JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

czwartek, 9 lipca 2015

52. JESZCZE JEDEN PREZENT NA DZIEŃ MATKI.





J U L K A





Na szczęście oczekiwanie na ową zapowiedzianą (i to jak dramatycznie!)
wizytę nie trwało długo. Właściwie – akurat w sam raz tyle, ażeby nasycone pierogami laleczki ponownie nabrały ochoty na coś smakowitego. Zwłaszcza, że od patery z ciastkami  roznosił się po całym salonie oszałamiający aromat kremu waniliowego, którego tajemną recepturę kobiety w tej rodzinie przekazywały sobie z pokolenia na
pokolenie. Jedynie niecierpliwej Zosi czas dłużył się niemiłosiernie, toteż kręciła się nieustannie, ruchliwa jak kuleczka rtęci. To zajrzała do windy, żeby posłuchać, czy ktoś nie wchodzi do holu; to siadała za stołem, przeciskając się na swoje
miejsce obok Mamusi; to znowu wdrapywała się na drugą sofę, by sprawdzić czy Norwidkowi, śpiącemu za plecami Babci, jest aby wygodnie w kocyku. Nie pomagały napominania Rodziców, ani strofowanie przez Dziadka. Skończyło się
wreszcie tym, że nieposłuszna wiercipięta wylała na Izusię całą filiżankę herbaty, oblewając przy okazji i siebie. Całe szczęście, że napój zdążył już wystygnąć! Tatuś odesłał obie córeczki do przebrania się, a sam zaczął sprzątać zosiny bałagan. I wtedy, w przerwie miedzy jednym a
drugim hukiem gromu, rozległ się dzwonek u drzwi. Antoś rzucił się otwierać, za nim podążyła Nataszka. Julka, zarumieniona i z nisko pochyloną główką, znieruchomiała na swojej pufie; za to Dziadek klasnął radośnie w dłonie i oświadczył, że nie ma nic milszego w taką
niepogodę nad gości. Po czym podreptał w stronę windy, uśmiechając się powitalnie pod swoim sumiastym wąsem. I po chwili ściskał już wilgotne od deszczu uszy Królika, trzymającego
oburącz ciężką paterę.
- Ojej!!! – zachwycili się wszyscy.
I słusznie. Patera była bowiem przepiękna: staroświecka, srebrna, na kunsztownie rzeźbionej nóżce, obrzeżona finezyjnym ażurem. Czyjeś szczodre dłonie ułożyły na niej w wysoki stos kiście słodkich winogron.
- Uff… – odetchnął z ulgą Królik, kiedy Mamusia wyjęła mu ją z rąk i z pietyzmem ustawiła na stole – przez cały czas bałem się, że ją upuszczę.  A to prezent od mojej mamy i… O rety! – przerwał naraz sam sobie, ponieważ w tym akurat momencie odważył się spojrzeć wreszcie na Julkę,
i to co ujrzał ogromnie go zachwyciło. – O rety!!! Jaka świetna fryzura! Super!!!
Julka zarumieniła się jeszcze bardziej i odruchowo poprawiła sobie włosy nad czołem, a Królik, skonfudowany, zamilkł. Zły był na siebie
za tę niepowstrzymaną wylewność; na szczęście nikt jego zachwytów  nie skomentował. Taktownie pozwolono mu otrząsnąć się z zakłopotania i dopiero wtedy ruszono z lawiną pytań. Na to z sypialni zjechały młodsze dziewczynki, przebrane już w suche ubranka, i
zebrani mogli przekonać się na własne uszy, że cieniutki pisk Zosi potrafi zagłuszyć wszelkie odgłosy:
- A Trusia? Trusia jest z Tobą? Przywiozłeś Trusię??? Ona jest taka kochana!
Ale Królik nie przywiózł Trusi:
- W taką burzę? – obruszył się. – No coś ty!
Było rzeczą oczywistą, że Pani Królikowa nie wypuściła swojej małej córeczki z domu w taki wichrowy czas, choć ta prosiła i prosiła.
- Ale przecież nie można. Ona jest strasznie delikatna i my na nią bardzo uważamy –
dokończył ciepło Królik.
Zosia posmutniała. Wywlokła zza babcinych pleców Norwidka  i usadowiła się z nim na kolanach Tatusia.
A potem wszyscy zaczęli rozkoszować się
wspaniałymi markizami z kremem waniliowym, a także przyniesionym przez gościa  winogronem. Okazało się, że jest ono prezentem od Pani Królikowej dla Mamusi i Babci z okazji Dnia Matki. Wspaniała patera jest również częścią tego
prezentu.
- Ojej! – uradowała się Mamusia. – Jest taka piękna! Koniecznie podziękuj Mamie!
- I pasuje do naszych sreber, prawda, Mamusiu? – zauważyła skrupulatna Nataszka.
- Faktycznie! – przytaknął Tatuś.
I zaczęto zastanawiać się, jak by tu odwdzięczyć się miłej Pani Królikowej.
- Wiem! – zawołała Babcia. – Już wiem! Przywiozłam ze sobą kupon wspaniałego jedwabiu. A także oryginalną koronkę prosto z
Mediolanu! Będą w sam raz! - i pośpieszyła do telefonu, zapytać o dokładne wymiary mieszkanek domku pod jukką
A potem wszyscy spędzili bardzo miłe popołudnie. Bo choć deszcz zacinał, wichura
wzmagała się, a błyskawice raz po raz rozdzierały niebo,  to w juleczkowskim salonie nastrój zapanował prawdziwie świąteczny. W kominku wesoło buzował ogień i znowu zrobiło się cieplutko.
Panowie, uprzątnąwszy ze stołu, przynieśli prasę sportową i dyskutowali o ostatnich rekordach; a panie, po przewinięciu i nakarmieniu Wiktorii zajęły się projektowaniem sukienek dla mamy i siostry Królika. Następnie Tatuś z Dziadkiem udali się do kuchni w celu przygotowania
czegoś na kolację, reszta zaś obecnych obejrzała zabawny film w ogromnym telewizorze, zawieszonym nad drzwiami od tarasu. Co prawda Królik częściej niż na ekran zerkał na Julkę; a i ona rzucała nań ukradkowe spojrzenia; ale zdaje się, że – poza Mamusią – nikt tego nie zauważył.                                           
A wieczorem…
Ale o tym co wydarzyło się wieczorem i  kto
jeszcze poza Dziadkiem i dziećmi – słuchał czytanych przez Tatusia bajek, opowiem następnym razem.
Obiecuję.

























2 komentarze:

  1. Bardzo interesująca historyjka :) Super pomysł na bloga a przy tym świetna okazja do pokazania tych cudownych drobiazgów. Ich bogactwo mnie zachwyca normalnie.Lalunie bardzo róznorodne, a każda na swój sposób piękna :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Anaesko! Dziękuję za miłe słowa. Bardzo mi miło gościć Cię w Juleczkowie i pozdrawiam jak najserdeczniej.

      Usuń