JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

wtorek, 15 lipca 2014

8. PRACA WRE !











               
N A T A S Z K A
J U L K A
 







 
Ranek obudził się piękny, choć chłodny. 
Kiedy Izusia, przeciągając się i ziewając, usiadła wreszcie w swojej kraciastej pościeli, okazało się,

że reszta laleczek dawno już wstała. To znaczy -  w większości owa reszta przeniosła się po prostu ze swoich łóżek na posłanie rodziców, gdzie obsiadła ciasno Mamusię, bądź mocno się w nią wtuliła (na przykład Zosia). Tak naprawdę
wstał tylko Tatuś, który zawsze   b a r d z o   wczesnym rankiem, jeszcze o przedświcie, pisał swoją Książkę. Dzisiaj też: ubrał się zanim słońce wstało, zszedł
do miłego pokoiku przy kuchni i - zasiadł do maszyny do pisania. Przez kilka godzin w całej posiadłości powinna obowiązywać teraz bezwzględna cisza. Hmmm... Dopóki dziewczynki spały, nie
było to nic trudnego, ale kiedy się obudziły... Cóż. Na szczęście Tatuś ukończył właśnie kolejny rozdział, spakował swoje kanapki, pożegnał się i wyszedł do pracy. Można było chichotać na całego! Laleczki, głodne jak małe lwiątka, zjechały najpierw do łazienki, by dokonać tam obowiązkowych porannych czynności; a potem do jadalni.
Śmiejąc się i przepychając, na wyścigi zajmowały miejsca przy pięknym rzeźbionym stole. Co prawda Julka, jako najstarsza, próbowała trochę temperować dokazywanki siostrzyczek, ale i ona śmiała się przy tym do rozpuku. Tylko Izusia była dziwnie dziś małomówna i zamyślona. Mamusia, która przyniosła właśnie z kuchni tacę z różowymi kubeczkami, przyjrzała się jej z niepokojem. Postanowiła, że zaraz po śniadaniu porozmawia ze swoją osowiałą córeczką. Może znowu przyśnił jej się zaginiony kucyk i stąd ten smutek? Ale - nie;
Izusia w zasadzie nie wyglądała na smutną. Raczej - na rozmarzoną.
Dziewczynki tymczasem pałaszowały śniadanie, aż miło było patrzeć. Julka i Nataszka miały smakowite hot-dogi, przygotowane przez Mamusię w nowoczesnym, czerwonym piekarniku; a Zosia i Izusia, które nie lubiły parówek, dostały apetycznie wyglądające bułeczki, zapieczone z pysznym żółtym serem. Okazało się, że
najgłodniejsza ze wszystkich była dzisiaj - milcząca Izusia.
Mamusia zaś, krzątając się przez cały ten czas między kuchnią a jadalnią, utyskiwała trochę:
a to, że nie ubrały sukienek, tylko tak w nocnych koszulach, a to, że nieuczesane do stołu, a to, że jak zwykle wszystkie na bosaka. Ale nie była to jakaś wielka reprymenda. Bądź co bądź - to ich pierwsze śniadanie w nowym domu, nic dziwnego, że dzieci zasiadły do niego w pośpiechu. Od jutra jednak   m u s i   zapanować tu bon ton i dyscyplina.
Tuż przed końcem posiłku Zosia, przez nieuwagę, wylała na siebie cały kubek mleka. Na szczęście nie było gorące. Wobec tego Mamusia (która nosiła się z tym
zamiarem już od wczorajszego popołudnia) zdecydowała , że czas na Wielkie Pranie. Co prawda w
Juleczkowie, wypieszczonym pracowitymi rękami Babci Marzenki wszystko było świeże, czyste i pachnące, ale jednak laleczki, wprowadzając się tu wczoraj, przyniosły ze sobą sporo brudnych ubranek.  Od dawna wszak nie miały sposobności uprania czegokolwiek. Toteż, podczas gdy Mamusia z ogromną wprawą podszykowywała w kuchni warzywa
na dzisiejszy obiad, dziewczynki znosiły do łazienki całe stosy najrozmaitszych fatałaszków. Potem
wszystko zostało wyprane do czysta w pięknej, różowej, wielofunkcyjnej pralce, a Julka z Nataszką porozwieszały mokre rzeczy na lince przed domem. Zaledwie skończyły, a już trzeba było sprzątać dom. Julka odkurzyła więc salon pięknym czerwonym odkurzaczem, a Nataszka skrupulatnie umyła różowym mopem podłogę na całym parterze. Mamusia w tym czasie kończyła gotować obiad (z kremem malinowym na deser!). Smakowity zapach rosołu i pieczonych udek roznosił się po wszystkich piętrach.
Ufff... To było   b a r d z o   pracowite przedpołudnie. No - nie dla wszystkich. Podczas gdy Mamusia
i starsze laleczki zwijały się jak w ukropie, Izusia z Zosią turlały się na trawie przed domem, czyniąc przy tym niesłychaną wrzawę. Nagle...
Ale o tym   c o   zobaczyły, i kto  wieczorem przykicał do Juleczkowa, dowiecie się następnym razem. 
Obiecuję.

4 komentarze:

  1. Ten domek jest cudny - chyba marzenie każdej dziewczynki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Budowaliśmy go z mężem dziesięć tygodni, fantastycznie się przy tym bawiąc. A i teraz jeszcze, często-gęsto coś tam dorabiamy. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! A ja dzisiaj pranie musiałam zrobić sama i nawet nikt mi nie pomógł rozwieszać:)
    Fantastyczne masz te warzywa i wszystko takie śliczne: buteleczki, garnuszki, kartoniki, kubeczki...awww, cudnie!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt: w świecie 1:1 z tym całym praniem i sprzątaniem człek zawsze zostaje sam. Cóż.
      Dziękuję za miłe słowa o moich drobiażdżkach. Te z modeliny i kartonu lepię, drukuję i wycinam sama. Ba! Nauczyłam się nawet na drutach dziergać i szydełkiem machać, choć nie było łatwo, o nie. Ale - miło jest robić coś z niczego. Dlatego jestem zagorzałą fanką Twojego fantastycznego gabinetu dla Doktor Werk. NIEZIEMSKI!!!

      Usuń