JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

wtorek, 11 sierpnia 2015

57. W MROKU NOCY...




J U L K A




Przepiękny pierwszy dzień czerwcowy chylił się ku końcowi. Syte wrażeń
uliczki Kowala wygrzewały się jeszcze w ostatnich promieniach słońca, ale mrok już zaczynał z wolna czaić się na podwórkach i w głębi ogrodów. Ptasie trele, kwilenia i świergoty
milkły pośród wysokich gałęzi; za to na pobliskich łąkach stroiła swoje  instrumenty nocna orkiestra świerszczy.
W salonie Babci Marzenki i Dziadka Jureczka spokojnie było  i bezgłośnie, i pachniało ostatnim
tego roku bzem. Babcia pisała coś zapamiętale w ogromnym kajecie, Dziadek Jureczek zajęty był budowaniem niewielkiego domostwa z patyczków po lodach, a kotka Tosia rozłożyła się wygodnie
na podłodze, tuż za ogrodzeniem Juleczkowa, i zerkała do wnętrza posiadłości. A tam mała Zosia i jej siostrzyczki żegnały się właśnie z Królikiem, Trusią i Antosiem. Potem przysiadły na niewielkiej kamiennej ławeczce, przytulonej do
kryształowego szybu. W sypialni na poddaszu Mamusia układała do snu wykąpaną i nakarmioną Wiktorię; piętro niżej Dziadek i Babcia, odrobinę znużeni, krzepili nadwątlone siły herbatką z
ciemnym miodem gryczanym.  Tatuś zaś zaprzągł do bryczki tłuściutkiego Cyryla i poprosił  Gości by zajmowali miejsca w powoziku. Na szczęście fotel Trusi był składany i bez trudu dało się go umieścić z tyłu za siedzeniami. Chłopcy
pomachali więc raz jeszcze juleczkowskim dziewczynkom (posmutniały), Trusia przesłała im cieniutką rączką ostatnie całusy i – Cyryl ruszył z kopytka! Najpierw  zajechano – z fantazją i
głośnym turkotem – pod dom Cioci Joli (tu nastąpiła kolejna seria pożegnań); a następnie zawrócono na ulicę Kopernika, gdzie w salonie Babci Marzenki, w ogromnej donicy z jukką mieszkali Państwo Królikowie ze swoimi dziećmi
. Przejażdżka po Kowalu była nie lada atrakcją dla malutkiej króliczej dziewczynki; dla jej dużego brata zresztą też, choć udawał, że to nic takiego.
W Juleczkowie  tymczasem Mamusia miała właśnie zawołać swe córeczki, by zaczęły szykować się do łóżek, kiedy zza furtki dały się słyszeć jakieś śmiechy i połajanki, po czym rozległo się ciche skrzypnięcie i na trawnik
wbiegły córeczki Cioci Zosi: Majka i Karolcia –  obie w ślicznych sukieneczkach i odświętnych kapelusikach. Za nimi pojawiła się Ciocia z ich braciszkiem, objuczeni  licznymi pakunkami.  Mały Jaś był trochę zawiedziony, że nie zastał już Antosia, którego bardzo lubił.
- Jak się ma tylko siostry, i to obie starsze – tłumaczył z powagą Dziadkowi – to każdy chłopak w rodzinie jest na wagę złota, no nie?
Dziadek kiwnął głową ze zrozumieniem, a Babcia roześmiała się tylko i potarmosiła jasiowe włosy
nad czołem. A potem wręczyli wnukowi jego prezent: żółty dwukołowy rowerek z doskonale wyposażoną kierownicą. Jaś natychmiast się rozczmuchał i zjechał na dół wypróbować ów
wspaniały pojazd.
Mamusia zapraszała miłych gości na herbatkę, ale Ciocia nie mogła zostać.
- Przyjechaliśmy tylko z upominkami dla dziewczynek i już zmykamy – tłumaczyła. –
Naprawdę bardzo się śpieszę; mamy kontrolę w firmie, dopiero co wyszłam z biura, a jutro muszę być o całe dwie godziny wcześniej.
Jaka szkoda. Rzeczywiście – Ciocia wyglądała na
zmęczoną. Ale zgodziła się, by Mamusia zrobiła kilka pamiątkowych, wspólnych zdjęć przy kamiennej ławeczce. Nie było na nich jednak ani Tatusia, który jeszcze nie wrócił, ani Wiktorii, śpiącej  już słodko w kołysce na poddaszu.  A
 potem Goście odeszli. Karolcia i Majeczka  tuliły w ramionach swoje misie, a Jaś z dumą  prowadził
nowy  rower (Ciocia Zosia stanowczo zabroniła mu wsiadać na niego na ulicy).
Juleczkowskie dziewczynki uprosiły Mamusię, by pozwoliła im zaczekać na Tatusia, po czym wróciły na kamienną ławeczkę i z
zaciekawieniem przeglądały książki, które sprezentowała im Ciocia. Osiem wspaniałych pozycji, wszystkie
przepięknie wydane, szczodrze ilustrowane i zaopatrzone w miłe dedykacje.

- Ojej – zamartwiła się w pewnej chwili po swojemu Nataszka – a gdzie my je pomieścimy???
Rzeczywiście.
Na szczęście Tatuś, który akurat wrócił, natychmiast uspokoił
córeczki. Na widok owych czytelniczych bogactw zaśmiał się bowiem z ukontentowaniem i oświadczył, że dawno już przewidział taki obrót sprawy i jest przygotowany
na ewentualną nadwyżkę. 

- Dziś jeszcze – zwrócił się do Nataszki – dziś jeszcze powiesimy z Dziadkiem półkę nad twoim tapczanikiem.
I rzeczywiście: panowie uwinęli się z tym wieszaniem w ciągu kilku zaledwie chwil; a uczynili to sprawnie i
bezszelestnie, mając na uwadze zarówno późną porę, jak i zdrowy sen Wiktorii. Okazało się zresztą, że czyjeś zapobiegliwe dłonie dawno już wbiły kołeczki  we właściwe miejsca na ścianie, a śliczna, biało lakierowana półeczka czekała na dnie przepastnej szafy w czerwonym pokoju. 

A potem Mamusia wykąpała kolejno wszystkie cztery córeczki, wymywając starannie z ich włosów źdźbła trawy i zapach grilla. Następnie dziewczynki – zgodnie ze swoim zwyczajem – zasiadły do tatusiowego czytania w salonie. Tego
wieczoru wysłuchały wzruszającej opowieści o Małej Syrence, córce Króla Mórz, która z miłości do człowieka oddała wiedźmie to co miała najcenniejszego: najcudowniejszy na świecie głos. A także zamieniła – za cenę bólu nie do opisania –  swój piękny syreni ogon na dziewczęce nogi. Wszystko na nic! Ludzki książę

nie zauważył nawet jej bezgranicznego uczucia i poślubił inną. Ach…
Dziadek, rozgrywający sam ze sobą wstępną partyjkę szachów przy białym stoliku, zamrugał na koniec oczami i sięgnął po chusteczkę. Wrażliwej Julce również łza stoczyła się po policzku i wsiąkła w żółte  ucho misiowe. 
Och… Tak bardzo, tak ogromnie współczuła biednej, zakochanej Syrence, że aż rozbolało ją serduszko i długo, długo w noc nie mogła potem zasnąć. Przewracała się tylko na swoim wygodnym łóżeczku to na prawy, to na lewy bok i z całej siły zaciskała powieki, ale – sen nie przychodził. Izusia,
śpiąca obok, oddychała  głęboko i równo,  ze stojącej w pobliżu kołyski też dobiegał miarowy oddech Wiktorii. Cała zresztą rodzina o dawna już smacznie spała, a przejęta żalem Juleczka oka nie mogła zmrużyć. Daremnie wtulała buzię to w  misia, to w
mięciutkie futerko Kicusia, rozciągniętego wygodnie na poduszce od strony ściany. Wreszcie postanowiła zjechać do kuchni i napić się ciepłego mleka, które na pewno – jak zwykle – czekało w termosie na szafce pod
durszlakiem. Przekroczyła ostrożnie Izusię, która spała z brzegu, i przemknęła bezszelestnie do
windy. Noc była bezksiężycowa, toteż w całym domu panowała aksamitna, niczym nie zmącona ciemność. Jedynie przez uchylone drzwi łazienki wymykała się smuga światła i dobiegał stamtąd wesoły plusk wody. Winda zjechała na parter i Julka już-już miała wyjść do holu, kiedy… Zaraz! Zaraz!!! Skoro cała rodzina spała na górze, to  k t o  pluskał się w łazience??? No??? KTO???
Dziewczynka przełknęła głośno ślinę i nacisnęła przycisk z salonem. Wjechała na piętro. Wyszła na paluszkach z windy, z nieprzyjemną gęsią
skórką na plecach i ze wzrokiem utkwionym w wąskie pasemko światła na podłodze. Plusk
przybierał na sile, a do tego – ktoś zaczął nucić. Głosem niezwykle czystym i słodkim i – ufff… co za ulga – na szczęście dziewczęcym! Julka poczuła się odrobinę raźniej. Zakradła się pod same drzwi i zajrzała ostrożnie do środka. Pierwszym, kogo zobaczyła był… Kicuś!  W jaki sposób przedostał się do łazienki ??? Przecież spał w najlepsze, kiedy wymykała się z łóżka i – z całą pewnością! – nie jechał  z nią windą!!! A jednak! Siedział oto na zamkniętej różowej desce porcelanowego sedesu i wpatrywał się z uśmiechniętym zachwytem w wannę, w której…
Ojej!  Ojej!!! OJEJ!!!
- Kim jesteś??? - zapytała Julka, w ułamku chwili zapominając o strachu i o całym świecie.
Albowiem w wannie pluskała się rozkosznie… syrenka !!! No tak! Syrenka!!!Najprawdziwsza! Z
długimi, ciemnymi włosami i pięknym, srebrnym ogonem.
- Kim jesteś?  - powtórzyła oszołomiona laleczka. – I skąd się tu wzięłaś???
Ale o tym, co odpowiedział na te pytania ów niezwykły Gość, a także o tym dokąd udał się z Julką tej magicznej, bezksiężycowej nocy (no i  – po co tam popłynęły) opowiem następnym razem.
Obiecuję.

3 komentarze:

  1. Kolejny bardzo interesujący fragment życia w Juleczkowie :) Czyta się naprawdę lekko! Niesamowicie barwnie opisujesz każdy, najdrobniejszy szczegół Bajarko, a wszystko pięknie okraszone zdjęciami. Podziwiam, bo zapanować nad gromadką takich maleństw to jest sztuka. Ja mam problem z parką...ba czasem nawet z jedną lalką. Miniaturowe książeczki to świetny prezent. Będą dumnie stały na cudnej półeczce, ku uciesze dziewczynek i zaoferują niejedną ciekawą historyjkę :)
    Pozdrawiam Bajarko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anaesko Najmilsza! Mieszkańcy Juleczkowa zawsze witają Cię z otwartymi ramionami, a potem z utęsknieniem wypatrują kolejnej Twojej wizyty. Bardzo dziękuję za przyjazne słowa i za pozdrowienia. Co do zdjęć - hm, na ogół mam wrażenie, że laleczki żyją swoim własnym życiem, i mną, intruzem, niewiele się przejmują. Do niektórych ujęć ustawiam je bardzo długo. Ale - lubię to, co tu kryć. A Twoje fotografie, Anaesko, są naprawdę świetne i zawsze z przyjemnością je oglądam. Do niektórych wracam po wielokroć. Pozdrawiam cieplutko!!! Buziaczki dla Zośki - mojej ulubienicy!

      Usuń
  2. Jak fajnie mają z tymi książkami! Ławeczka bardzo stylowa i zrobiłaś cudownie przytulne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń