kolacji pobawiły się jeszcze przed domem. Tatuś zapalił wysoką lampę podwórzową i – zrobiło się jasno jak w dzień.
Rodzice
omawiali w salonie bardzo ważne sprawy, związane z coraz bliższym już przyjściem na świat
piątej laleczki, a dziewczynki , uszczęśliwione że nie muszą jeszcze kłaść się
do łóżek, wybiegły na trawę. Turlały się po niej, stawały na rękach, robiły jaskółki,
przetaczały
jedna po drugiej, czyniąc przy tym niesłychane mnóstwo radosnego hałasu. Szybko jednak opadły z sił. Bądź co bądź, miały za sobą dzień pełen
niezwykłych wrażeń. Jak również – zwykłego zmęczenia: do południa pomagały
wszak Mamusi w niełatwych pracach domowych, a potem hasały jeszcze na wszelkie
możliwe sposoby (z pływaniem włącznie!) w ogrodzie Cioci Ani. Toteż teraz , znużone, a nawet senne, usiadły po prostu na progu i milczały.
I tak oto w
Juleczkowie z wolna zaczęła nastawać noc.
Nagle… w
ciszy jaka zaległa wokół dał się słyszeć jakiś dziwny dźwięk. Ni to szelest,
ni to tłumiony trawą odgłos
czyichś lekkich, szybciutkich skoków. Izusia z Zosią zerwały się na równe nogi
i zaczęły rozglądać, ale – nim cokolwiek zobaczyły – coś przebiegło
błyskawicznie całą długość trawnika i z impetem wskoczyło na różową sukienkę
zastygłej w nasłuchiwaniu Julki. Rozległ się potrójny krzyk przerażenia! Tylko
Nataszka, której dzielne serce (poza ową nieszczęsną kwestią wodną) nie znało
lęku; tylko ona nie przestraszyła się i nie zamknęła oczu. Natychmiast zatem
rozpoznała k i m jest intruz. Otóż: na kolanach Julki
siedział mały, biały króliczek i zerkał niepewnie na twarze dziewczynek.
- Jaki
śliczny! – zawołała Nataszka, chcąc pogłaskać puszyste futerko. Ale ledwie wyciągnęła rękę, króliczek drgnął i
przywarł do Julki całym swoim niedużym
ciałkiem, które zaczęło naraz okropnie dygotać.
- On się boi
– szepnęła Izusia, przechylając się przez ramię siostry.
- Ja też się
bałam przed chwilą – poskarżyła się cichutko Zosia, wyginając usta w podkówkę.
W tym
momencie z domu wyszli Rodzice, zaniepokojeni owym potrójnym krzykiem. Na widok króliczka Mamusia najpierw zdumiała
się, potem rozczuliła: że taki maleńki i przerażony, i że w ogóle - słodki. Na
co Tatuś, widząc co się święci, zrobił surową
minę i zapytał rzeczowo:
- Skąd on
się tu wziął?
- Przykicał –
równie rzeczowo wyjaśniła Nataszka, nie ukrywając narastającej radości, i nie
odrywając od stworzonka zachwyconego wzroku.
- A może –
głos Tatusia z surowego stał się podejrzliwy – może to któraś z panienek go tu
przytaszczyła?
- Sam się
przytaszczył – pisnęła Zosia. – O, tak! – tu z rozmachem wskoczyła na siostrzane
kolana, omal nie zgniatając biednego zwierzątka. Na szczęście Tatuś wykazał się znakomitym
refleksem (oraz zwinnością!), chwytając je w ostatniej chwili i unosząc wysoko
ponad głowy córek.
- Hmmm… -
przyjrzał się króliczkowi z bliska. – I może on ma z nami zamieszkać?
Pięć par
damskich oczu, rozkochanych już w maleństwie bez pamięci, podniosło się teraz i
wpatrzyło w Tatusia w taki sposób, że po prostu m u s i a ł
się zgodzić.
- No… dobrze… Trzeba mu będzie zrobić jakąś klatkę.
- Klatkę? –
powtórzyła ze zgrozą Julka, odbierając stworzonko Tatusiowi. – K l a t k ę ?
- On
przecież nie zrobił nic złego – ujęła się za biedactwem Nataszka i z uczuciem
ucałowała ciepłe, mięciutkie ucho.
- Może
przecież spać ze mną – podsunęła pomysł Zosia, przechylając główkę i patrząc
na
Tatusia swoimi proszącymi oczętami najmłodszej
pociechy.
Ale zanim
spojrzenie zdążyło zadziałać, Mamusia zdecydowała – łagodnie, lecz stanowczo:
- Króliczek
będzie spał sam. I nie w klatce, ale we własnym pięknym pokoiku, który Tatuś
zbuduje mu jutro po pracy.
- A dzisiaj?
– z nadzieją zapytała Zosia. – Gdzie będzie spał dzisiaj?
Przez chwilę
wszyscy zastanawiali się w milczeniu.
- Wiem –
powiedział wreszcie Tatuś. – Wytnę kilka okienek w tym kartonie w garażu.
- A my
wymościmy go tym podartym swetrem Izusi! – zawołała Julka.
- Dobrze –
zgodziła się Mamusia, idąc do kuchni. – Ja w takim razie przyniosę mu kolację.
Po chwili
wróciła z miseczką pełną marchewek i pietruszek, i razem z córeczkami
przyglądała się, jak króliczek z apetytem zajada.
- Ależ był
głodny – westchnęła Nataszka.
- Ale
on n i e będzie spał
garażu? – upewniła się Julka.
Mamusia
obiecała jej solennie, że na pewno nie.
A kiedy
wreszcie udało się zapędzić podekscytowane dziewczynki do łóżek, było już
naprawdę późno.
W końcu
jednak światła pogaszono; Mamusia i Tatuś krzątali się jeszcze po kuchni, a
karton z nowym mieszkańcem Juleczkowa został ustawiony w salonie, tuż obok
fotela na biegunach.
Julka nie
mogła zasnąć. Ze swego łóżeczka, oddalonego od reszty o całą długość pokoju ,
słyszała milknące szepty siostrzyczek, potem ich coraz głębsze oddechy. Wracała myślami do baseniku u Cioci Ani, do
kotki Feli, a wreszcie – do króliczka. Może czuje się samotny w tym nieznanym, wielkim
i ciemnym salonie? Może się boi? A gdyby tak, hmm… zjechać do niego i jeszcze raz
przytulić na dobranoc? Tylko, że winda wydaje zawsze taki charakterystyczny
pomruk; co będzie jeśli Rodzice usłyszą?
Nagle… Coś
mignęło białawo w ciemności i wskoczyło na mięciutką kołdrę Julki. Ale
ona tym
razem już się nie przestraszyła: natychmiast rozpoznała k t o
t o. Przesunęła się lekko w stronę ściany, robiąc miejsce obok siebie, a
króliczek wślizgnął się pod kołdrę i całym swym puszystym ciałkiem przytulił się
do dziewczynki.
I zasnęli.
Tylko –
jakim sposobem zwierzątko znalazło się na poddaszu, skoro w domu nie było
schodów, a winda nadal stała na parterze –tak, jak zostawili ją tam Rodzice???
Najpierw się rozczuliłam, a później rzeczywiście mnie zastanowiłaś...jak on się tam dostał?:)
OdpowiedzUsuńNo tak... On ma swoje sposoby. Tak magiczne i tak tajemne, że długo nie chciał ich zdradzić. Ale - w końcu je z niego wydusiłam. Ha! Tylko musiałam obiecać, że - póki co - nikomu ich nie wyjawię. Ale za to bardzo gorąco Cię pozdrawiam i zapraszam do zaglądania do Juleczkowa. Oraz - przesyłam uściski dla Doktor Werk.
Usuń