oto Nawia: Najbardziej Tajemna Kraina, której nigdy dotąd nie oglądał  n i k t   zza Omszałego
Drzewa. Ale ty wejdź do niej. Przywitaj się z tym, kogo utraciłaś i uspokój znękane serce. Zasłużyłaś.
Izusia odwróciła się. Ojej! Tuż przed nią rozciągała się baśniowa, rozzłocona słońcem łąka, na której hasało sobie beztrosko rozkoszne stadko jednorożców, różnej maści i wielkości.  Skupione wokół ślicznej Przywódczyni w złotej obróżce i koronie, zerkały na laleczkę wesoło, zupełnie jakby zapraszały ja do wspólnej zabawy.
A kiedy, ośmielona, podbiegła, nagle rozstąpiły się i...  OJEJ!!!
Oczom oniemiałej Izusi ukazał się ... jej własny... ukochany... dawno zaginiony... kucyk!!! Ileż to było radości! Ile szczęścia! Ile tulenia i opowiadania sobie - wszystkich naraz - oddzielnie wylanych łez.
A kiedy po jakimś nieokreślonym czasie zjawiła się Kujawka,
mówiąc, że pora wracać, dziewczynka nie protestowała. Uspokojona co do losów kucyka i - po raz pierwszy od bardzo dawna - nie trapiona smutkiem, ochoczo wskoczyła na grzbiet swego świetlistego wierzchowca. Pokłoniły się pięknie najpierw jednorożcom, potem leśnym Skrzatom, a na koniec - Złotowłosej Słowiańskiej Wróżce, ubranej tym razem w suknię uszytą z najprawdziwszych tęczowych pasm. 
- To dobry znak - wyjaśniła Kujawka. - Tęcza na pożegnanie oznacza, że będziesz mogła przybyć tu ponownie. 
W tej chwili Wróżka uniosła swą magiczną różdżkę i - w drogę! 
A gdy Izusia wychyliła się, by raz jeszcze zerknąć na umykającą coraz niżej i szybciej Krainę Prastarych Legend, Złotowłosa Słowiańska Wróżka siedziała pośród zieleni w swojej pierwszej sukni, oświetlona jaskrawym promieniem, i ze Złocistą Kujawką u boku. I taką ją Izusia
zapamiętała.
Droga powrotna zdawała się mijać błyskawicznie. Oczywiście - sfrunęły z drugiej strony Zaczarowanych Głazów, by Kujawka mogła posilić się Magicznym Zielem Mocy, dającym jej przywilej przenikania do Świata Zza Drzewa; po czym pomknęły ponad odwieczną puszczą kujawską wprost do owego Świata właśnie. Ledwie przebyły potężny pień Omszałego Drzewa, a już zewsząd otoczyła je aksamitna ciemność późnej nocy wiosennej. W miejscu
gdzie przetaczała się Historia, jakaś zabłąkana strzała przeleciała ze świstem tuż obok lewego ucha Izusi. Zanim jednak przestraszona laleczka zdążyła wzdrygnąć się, albo krzyknąć - znalazły się bezpiecznie w Kowalu, a księżyc, jaśniejszy od ulicznych latarni, doskonale oświetlał im drogę. Nie minęła chwila i - wfrunęły przez uchylone okno do salonu Babci Marzenki i Dziadka Jureczka, po czym zatrzymały się na tarasie Juleczkowa. Tutaj nadal było
ciemno, ciepło i cicho, jak gdyby nic się nie wydarzyło. 
- Ile czasu byłyśmy w Krainie Prastarych Legend? - zaciekawiła się Izusia.
- O... czas płynie bardzo różnie - odszepnęła Kujawka. - Tam spędziłyśmy wiele, wiele godzin, ale tutaj trwało to krócej niż mgnienie oka. - To mówiąc ukłoniła się Izusi głęboko, zarżała szklanymi dzwoneczkami i - już jej nie było.
- A moja Różowość??? - zawołała za nią laleczka, ale okazało się, że znowu ma na sobie swoją koszulkę nocną, a jej warkocze odzyskały barwę pszenicznych kłosów. Wychyliła się jeszcze przez poręcz tarasu, usiłując  dojrzeć
coś w mroku, ale ponieważ czerń panowała absolutna, wjechała windą na poddasze i, bardzo ostrożnie, wspięła się po omacku na swoje posłanie.
A o tym, czy rankiem obudziła się wypoczęta; i czym zajmowano się w Juleczkowie przez cały następny dzień - dowiecie się już wkrótce. Obiecuję.

4 komentarze:

  1. Masz niesamowity dar do opowidania bajek Bajarko, czyta się z wielkim zainteresowaniem i tak bardzo lekko :) Aż chciałoby się znowu być dzieckiem...
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś bardzo miła, Anaesko. Dziękuję.
      I tak sobie myślę, że dziecko - na szczęście! - tkwi chyba w każdym dorosłym; wystarczy zajrzeć do środka, prawda?
      Pozdrawiam Cię cieplutko.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to raduje! A kucyki wkrótce ponownie zagoszczą w juleczkowskich bajeczkach. Tymczasem - pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!

      Usuń