JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

niedziela, 7 czerwca 2015

49. PIERWSZE ŚWIĘTO MAMUSI W JULECZKOWIE!







 Dzisiejszy poranek w Kowalu obudził się  tak pięknie, że aż trudno było
uwierzyć, iż to prawdziwy świat, a nie wnętrze magicznej baśni. Ogrody kwitły, ptaki śpiewały, w soczystych listkach tańczył młodziutki wiatr, a zachwycone miasteczkiem słońce opromieniało wszystko, co napotkało na swojej drodze.

W Juleczkowie też złote promyki zaglądały w
każdy kącik i napełniały go światłem i radością. I – obudziły Zosię. A ona, ledwie otworzyła oczy, a już przypomniała sobie jaki to dziś Dzień, i natychmiast wyciągnęła z łóżek zaspane siostry. Uciszając się wzajemnie i ziewając (wczoraj położyły się późno), zjechały do jadalni, gdzie w białej komodzie pod żaglowcem ukryły swoje
śliczne laurki dla Mamusi.
Po kuchni krzątała się już Babcia. Na odgłos windy wyjrzała zaciekawiona do holu i ze zdumieniem zobaczyła swoje cztery skradające się na palcach wnuczki , rozdzierająco rozziewane i –  rozczochrane jak nieboskie stworzenia.  

- Babciu! Babciu! Podobają ci się nasze laurki?

- Piękne – oceniła je Babcia okiem prawdziwego konesera. – Ale tak chyba nie zamierzacie ich wręczać?

- To znaczy jak? – Nataszka, jak to ona, lubiła ścisłe informacje.

- No, ubierzcie się najpierw. Umyjcie. I doprowadźcie do porządku te włosy! Mam wam pomóc?

Ale one odrzekły, że same sobie poradzą i wróciły do windy. Coś tam
poszeptały i trzy młodsze wjechały na piętro, a Julka, tak jak stała, w koszulce i bamboszkach z uszami, wymknęła się do ogrodu.
Nie minęło pół godzinki, i oto cztery wyświeżone, starannie uczesane i pięknie ubrane panienki stanęły obok łóżka Mamusi z bukietem kwiatów i artystycznie wykonanymi laurkami. Na ten widok
Tatuś skinął na nie tajemniczo ręką, położył palec na ustach i wyjął z szuflady ogromną bombonierę w złotym pudełku. Ach! Jakże się ucieszyły, że mają dla Mamusi jeszcze jeden prezent. I to taki wytworny! Kochany Tatuś!

A potem nastąpiła istna eksplozja życzeń, całusków, wzruszonych podziękowań i
serdecznych przytulanek; a wszystko cichutko, na paluszkach, byle tylko nie obudzić Wiktorii i Dziadka. Niech sobie pośpią, biedactwa, ranek wszak jeszcze wyjątkowo wczesny. I wtedy Mamusia poprosiła dziewczynki, by zjechały do
salonu i tam cierpliwie poczekały na niespodziankę, która spotka je za kilka minut. Zjechały. Usiadły rządkiem na sofie i wpatrzyły się w drzwi. Miejsce na drugiej sofie zajęła Babcia, ale nie chciała odpowiadać na żadne pytania.
 I oto – winda ponownie zatrzymała się na piętrze,
po czym rozległ się dawno nie słyszany w Juleczkowie stukot mamusinych obcasików i po chwili… Po chwili na progu stanęła właścicielka owych obcasików we własnej osobie – radośnie roześmiana i ubrana w nowy sweterek spięty ulubioną broszką dziewczynek.  Ojej! Ojej!!! Mamusia!!!

Albowiem właśnie minęło owych dziesięć koniecznych dni, które każda lalczyna mama musi bezapelacyjnie odleżeć w łóżku po wydaniu na świat dzidziusia.

- Mamusiu! Mamusiu!!! – uszczęśliwione dziewczynki obskoczyły ją natychmiast ze wszystkich stron, wyściskały i troskliwie zaprowadziły na sofę. Bo, choć Mamusia mogła już dzisiaj wstać i ubrać
się, to jednak  przez jakiś czas będzie musiała jeszcze na siebie uważać, nim wróci do codziennych zajęć.
A potem to już było bardzo wesoło!

Kuchnią zajęli się Tatuś z Dziadkiem, jako że obie
panie miały dzisiaj święto. Babcia, która była przecież mamą Mamusi też otrzymała teraz bukiet kwiatów i wspaniałą bombonierę w kształcie serca. Oraz życzenia – od wszystkich obecnych! Postanowiono, że w tym dniu uroczystym śniadanie spożyje się w salonie. Zaraz też Tatuś i Dziadek zjechali po jakiś prowiant. Na szczęście
Babcia wstała jeszcze przed świtem i przygotowała smakowite zapasy na cały dzisiejszy dzień. (Nawet słodki poczęstunek czekał sobie w lodówce na ewentualnych gości). Dziewczynki rozłożyły sztućce i talerze, panowie wwieźli tace z mlekiem, kakao i mnóstwem
kolorowych kanapek. Oraz półmisek ze świeżymi warzywami. Babcia przyniosła Wiktorię w beciku, żeby maleństwo nie leżało tam samo na poddaszu i – zajęto miejsca przy rzeźbionej ławie. A po śniadaniu Tatuś zaparzył dla dorosłych ogromny dzbanek herbaty, dzieciom (w drodze wyjątku) przyniósł po butelce coli.  Dziadek
przydźwigał ogromną paterę, pełną egzotycznych owoców i – rozpoczęło się świętowanie! Tym pełniejsze, że i Babcia i Mamusia otworzyły swoje bomboniery, i szczodrze wszystkich częstowały. Ach! Czekoladki były przepyszne!  Oraz – najrozmaitsze! Nadziewane wisienkami,
poziomkami i ananasem. Z masą kokosową, kajmakiem albo tiramisu. Białe, mleczne i deserowe. Niektóre mięciutkie, a niektóre przeciwnie: twarde i chrupiące Ale wszystkie niebiańsko smaczne. Fantastyczne!!!  A potem u drzwi wejściowych rozległ się dźwięk dzwonka i oto zjawiły obie siostry Mamusi. Przyszły złożyć
życzenia Babci (która była przecież ich mamą), a także – by wręczyć jej prezent: bajeczną koronkową chustę, którą Ciocia Wiesia wydziergała  szydełkiem z zakupionego przez Ciocię Zosię białego kordonku. Chusta była
przepiękna! Wzbudziła ogólny zachwyt, oraz głębokie wzruszenie obdarowanej nią Babci. Tylko dziewczynkom było smutno, że żadna z Cioć nie przyprowadziła swoich dzieci. Ale obie śpieszyły się do pracy, toteż nie miały czasu ani na pogawędkę, ani nawet na łyczek herbaty. Poczęstowały się tylko czekoladkami i – już ich nie było! Obiecały jednak zajrzeć jeszcze do Juleczkowa zanim Dziadkowie
wyjadą. Obowiązkowo z dziećmi!!!

A potem Mamusia zapragnęła wyjść z Wiktorią i dziewczynkami do ogrodu – przywitać się z kwiatami i krzewem magnolii –  ale właśnie znowu zerwał się wiatr i gęste krople deszczu zaczęły uderzać o szyby. Wyprawę należało więc odłożyć i zająć się chwilowo czymś innym.
Dzieci oprowadziły więc Mamusię po odnowionym domu, by mogła sobie wszystko nareszcie dokładnie obejrzeć. Z bliska i bez pośpiechu.  Zwłaszcza większą i wygodniejszą kabinę prysznicową oraz wannę (również z prysznicem) i dodatkowe półeczki w łazience. Albowiem to łazienka właśnie wzbudzała teraz
największy podziw i nieustający zachwyt dziewczynek. Tyle nowych sprzętów i cudownych, kolorowych drobiazgów. A wszystkie pachnące i bardzo-bardzo frapujące. Wysoki prysznic nad wanną był źródłem szczerej uciechy (oraz przemiłych cowieczornych chlapanek), a prześliczne puchate dywaniki zachęcały do ciągłego w nich baraszkowania. Laleczki mnóstwo czasu spędzały ostatnio
w łazience, a wciąż jeszcze nie mogły się dość nią nacieszyć. Mamusia szczerze podzieliła ich zachwyt i z przyjemnością zaczęła ustawiać kosmetyki na nowych półeczkach. A potem nadszedł czas nakrywania do obiadu, i wtedy u
drzwi wejściowych ponownie zadźwięczał dzwonek.
Ale o tym kto tym razem zawitał do Juleczkowwa i co z tego wynikło opowiem następnym razem. 
Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz