JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

sobota, 12 lipca 2014

5. NOCNA WIZYTA





J U L K A








Późną nocą, kiedy uliczki Kowala wyludniają się, a całe miasteczko, otulone ciemnością, zapada w łagodny sen, z rozmaitych zakamarków i kryjówek po cichutku wymykają się czary.  Mijają zabytkową sylwetkę kościoła, przefruwają bezszelestnie przez park i plac Rejtana, po czym wnikają przez uchylone okna do wnętrz uśpionych domów.
W pogrążonym w mroku salonie Babci Marzenki i Dziadka Jureczka jedno z okien też - jak zwykle - było uchylone. Wewnątrz panowała niczym nie zmącona cisza. Mieszkańcy Juleczkowa, po
dniu pełnym wrażeń spali głęboko i smacznie, a i Babcia z Dziadkiem położyli się wreszcie w swojej sypialni za ścianą
Nagle... w tej czerni i ciszy coś załopotało, zalśniło; przemknęło od okna salonu prosto do domku laleczek. W powietrzu słychać było jakby tętent kopyt, jakby szelest rozpostartych skrzydeł, a nawet -  melodyjne rżenie. I tylko księżyc, nocny strażnik siedzib i ogrodów, przyglądał się temu zza

chmury. A, nie - nie tylko, albowiem na poddaszu Juleczkowa ktoś poruszył się niespokojnie, potem obudził i usiadł na łóżku. A - ściślej mówiąc - na piętrze łóżka;gdyż to Izusia, ziewając i przecierając piąstkami oczy, daremnie próbowała zobaczyć cokolwiek. Nagle?... znieruchomiała i zaczęła nasłuchiwać... Co to??? Coś działo się chyba - na... tarasie? Tak, na tarasie, na pewno. O dziwo, dziewczynka nie przestraszyła się wcale - choć wokół panowały nieprzeniknione ciemności, a cała jej rodzina spała w najlepsze. Zamiast strachu poczuła nieodpartą ciekawość. Zeszła
zatem ostrożnie, żeby nikogo nie obudzić, po swojej perłowej drabince; po omacku (ale równie ostrożnie) dotarła do windy i zjechała piętro niżej. A tam...  O! - tam już nie musiała potykać się o sprzęty, cały bowiem salonik tonął w pięknej, różowej poświacie, a źródło owej poświaty najwyraźniej znajdowało się na tarasie. Izusia podeszła na paluszkach do oszklonych, szeroko rozsuniętych
drzwi i - zerknęła. Ojej!  OJEJ!!! Na tarasie stał... koń. A właściwie - klacz. Prześliczna. Najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek widziano. Różowa, z długą grzywą, świetlistymi skrzydłami i kopytkami z najczystszego kryształu. Na głowie miała koronę, a jej przedziwne niebieskie oczy patrzyły na Izusię przyjaźnie i łagodnie.
- Kto ty jesteś? - zapytała wobec tego laleczka. - Konik Garbusek?
- Nie - uśmiechnęła się piękna klacz. - Jestem Kujawka. - Tu zarżała i potrząsnęła głową. Miała ruchy pełne gracji i głos jak szklane dzwoneczki.
- A skąd się tu wzięłaś?
- Przybyłam tu w Różowości z głębi Prastarej Legendy - odpowiedziała tajemniczo klacz.
- A dlaczego? - po dziecinnemu chciała wiedzieć Izusia.
- Lubisz kolor różowy, prawda?
Dziewczynka przytaknęła.
- I lubisz koniki.

Prawda. Izusia zawsze lubiła koniki i wszystko, co je przedstawia: bajki, obrazki, figurki, zabawki. Filmy. Kiedyś - hen! hen! dawno! - w głębokiej szufladzie tamtego wiejskiego domu miała nawet swojego własnego kucyka, ale... Westchnęła boleśnie. Kucyk przepadł bez wieści, kiedy ich stamtąd wyrzucono. Szukała go potem nieustannie, wołała, tęskniła, płakała; na nic. Nigdy się już nie odnalazł.
Kujawka zdawała się o tym wszystkim wiedzieć i wszystko rozumieć.
- Zbliż się - poprosiła łagodnie, a kiedy Izusia podeszła do niej blisko, otuliła ją tkliwie swoimi pięknymi skrzydłami (zupełnie jak Mamusia zwykła to robić ramionami). A potem, chcąc oderwać laleczkę od jej smutnych wspomnień, szepnęła jej wprost do ucha:
- Jeśli się zgodzisz, przemienię cię w Różową Księżniczkę i zabiorę do Krainy Prastarych Legend...
- O tak - zawołała podekscytowana Izusia. - Ale... wrócimy do domku? - upewniła się.
- Oczywiście - uspokoiła ją Kujawka już swoim normalnym, melodyjnym głosem. - Sprowadzę cię tu zanim ktokolwiek się obudzi. 
A potem - podniosła skrzydła i głowę, i lewym przednim
kopytkiem zakreśliła jakiś znak w powietrzu. Zamigotało. Zadrżało. Rozdzwoniły się szklane dzwoneczki. I oto, w ułamku sekundy, zamiast koszulki nocnej, uszytej przez Babcię Marzenkę, dziewczynka miała na sobie prześliczną, iście książęcą sukienkę z błyszczącym, bogato haftowanym różowym staniczkiem i takimiż lamówkami wokół powiewnych falban. Na bosych nóżkach ni stąd ni zowąd zalśniły różowe trzewiczki, i nawet jej długie warkocze były teraz różowe.
A potem Kujawka przyklękła z niespotykaną gracją, Izusia wskrabała się na jej grzbiet między świetliste skrzydła, i - pomknęły w przestrzeń. Ach! Jakież to było magiczne doznanie!
Ale o tym   d o k ą d   trafiły, kogo tam spotkały i czego dowiedziała się mała laleczka, opowiem Wam następnym razem. Obiecuję.

5 komentarzy:

  1. Piękny domek! Historia zapowiada się ciekawie, zwłaszcza Kraina Prastarych Legend. Gratuluję pomysłu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ot i wkrada nam się odrobina magii - cudownie i tajemniczo :) Niejedno dziecię z niecierpliwością oczekiwałoby dalszego ciągu.
    Świetny pomysł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Anaesko! Twoje wizyty w Juleczkowie sprawiają wszystkim jego mieszkańcom prawdziwą przyjemność. O autorach nie wspominając. Zapraszamy jak najczęściej!!!

      Usuń
  3. Kujawka jest śliczna i magiczna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu Kujawki. I żywię cichutką nadzieję, że jeszcze wiele wiele razy spotkasz ją przy okazji wizyt w Juleczkowie. Pozdrawiam cieplutko!!! Ukłony dla Doktor Werk!

      Usuń