JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

czwartek, 24 lipca 2014

12. CUKIERNICZY WIECZÓR.




J U L K A








 W pewien miły, sobotni, majowy wieczór, tuż po kolacji, kiedy dziewczynki z
nieodłącznym Kicusiem wybiegły jeszcze przed dom, a Tatuś zaszył się w czerwonym pokoju nad maszyną do pisania, Mamusia postanowiła upiec trzy smakowite rolady: truskawkową, malinową i orzechową.  Jedna rolada byłaby zupełnie bez sensu, zważywszy, że rodzina składała się z sześciu osób, z których przynajmniej pięć to nieposkromione łasuchy.
A zatem – w pierwszej kolejności Mamusia przygotowała sobie odpowiednie naczynia i przyrządy, następnie poukładała na blacie szafki niezbędne ingrediencje i – zabrała się do się do pracy. Ale jeśli myślicie, że mogła krzątać się po kuchni swobodnie, a do tego w ciszy i spokoju, to – jesteście w błędzie. Albowiem kiedy tylko jej córeczki zorientowały się    c o    będzie się działo,
natychmiast pośpieszyły z pomocą. I oto, w ciągu kilku minut, w przytulnej i czyściutkiej kuchence zapanował niesamowity rozgardiasz: a to – uprzejme podawanie sobie rozmaitych przedmiotów, a to – wzajemne podsadzanie do wyżej umiejscowionych szaf i półek, a także tłoczenie się przy stolnicy albo próby zbiorowego wykonywania czynności, do których z powodzeniem wystarcza jedna para rąk. A wszystko przy akompaniamencie
ciągłych i głośnych wybuchów śmiechu, wesołych próśb i nawoływań oraz nieustannego trajkotania: czy już, czy dobrze, czy dosypać może czegoś lub coś zamieszać…
Po kwadransie Tatuś wziął Kicusia pod pachę i przeniósł się ze swoim pisaniem z czerwonego pokoju, który znajdował się tuż obok kuchni, na taras, gdzie było znacznie spokojniej. Mamusia natomiast znosiła owo
hałaśliwe niesienie córczynej pomocy z autentycznie anielską cierpliwością, (na którą stać tylko tego, kto kocha prawdziwie, głęboko i bez reszty).
Bo przecież - bądźmy szczerzy -  jedynie Nataszka, pedantyczna i skrupulatna,  była rzeczywistą wyręką Mamusi. Julka, owszem, też się starała, ale jakoś jej nie wychodziło. Zaś Izusia z Zosią – cóż, lepiej by zrobiły, gdyby poszły się bawić, ale nikt nie miał serca im tego
zaproponować. Toteż kręciły się bez ustanku pod nogami; niby coś podały, niby pomogły zamieszać coś lub podsypać, a tak właściwie to podjadały tylko: to krem, to lukier, to chrupiące orzechy. Słowem – więcej z nich było szkody niż pożytku. Ale bawiły się, trzeba przyznać – wyśmienicie! Przejęte doniosłością faktu, iż razem z
Mamusią i starszymi siostrami   p r a c u j ą    w kuchni, aż wypieków dostały na bledziutkich zazwyczaj
policzkach, a buzie im się dosłownie nie zamykały:
- Mamusiu, Mamusiu! Czy możemy teraz mieszać galaretkę?!
- Obie jedną? – uśmiechnęła się łagodnie Mamusia.
- Nie! Każda swoją! – zawrzasnęły jednocześnie, jak to im się często przytrafiało.
- O nie, dziewczynki, galaretki, póki gorące, będę mieszała    j a, jeszcze mi się poparzycie. Wy możecie
wyszypułkować truskawki.
Tu Mamusia najpierw przechyliła głowę, a potem pobłażliwie nią pokiwała, patrząc jak większość słodkich owoców trafia po obraniu do ust małych łakomczuchów, zamiast do salaterki.
- To ci pomocnice…
Na szczęście w lodówce była jeszcze jedna miseczka truskawek.
Nataszka tymczasem dokładnie, jak to ona, odmierzała szklanką mleko, następnie, łyżeczką, proszek do pieczenia; a potem jeszcze zmiotła z podłogi rozsypaną przez Julkę mąkę. W przeciwnym razie zaaferowane siostrzyczki rozniosłyby ją po całej kuchni. O, proszę, Izusia już w nią wdepnęła, przepychając się do szafki:
- Mamusiu! Mamusiu! Czy mogę teraz poubijać śmietanę?
 - Ja też! Ja też! – zapiszczała nieodłączna Zosia, która zawsze we wszystkim starła się
Izusię naśladować.
Ale Mamusia zdecydowała, że śmietanę ubije sama, dziewczynki natomiast mogą rozgnieść widelczykami maliny, które później, połączone z kremem, posłużą jako nadzienie do drugiej rolady. Trzecia miała być orzechowa, ale okazało się, że nadgorliwe pomocnice kuchenne wyjadły wszyściutkie orzechy. Trzeba będzie zatem zrobić inny farsz: z rodzynek i czekolady. Do rodzynek, na szczęście, panienki nie zdążyły się dobrać.        
Śmietana w trakcie ubijania pryskała trochę, i na izusiowym nosku, którego właścicielka przeciskała się akurat między Mamusią a szafką, wylądował nagle spory, puszysty kleks. Zosia z Julką na ten widok aż przysiadły ze śmiechu, i – dalejże! ochlapywać się wzajemnie czym popadło: przestudzoną galaretką, ciastem z wysokiej misy, a nawet rozdrobnionymi owocami. Dopiero groźba Mamusi, że natychmiast wyrzuci je z kuchni, trochę je uspokoiła.  
 A kto sprzątnął poplamione ich chlapaniną szafki i podłogę? Oczywiście – Nataszka,
która najbardziej na świecie lubiła, żeby wszystko wokół lśniło nieskazitelną czystością. Ale Mamusia nie mogła przecież pozwolić, by jej pracowita, rozważna córeczka robiła wszystko sama. Toteż - kiedy kremy, nadzienia, lukry i polewy czekały już gotowe w salaterkach, a piękne płaty ciasta piekły się statecznie w piekarniku – zakasały w piątkę rękawy i wzięły się za porządki. Najpierw Mamusia poodkładała na miejsca – za wysokie, by mogły dosięgną ich dziewczynki – mąkę, cukier i przyprawy w czerwonej skrzyneczce. Potem Julka umyła starannie całe mnóstwo naczyń; Izusia je wycierała, a
Mamusia układała.  Zosia w tym czasie schowała do lodówki resztę mleka, śmietany i jajek. Na koniec Nataszka wypolerowała do połysku szafki i podłogę (to lubiła robić najbardziej), i – już można było wyjmować z piekarnika upieczone ciasto. Ale tym zajął się Tatuś, w sam czas zwabiony do kuchni cudownym słodkim aromatem, rozchodzącym się po całej posiadłości.
Ach!!! Dziewczynki przestępowały niecierpliwie z nogi na nogę, nie mogąc doczekać się chwili, w której ciasto wreszcie wystygnie i Mamusia zacznie zwijać rolady. Co prawda Tatuś (który też głośno łykał ślinkę) zaproponował, że może im poczytać w salonie, ale za nic nie chciały ruszyć się z kuchni.
W końcu jednak – płaty ciasta wystygły i Mamusia mogła wreszcie smarować je tężejącym farszem, zwijać i polewać kolorowym, lśniącym lukrem i czekoladą.
Laleczki nie odrywały zafascynowanych oczu  od jej wprawnych, precyzyjnych ruchów; a kiedy ostatnia rolada została odłożona do podłużnej rynienki – natychmiast chciały jeść. Niestety. Okazało się, że rolady muszą leżakować przez kilka godzin w lodówce, i żadna siła nie skłoni teraz Mamusi do napoczęcia którejkolwiek z nich. Na czterech buziach jej pociech odmalował się wyraz bolesnego zawodu. Ten sam wyraz – znakomicie widoczny spod okularów i zarostu – przybrała twarz Tatusia. Ale Mamusia nie dała się ubłagać.
Cała piątka zatem posłusznie wymaszerowała z kuchni; dziewczynki do łazienki, a Tatuś najpierw do czerwonego pokoju po którąś z bajek, a potem do sypialni - poczytać córeczkom przed snem.
A kogo tej nocy zwabił do Juleczkowa smakowity aromat i lodówka pełna wypieków?  O tym opowiem już następnym razem.
Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz