JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

58. PRAWDZIWIE MAGICZNA PODRÓŻ...






J  U  L  K  A



Pierwsza tego roku noc czerwcowa była doskonale bezwietrzna i ciepła, a
także przepojona najprawdziwszą, bezksiężycową magią. Nic dziwnego zatem, że w juleczkowskiej wannie pluskała się radośnie prześliczna syrenka, wyglądająca na absolutnie szczęśliwą, a do tego – najzupełniej zadomowioną.
- Kim jesteś? – powtórzyła swoje pytanie oszołomiona Julka, która, nie mogąc zasnąć, postanowiła napić się mleka i w ten sposób - przypadkiem -  odkryła obecność gościa. A był to,
jak miało się później okazać, przypadek prawdziwie zbawienny: jeden z tych, które potrafią zmienić (na lepsze!) losy świata. Ale na razie laleczka nie miała jeszcze o tym pojęcia. Pochylała się nad wanną i zaglądała z bliska w oczy rozigranej wodnej istoty. Były bystre, błyszczące i przyjazne, choć jednocześnie
odrobinę – zniecierpliwione?
- No nareszcie! – w głosie gościa, czystym i kojącym niczym szmer leśnego źródełka, też pobrzmiewała nutka zniecierpliwienia – Nareszcie jesteś! Tyle razy już na ciebie czekałam! Czy ty nigdy nie wstajesz w nocy?
- Nie… – zdumiała się Julka – raczej nie… Po co? Przecież: noc jest od spania, prawda?
- „Od spania, od spania”… – przedrzeźniła ją syrenka. – A jednak twoje siostry bez przerwy kręcą się po domu. To pić, to siusiu, to szukanie lalek… Noc w noc. A ty?
Dziewczynka spojrzała przepraszająco i pochyliła główkę, ale zanim zdążyła poczuć się winna, syrenka klasnęła  w ręce i zawołała zupełnie innym tonem:
- No dobrze! Szkoda czasu na czcze wymówki, najważniejsze że w końcu jesteś! Wskakuj! – i przesunęła się w prawy koniec wanny, ten pod  wieszakiem z ręcznikami kąpielowymi.
Julka wpatrzyła się w nią wielkimi, zdumionymi oczami.
- No? Na co czekasz? - syrenka plasnęła zachęcająco o powierzchnię wody piękną, zwinną płetwą, którą zakończony był jej srebrny ogon. – Wskakuj, nie mamy za wiele czasu.
- Ale… w tym? – laleczka poruszyła się wreszcie i spojrzała z niepokojem na swój śliczny, puszysty
szlafroczek, który tak niedawno dostała od Cioci Agnieszki. Ciocia (przyjaciółka Babci Marzenki) przysłała z Warszawy ogromną paczkę, a w niej mnóstwo rozkosznych drobiazgów, między innymi dwa mięciutkie szlafroczki dla dziewczynek.
- A, faktycznie! – zaśmiała się głośno syrenka, ubawiona własnym zapominalstwem. – Nie, nie w tym! – i ponownie podniosła ręce nad głowę i klasnęła w nie bardzo mocno. A potem, na widok niebotycznego
zdziwienia Julki, roześmiała się jeszcze głośniej i jeszcze weselej. A jej śmiech brzmiał zupełnie tak, jakby ktoś wysypał na szklaną taflę garść najprawdziwszych pereł.  
Laleczka tymczasem dotykała swoich rąk, nóg i brzuszka w kompletnym osłupieniu. Następnie podbiegła do wielkiego, kryształowego lustra,
wiszącego nad umywalką i – zerknęła ostrożnie.
- Ojej… - westchnęła niedowierzająco, z chwili na chwilę bardziej oszołomiona. – Jak ty to…   j a k   to zrobiłaś???
Ale syrenka śmiała się tylko swoim perlistym śmiechem i widać było, że jest bardzo z siebie zadowolona.
Bo i rzeczywiście – szlafroczek Julki i jej koszulka nocna leżały sobie jak gdyby nigdy nic na pralce, ona zaś stała na środku łazienki, przyodziana w nowiutki kostium kąpielowy, który otrzymała dziś od Rodziców. Króciutką, postrzępioną fryzurkę przytrzymywała – ni z tego ni z owego – różowa opaska z motylkiem.
- No! Wskakujże wreszcie! – usłyszała niecierpliwe ponaglenie –  Czerwcowe noce są krótkie, musimy się śpieszyć.
I – zanim zdezorientowana laleczka zdążyła o cokolwiek zapytać –  syrenka raz jeszcze plasnęła srebrną płetwą o wodę i zaśmiała się swoim wysokim, pełnym słodyczy śmiechem.
- Ojej! Ha! ha ha! Prawie zapomniałam! Ha! ha! ha! ha!!!  Musisz przecież mieć odzienie na zmianę!  
A potem spoważniała, przechyliła śliczną główkę na lewe ramię i zapytała ciekawie:
- Masz jakąś taką sukienkę, w której można cię przedstawić komuś bardzo ważnemu? No wiesz:
taką, którą byś ubrała, żeby się komuś podobać?
Julka spiekła raczka, albowiem stanęła jej przed oczami miła twarz Królika, porośnięta króciutkim futerkiem.
- Tak – szepnęła – mam taka sukienkę.
- To pomyśl o niej teraz. Wyobraź ją sobie jak
najdokładniej. I jeszcze jakieś buty; no i coś na te włosy, żeby nie było widać, że takie ostrzyżone.
Dziewczynka zamknęła oczy i wyobraziła sobie swoją ukochaną sukienkę na ramiączkach, z kolorowymi falbankami i uroczą liliową    kokardeczką.
- Nie – zmarszczyła nosek syrenka – musisz zakryć czymś te gołe ramiona.
Julka okryła je więc w myślach wytwornym, różowym bolerkiem, przetykanym srebrną nicią, a na stopy wsunęła  liliowe pantofelki.
- A włosy? – przypomniała syrenka, która w jakiś przedziwny sposób widziała jej wyobrażenia.
Laleczce przyszła na myśl delikatna trójkątna chusteczka w kolorze najniższej falbany.
- Znakomicie! – pochwaliła syrenka i klasnęła trzykrotnie w dłonie.
Ale – nic się nie wydarzyło. Julka nadal miała na sobie swój strój kąpielowy; koszulka i szlafroczek leżały nieodmiennie na pralce, a wniebowzięty
Kicuś przyglądał się i przysłuchiwał całej scenie ze swego dogodnego punktu obserwacyjnego na różowej desce.  
To jednak, jak się zaraz miało okazać, był - na wiele godzin - ostatni taki moment ciszy, swojskości i spokoju. Albowiem – kiedy tylko Julka znalazła się w wannie (zadziwiająco
obszernej i coraz głębszej),  natychmiast popłynęła dokądś, ramię w ramię z syrenką. Płynęła tak i płynęła, bez zmęczenia, a za to – z rosnącym upodobaniem.
Zniknęły gdzieś ściany Juleczkowa; rozpłynął się w mrocznej przestrzeni salon babci Marzenki i Dziadka Jureczka; ba! nawet cała ulica Kopernika, nawet Kowal cały pozostał hen w tyle, w jakiejś dawnej,
zwyczajnej rzeczywistości;  i zapadł się z wolna  – albo rozpadł na miliardy maciupeńkich kwarków – jakby nigdy nie istniał. Wokół panowała idealna ciemność, która zdawała się gęstnieć od nieznanych wrażeń. Aż nagle – tuż przed oczami dziewczynki zamajaczył ogromny pień potężnego Omszałego Drzewa.  W tej samej chwili syrenka chwyciła ja mocno za rękę i … wpłynęły w ów pień: miękko i bez przeszkód, jak gdyby był z kremu czekoladowego.  A gdy się wynurzyły…
- Ojej! – Julka gwałtownie zacisnęła powieki. Jaskrawe światło dnia oślepiło ją tak niespodziewanie, że to aż zabolało. Po chwili rozejrzała się ostrożnie.
Wszędzie, jak okiem sięgnąć, migotała w słońcu piękna, rwąca rzeka, o wodach tak czystych, że miejscami – pomimo niezmierzonej głębi – widać było usłane jantarem dno.
- A teraz powolutku do brzegu – zarządziła w pewnej chwili syrenka. W rzece pływało tu nieprzebrane mnóstwo wodnych stworzeń, a na niebie fruwały swobodnie ptaki, ważki i motyle. Julka spojrzała w prawo. Z błękitnego
bezkresu wyłoniła się znienacka  prastara puszcza kujawska, rozległa, urodzajna i szczodra. Obfitość jagód najrozmaitszych oraz krzewów, dębów i leszczyn wabiła leśną zwierzynę; a dzikie barcie pełne były najprzedniejszego miodu. Tu i ówdzie ktoś wykarczował całe połacie boru, widać było drogi i wyboiste trakty, a także polany obsadzone owocującymi drzewinami. Albo takie, na środku których stał samotny dąb, przystrojony kolorowym kwieciem.
- Ojej!!! – zawołała nagle Julka na widok roju dziewcząt, ubranych w długie białe koszule, przewiązane w pasie zwykłym sznurkiem.   Dziewczęta miały lśniące, jasne włosy, zaplecione w schludne warkocze, albo puszczone luźno na plecy. Patrzyły w stronę nieba nad rzeką i wydawały się bardzo czymś poruszone.
Ale syrenka nie poświęciła im uwagi. Płynęła tylko w milczeniu, coraz bardziej kierując się ku brzegowi. Po jakimś czasie  Julka zauważyła kolejną gromadkę. Tym razem dziewczęta znosiły na niewielką kwadratową polanę naręcza kwiatów i kosze wypełnione owocami. Pomiędzy nimi żwawo uwijali się chłopcy, ubrani w takie same lniane, tyle że krótkie koszule. Chłopcy mieli dziwne – wszyscy identyczne – fryzury, i byli mniej więcej w wieku juleczkowskich dziewczynek.
- Jesteśmy – oznajmiła nagle syrenka, i popchnęła leciutko Julkę w stronę brzegu. A brzeg był tutaj najbajeczniej piękny, aż dech zapierało.
Prawdziwie złota plaża, słoneczna i rozległa; wysypana ślicznym miałkim piaskiem;  pełna różnokształtnych muszli i dorodnych, jantarowych okruchów.
Laleczka, onieśmielona i zachwycona, wyszła z wody i stanęła nad wspaniałą rozgwiazdą.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?
Ale o tym gdzie  się znalazły i co się tam wydarzyło – opowiem następnym razem.
Obiecuję.







4 komentarze:

  1. Niesamowita opowiastka :) Zachwycające te istotki w białych szatach, ciekawie wykreowane. Kosze pełne różnych jagód stanowią fajny element kontrastujący dla tych białych sukienek. Ostatnie zdjęcie bajeczne! Działa bardzo kojąco kiedy wokół panuje straszny upał :)
    Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia! Czekam na dalszy ciąg i ciekawa jestem, gdzie lale się znalazły?

    Buziaki!:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, co u Ciebie słychać? Wszystko w porządku?

    Przesyłam Ci uściski!:))

    OdpowiedzUsuń