![]() |
J U L K A |
Na szczęście
oczekiwanie na ową zapowiedzianą (i to jak dramatycznie!)
wizytę nie trwało
długo. Właściwie – akurat w sam raz tyle, ażeby nasycone pierogami laleczki
ponownie nabrały ochoty na coś smakowitego. Zwłaszcza, że od patery z
ciastkami roznosił się po całym salonie
oszałamiający aromat kremu waniliowego, którego tajemną recepturę kobiety w tej
rodzinie przekazywały sobie z pokolenia na
pokolenie. Jedynie niecierpliwej
Zosi czas dłużył się niemiłosiernie, toteż kręciła się nieustannie, ruchliwa
jak kuleczka rtęci. To zajrzała do windy, żeby posłuchać, czy ktoś nie wchodzi
do holu; to siadała za stołem, przeciskając się na swoje
miejsce obok Mamusi;
to znowu wdrapywała się na drugą sofę, by sprawdzić czy Norwidkowi, śpiącemu za
plecami Babci, jest aby wygodnie w kocyku. Nie pomagały napominania Rodziców,
ani strofowanie przez Dziadka. Skończyło się
wreszcie tym, że nieposłuszna
wiercipięta wylała na Izusię całą filiżankę herbaty, oblewając przy okazji i
siebie. Całe szczęście, że napój zdążył już wystygnąć! Tatuś odesłał obie
córeczki do przebrania się, a sam zaczął sprzątać zosiny bałagan. I wtedy, w
przerwie miedzy jednym a
drugim hukiem gromu, rozległ się dzwonek u drzwi.
Antoś rzucił się otwierać, za nim podążyła Nataszka. Julka, zarumieniona i z
nisko pochyloną główką, znieruchomiała na swojej pufie; za to Dziadek klasnął
radośnie w dłonie i oświadczył, że nie ma nic milszego w taką
niepogodę nad
gości. Po czym podreptał w stronę windy, uśmiechając się powitalnie pod swoim
sumiastym wąsem. I po chwili ściskał już wilgotne od deszczu uszy Królika,
trzymającego
oburącz ciężką paterę.
- Ojej!!! –
zachwycili się wszyscy.
I słusznie. Patera
była bowiem przepiękna: staroświecka, srebrna, na kunsztownie rzeźbionej nóżce,
obrzeżona finezyjnym ażurem. Czyjeś szczodre dłonie ułożyły na niej w wysoki
stos kiście słodkich winogron.
- Uff… –
odetchnął z ulgą Królik, kiedy Mamusia wyjęła mu ją z rąk i z pietyzmem
ustawiła na stole – przez cały czas bałem się, że ją upuszczę. A to prezent od mojej mamy i… O rety! –
przerwał naraz sam sobie, ponieważ w tym akurat momencie odważył się spojrzeć
wreszcie na Julkę,
i to co ujrzał ogromnie go zachwyciło. – O rety!!! Jaka
świetna fryzura! Super!!!
Julka
zarumieniła się jeszcze bardziej i odruchowo poprawiła sobie włosy nad czołem,
a Królik, skonfudowany, zamilkł. Zły był na siebie
za tę niepowstrzymaną
wylewność; na szczęście nikt jego zachwytów nie skomentował. Taktownie pozwolono mu
otrząsnąć się z zakłopotania i dopiero wtedy ruszono z lawiną pytań. Na to z
sypialni zjechały młodsze dziewczynki, przebrane już w suche ubranka, i
zebrani
mogli przekonać się na własne uszy, że cieniutki pisk Zosi potrafi zagłuszyć
wszelkie odgłosy:
- A Trusia?
Trusia jest z Tobą? Przywiozłeś Trusię??? Ona jest taka kochana!
Ale Królik
nie przywiózł Trusi:
- W taką
burzę? – obruszył się. – No coś ty!
Było rzeczą
oczywistą, że Pani Królikowa nie wypuściła swojej małej córeczki z domu w taki
wichrowy czas, choć ta prosiła i prosiła.
- Ale
przecież nie można. Ona jest strasznie delikatna i my na nią bardzo uważamy –
dokończył ciepło Królik.
Zosia
posmutniała. Wywlokła zza babcinych pleców Norwidka i usadowiła się z nim na kolanach Tatusia.
A potem
wszyscy zaczęli rozkoszować się
wspaniałymi markizami z kremem waniliowym, a
także przyniesionym przez gościa winogronem. Okazało się, że jest ono prezentem
od Pani Królikowej dla Mamusi i Babci z okazji Dnia Matki. Wspaniała patera
jest również częścią tego
prezentu.
- Ojej! –
uradowała się Mamusia. – Jest taka piękna! Koniecznie podziękuj Mamie!
- I pasuje
do naszych sreber, prawda, Mamusiu? – zauważyła skrupulatna Nataszka.
-
Faktycznie! – przytaknął Tatuś.
I zaczęto
zastanawiać się, jak by tu odwdzięczyć się miłej Pani Królikowej.
- Wiem! –
zawołała Babcia. – Już wiem! Przywiozłam ze sobą kupon wspaniałego jedwabiu. A
także oryginalną koronkę prosto z
Mediolanu! Będą w sam raz! - i pośpieszyła do
telefonu, zapytać o dokładne wymiary mieszkanek domku pod jukką
A potem wszyscy spędzili bardzo miłe popołudnie. Bo choć deszcz
zacinał, wichura
wzmagała się, a błyskawice raz po raz rozdzierały niebo, to w juleczkowskim salonie nastrój zapanował
prawdziwie świąteczny. W kominku wesoło buzował ogień i znowu zrobiło się
cieplutko.
Panowie, uprzątnąwszy ze stołu, przynieśli prasę sportową i
dyskutowali o ostatnich rekordach; a panie, po przewinięciu i nakarmieniu
Wiktorii zajęły się projektowaniem sukienek dla mamy i siostry Królika.
Następnie Tatuś z Dziadkiem udali się do kuchni w celu przygotowania
czegoś na
kolację, reszta zaś obecnych obejrzała zabawny film w ogromnym telewizorze,
zawieszonym nad drzwiami od tarasu. Co prawda Królik częściej niż na ekran
zerkał na Julkę; a i ona rzucała nań ukradkowe spojrzenia; ale zdaje się, że –
poza Mamusią – nikt tego nie zauważył.
A wieczorem…
Ale o tym co wydarzyło się wieczorem i kto
jeszcze poza Dziadkiem i dziećmi –
słuchał czytanych przez Tatusia bajek, opowiem następnym razem.
Obiecuję.
Bardzo interesująca historyjka :) Super pomysł na bloga a przy tym świetna okazja do pokazania tych cudownych drobiazgów. Ich bogactwo mnie zachwyca normalnie.Lalunie bardzo róznorodne, a każda na swój sposób piękna :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Witaj Anaesko! Dziękuję za miłe słowa. Bardzo mi miło gościć Cię w Juleczkowie i pozdrawiam jak najserdeczniej.
Usuń