JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

niedziela, 6 lipca 2014

2. KTO WYCZAROWAŁ JULECZKOWO






N A T A S Z K A   I   J U L K A




             
Miniona zima była piękna i strojna, niczym księżniczka z Dalekiej Północy. Niestety, była też kapryśna i uparta, a przy tym – odrobinę bezwzględna; zaczęto się nawet obawiać, że wiosna nie zdoła nadejść tego roku. Miesiąc Luty, wyjątkowo srogi, skuł  lodem rzeki i jeziora, i bez opamiętania
zasypywał świat śniegiem. Wszystko zniknęło pod grubą warstwą migotliwej bieli. Wąskie uliczki Kowala wyglądały jakby je ktoś oblał gęstym  lukrem; skrzypiały przy tym od mrozu pod stopami przechodniów, a w słoneczne południa skrzyły się miliardami maciupeńkich gwiazdeczek. Było pięknie, ale przeraźliwie zimno. Na szczęście – pomimo chłodów, wichrów i śnieżnych zawiei – w samym środku zimy zjawiły się Walentynki i ogrzały zziębnięte ludzkie serca. Walentynki są bowiem świętem wszystkich tych, którzy kogoś kochają.
– Już wiem! – zakrzyknęła Babcia Marzenka w mroźny walentynkowy poranek. – Zbudujemy dziewczynkom domek!                                                                     –  Wyśmienicie! – podchwycił pomysł Dziadek Jureczek. – Prawdziwy domek dla lalek!                                                                                              
 – I w dodatku  z a c z a r o w a n y  – zażartowała Babcia. (Już wkrótce miało się okazać, iż był to żart niebywale proroczy).        
I natychmiast zabrali się do pracy, ponieważ był akurat 14 dzień lutego, a oni najbardziej na świecie kochali swoje dwie małe, śliczne wnuczki: ciemnowłosą, nie znającą lęku Nataszkę i rezolutną blondyneczkę Julkę.      I tak oto miły staroświecki salonik przeistoczył się na kilka długich zimowych  tygodni w plac budowy i wytwórnię mebli.
Początkowo Babcia Marzenka myślała o domku z tektury, ale Dziadek Jureczek stanowczo się temu sprzeciwił:                                                               – Co to, to nie, moja droga – powiedział, podkręcając wąsa. – To będzie solidny, trzypiętrowy domek  z  d r e w n a , z tarasem i prawdziwą windą, czynną całą dobę.                                                                                                         – Cudownie! – ucieszyła się Babcia Marzenka. – A ja zrobię wszystkie mebelki! I uszyję pościele, firanki i ręczniki. I wydziergam koce i swetry dla lalek.                                             
- Hmmm… Czy tylko aby mam w piwnicy dość materiału… – zafrasował się Dziadek.                                                                                                    – Muszę kupić ciastolinę – myślała głośno Babcia. – Ulepię z niej jedzenie, kosmetyki do łazienki i młynek do kawy…                                                                                                                                   – …i ogień do kominka – podpowiedział Dziadek – bo kominek też musi być w naszym domku.


I tak – od słowa do słowa – wymyślili i rozrysowali cały projekt, i ochoczo zabrali się do dzieła. Nie było to łatwe, zwłaszcza, iż Dziadek Jureczek na co dzień pracuje w różnych odległych miastach, a do Kowala wraca tylko na soboty i niedziele. Jednak udało mu się w ciągu dziesięciu pracowitych weekendów zbudować wygodny, pięknie oświetlony domek z tarasem, oszklonymi oknami i windą.  
Babcia Marzenka wykonała w tym czasie wszyściutkie sprzęty, kwiaty, obrazy i dziesiątki drobiazgów, stanowiących niezbędne wyposażenie każdego wszak domu. Długie, mroźne wieczory upływały im pod znakiem wytężonej i niezwykle
precyzyjnej pracy. Owo - jak je nazywali - wyczarowywanie domku z niczego sprawiało im niekłamaną radość i napawało najprawdziwszym, uśmiechniętym szczęściem. Tak to już bowiem jest na tym świecie, że kiedy robimy coś dla kogoś, kogo bardzo kochamy, to ani trud nas nie zniechęca, ani zmęczenie nie nuży. Zupełnie jakby miłość sama wykonywała za nas co cięższe czynności. Tak też było z Babcią Marzenką i Dziadkiem Jureczkiem. Nic nie mogło przeszkodzić im w budowie. Zresztą, w jakiś zaczarowany sposób  w s z y s t k o  im w tej budowie sprzyjało. Toteż prace posuwały się szybko, a oni wprost  nie mogli już doczekać się chwili, w której ich ukochane dziewczynki zobaczą gotowy domek.
Niestety! Zaledwie Dziadek Jureczek zakończył budowę garażu i Juleczkowo (wypieszczone do ostatniego szczegółu) stało się gotowe do zamieszkania; zaledwie Babcia Marzenka zawiesiła u jego szczytu  pęk różowych baloników, a   n a t y c h m i a s t wprowadziła się do niego rodzina lalek i objęła je w posiadanie.                                                              No cóż… Babcia i Dziadek może by się i zżymali, gdyby nie to, że…  Ale o tym opowiem już następnym razem. A także o tym, kto i dlaczego nadał posiadłości jej miłą nazwę. Obiecuję.  



                                    
                                                                                        

7 komentarzy:

  1. Fantastyczna opowieść, dzięki niej poznaję Ciebie i Twoją rodzinę. Ech, Ty moja Rozmarzona , albo raczej Zaczarowana. Muszę się na coś zdecydować, ale przy takiej osobowości jak Twoja ... będzie trudno. Serdecznie pozdrawiam całą Familiję - przytulaski od starszawej laski - Jolka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Joluś! Cieszę się, że polubiłaś Juleczkowo! I jak najserdeczniej dziękujemy wszyscy za Twoje miłe pozdrowienia! I wzajemnie - przesyłamy Tobie całe naręcza przytulań i buziaczków. I zapraszamy do lektury kolejnych opowiastek. A tak na marginesie - wcale nie jesteś "starszawą laską", tylko wspaniałą, wciąż młodą i fascynującą kobietą! Takie jest nasze wspólne, familijne zdanie! I co na to powiesz?

      Usuń
  2. No to już wiem, jak powstało Juleczkowo :) Bardzo ciekawa opowieść! Teraz czas poznać bohaterki :) Wielki ukłon w stronę "budowniczych", co za kreatywność!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy mieszkańcy Juleczkowa (oraz jego autorzy) pozdrawiają Cię cieplutko i serdecznie i zapraszają do jak najczęstszych u nas odwiedzin.

      Usuń
  3. Jak ja bym chciała taką parę budowniczych wynająć do budowy mieszkalnego statku kosmicznego w Niewielkim Wymiarze!:))
    Pozdrowienia dla Dziadka Jureczka i Babci Marzenki!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej hej!!! Babcia Marzenka i Dziadek Jureczek dziękują za pozdrowienia! Ponurkowali trochę w Twoim cudownym Niewielkim Wymiarze i uznali Cię za Twórcę Doskonałego! GRATULACJE!!! Wspaniały pomysł i fantastyczne wykonanie!
      PS
      Lucy, paląca papieroska po zjedzeniu pizzy to autentyczne mistrzostwo!

      Usuń
    2. O rany, bardzo mi miło:) Dziękuję:))

      Hihi, no ona robi tak, jak ja z tym papieroskiem:D

      Usuń