![]() |
J U L K A |
W pewien miły, sobotni, majowy wieczór, tuż po kolacji, kiedy dziewczynki z
nieodłącznym Kicusiem wybiegły jeszcze przed dom, a Tatuś zaszył się w czerwonym pokoju nad maszyną do pisania, Mamusia postanowiła upiec trzy smakowite rolady: truskawkową, malinową i orzechową. Jedna rolada byłaby zupełnie bez sensu, zważywszy, że rodzina składała się z sześciu osób, z których przynajmniej pięć to nieposkromione łasuchy.
A zatem – w pierwszej
kolejności Mamusia przygotowała sobie odpowiednie naczynia i przyrządy,
następnie poukładała na blacie szafki niezbędne ingrediencje i – zabrała się do
się do pracy. Ale jeśli myślicie, że mogła krzątać się po kuchni swobodnie, a
do tego w ciszy i spokoju, to – jesteście w błędzie. Albowiem kiedy tylko jej
córeczki zorientowały się c o będzie się działo,
natychmiast pośpieszyły z pomocą. I oto, w ciągu kilku minut, w przytulnej i czyściutkiej kuchence zapanował niesamowity rozgardiasz: a to – uprzejme podawanie sobie rozmaitych przedmiotów, a to – wzajemne podsadzanie do wyżej umiejscowionych szaf i półek, a także tłoczenie się przy stolnicy albo próby zbiorowego wykonywania czynności, do których z powodzeniem wystarcza jedna para rąk. A wszystko przy akompaniamencie
ciągłych i głośnych wybuchów śmiechu, wesołych próśb i nawoływań oraz nieustannego trajkotania: czy już, czy dobrze, czy dosypać może czegoś lub coś zamieszać…
natychmiast pośpieszyły z pomocą. I oto, w ciągu kilku minut, w przytulnej i czyściutkiej kuchence zapanował niesamowity rozgardiasz: a to – uprzejme podawanie sobie rozmaitych przedmiotów, a to – wzajemne podsadzanie do wyżej umiejscowionych szaf i półek, a także tłoczenie się przy stolnicy albo próby zbiorowego wykonywania czynności, do których z powodzeniem wystarcza jedna para rąk. A wszystko przy akompaniamencie
ciągłych i głośnych wybuchów śmiechu, wesołych próśb i nawoływań oraz nieustannego trajkotania: czy już, czy dobrze, czy dosypać może czegoś lub coś zamieszać…
Po
kwadransie Tatuś wziął Kicusia pod pachę i przeniósł się ze swoim pisaniem z czerwonego pokoju, który
znajdował się tuż obok kuchni, na taras, gdzie było znacznie spokojniej.
Mamusia natomiast znosiła owo
hałaśliwe niesienie córczynej pomocy z autentycznie anielską cierpliwością, (na którą stać tylko tego, kto kocha prawdziwie, głęboko i bez reszty).
hałaśliwe niesienie córczynej pomocy z autentycznie anielską cierpliwością, (na którą stać tylko tego, kto kocha prawdziwie, głęboko i bez reszty).
Bo przecież
- bądźmy szczerzy - jedynie Nataszka, pedantyczna
i skrupulatna, była rzeczywistą wyręką Mamusi.
Julka, owszem, też się starała, ale jakoś jej nie wychodziło. Zaś Izusia z
Zosią – cóż, lepiej by zrobiły, gdyby poszły się bawić, ale nikt nie miał serca
im tego
zaproponować. Toteż kręciły się bez ustanku pod nogami; niby coś podały, niby pomogły zamieszać coś lub podsypać, a tak właściwie to podjadały tylko: to krem, to lukier, to chrupiące orzechy. Słowem – więcej z nich było szkody niż pożytku. Ale bawiły się, trzeba przyznać – wyśmienicie! Przejęte doniosłością faktu, iż razem z
Mamusią i starszymi siostrami p r a c u j ą w kuchni, aż wypieków dostały na bledziutkich zazwyczaj
policzkach, a buzie im się dosłownie nie zamykały:
zaproponować. Toteż kręciły się bez ustanku pod nogami; niby coś podały, niby pomogły zamieszać coś lub podsypać, a tak właściwie to podjadały tylko: to krem, to lukier, to chrupiące orzechy. Słowem – więcej z nich było szkody niż pożytku. Ale bawiły się, trzeba przyznać – wyśmienicie! Przejęte doniosłością faktu, iż razem z
Mamusią i starszymi siostrami p r a c u j ą w kuchni, aż wypieków dostały na bledziutkich zazwyczaj
- Obie jedną?
– uśmiechnęła się łagodnie Mamusia.
- Nie! Każda
swoją! – zawrzasnęły jednocześnie, jak to im się często przytrafiało.
- O nie,
dziewczynki, galaretki, póki gorące, będę mieszała j a, jeszcze mi się poparzycie. Wy możecie
wyszypułkować truskawki.
wyszypułkować truskawki.
Tu Mamusia
najpierw przechyliła głowę, a potem pobłażliwie nią pokiwała, patrząc jak
większość słodkich owoców trafia po obraniu do ust małych łakomczuchów, zamiast
do salaterki.
- To ci
pomocnice…
Na szczęście
w lodówce była jeszcze jedna miseczka truskawek.
Nataszka
tymczasem dokładnie, jak to ona, odmierzała szklanką mleko, następnie,
łyżeczką, proszek do pieczenia; a potem jeszcze zmiotła z podłogi rozsypaną
przez Julkę mąkę. W przeciwnym razie zaaferowane siostrzyczki rozniosłyby ją po
całej kuchni. O, proszę, Izusia już w nią wdepnęła, przepychając się do szafki:
- Mamusiu!
Mamusiu! Czy mogę teraz poubijać śmietanę?
- Ja też! Ja też! – zapiszczała nieodłączna
Zosia, która zawsze we wszystkim starła się
Izusię naśladować.
Izusię naśladować.
Ale Mamusia
zdecydowała, że śmietanę ubije sama, dziewczynki natomiast mogą rozgnieść
widelczykami maliny, które później, połączone z kremem, posłużą jako nadzienie
do drugiej rolady. Trzecia miała być orzechowa, ale okazało się, że nadgorliwe
pomocnice kuchenne wyjadły wszyściutkie orzechy. Trzeba będzie zatem zrobić
inny farsz: z rodzynek i czekolady. Do rodzynek, na szczęście, panienki nie
zdążyły się dobrać.
Śmietana w
trakcie ubijania pryskała trochę, i na izusiowym nosku, którego właścicielka
przeciskała się akurat między Mamusią a szafką, wylądował nagle spory, puszysty
kleks. Zosia z Julką na ten widok aż przysiadły ze śmiechu, i – dalejże! ochlapywać
się wzajemnie czym popadło: przestudzoną galaretką, ciastem z wysokiej misy, a
nawet rozdrobnionymi owocami. Dopiero groźba Mamusi, że natychmiast wyrzuci je
z kuchni, trochę je uspokoiła.
A kto
sprzątnął poplamione ich chlapaniną szafki i podłogę? Oczywiście – Nataszka,
która najbardziej na świecie lubiła, żeby wszystko wokół lśniło nieskazitelną czystością. Ale Mamusia nie mogła przecież pozwolić, by jej pracowita, rozważna córeczka robiła wszystko sama. Toteż - kiedy kremy, nadzienia, lukry i polewy czekały już gotowe w salaterkach, a piękne płaty ciasta piekły się statecznie w piekarniku – zakasały w piątkę rękawy i wzięły się za porządki. Najpierw Mamusia poodkładała na miejsca – za wysokie, by mogły dosięgną ich dziewczynki – mąkę, cukier i przyprawy w czerwonej skrzyneczce. Potem Julka umyła starannie całe mnóstwo naczyń; Izusia je wycierała, a
Mamusia układała. Zosia w tym czasie schowała do lodówki resztę mleka, śmietany i jajek. Na koniec Nataszka wypolerowała do połysku szafki i podłogę (to lubiła robić najbardziej), i – już można było wyjmować z piekarnika upieczone ciasto. Ale tym zajął się Tatuś, w sam czas zwabiony do kuchni cudownym słodkim aromatem, rozchodzącym się po całej posiadłości.
która najbardziej na świecie lubiła, żeby wszystko wokół lśniło nieskazitelną czystością. Ale Mamusia nie mogła przecież pozwolić, by jej pracowita, rozważna córeczka robiła wszystko sama. Toteż - kiedy kremy, nadzienia, lukry i polewy czekały już gotowe w salaterkach, a piękne płaty ciasta piekły się statecznie w piekarniku – zakasały w piątkę rękawy i wzięły się za porządki. Najpierw Mamusia poodkładała na miejsca – za wysokie, by mogły dosięgną ich dziewczynki – mąkę, cukier i przyprawy w czerwonej skrzyneczce. Potem Julka umyła starannie całe mnóstwo naczyń; Izusia je wycierała, a
Mamusia układała. Zosia w tym czasie schowała do lodówki resztę mleka, śmietany i jajek. Na koniec Nataszka wypolerowała do połysku szafki i podłogę (to lubiła robić najbardziej), i – już można było wyjmować z piekarnika upieczone ciasto. Ale tym zajął się Tatuś, w sam czas zwabiony do kuchni cudownym słodkim aromatem, rozchodzącym się po całej posiadłości.
Ach!!! Dziewczynki
przestępowały niecierpliwie z nogi na nogę, nie mogąc doczekać się chwili, w
której ciasto wreszcie wystygnie i Mamusia zacznie zwijać rolady. Co prawda
Tatuś (który też głośno łykał ślinkę) zaproponował, że może im poczytać w
salonie, ale za nic nie chciały ruszyć się z kuchni.
W końcu
jednak – płaty ciasta wystygły i Mamusia mogła wreszcie smarować je tężejącym farszem,
zwijać i polewać kolorowym, lśniącym lukrem i czekoladą.
Laleczki nie odrywały zafascynowanych oczu od jej wprawnych, precyzyjnych ruchów; a kiedy ostatnia rolada została odłożona do podłużnej rynienki – natychmiast chciały jeść. Niestety. Okazało się, że rolady muszą leżakować przez kilka godzin w lodówce, i żadna siła nie skłoni teraz Mamusi do napoczęcia którejkolwiek z nich. Na czterech buziach jej pociech odmalował się wyraz bolesnego zawodu. Ten sam wyraz – znakomicie widoczny spod okularów i zarostu – przybrała twarz Tatusia. Ale Mamusia nie dała się ubłagać.
Laleczki nie odrywały zafascynowanych oczu od jej wprawnych, precyzyjnych ruchów; a kiedy ostatnia rolada została odłożona do podłużnej rynienki – natychmiast chciały jeść. Niestety. Okazało się, że rolady muszą leżakować przez kilka godzin w lodówce, i żadna siła nie skłoni teraz Mamusi do napoczęcia którejkolwiek z nich. Na czterech buziach jej pociech odmalował się wyraz bolesnego zawodu. Ten sam wyraz – znakomicie widoczny spod okularów i zarostu – przybrała twarz Tatusia. Ale Mamusia nie dała się ubłagać.
Cała piątka
zatem posłusznie wymaszerowała z kuchni; dziewczynki do łazienki, a Tatuś
najpierw do czerwonego pokoju po którąś z bajek, a potem do sypialni - poczytać
córeczkom przed snem.
A kogo tej
nocy zwabił do Juleczkowa smakowity aromat i lodówka pełna wypieków? O tym opowiem już następnym razem.
Obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz