JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

sobota, 11 lipca 2015

53. O CZYM DOROŚLI NIE MAJĄ POJĘCIA.



N A T A S Z K A



Wieczorem, kiedy łóżka na poddaszu były już rozścielone, a Wiktoria
wykąpana i ułożona do snu w kołysce, starsze dzieci, ubrane w nocne stroje, zwiozły do salonu swoje ulubione książki i rozlokowały się wokół Tatusia. Tylko Królik nie miał na sobie piżamy,
ale po niego za jakieś dwa kwadranse miał przyjechać jego Tata. I choć Mamusia i Babcia proponowały mu nocowanie w Juleczkowie, to jednak odmówił – z widocznym żalem i mimo
usilnych nalegań Antosia i dziewczynek. Wyjaśnił, że często wieczorami potrzebny jest Mamie do pomocy, i że Trusia nie zaśnie, dopóki on jej czegoś nie opowie. Szkoda.
- Ale – dodał raźniej – zdążę chyba jeszcze wysłuchać jakiejś fajnej bajki…

Tatuś zatem, nie zwlekając, zaczął czytać o dzielnym szewczyku Dratewce. Dzieci słuchały z
otwartymi buziami i z zapartym tchem; a i Dziadek, rozgrywający sam ze sobą skomplikowaną partię szachów, też zasłuchał się i
zadumał. Taaak… Przyjaźń jest w życiu bardzo ważna… a dobroć naprawdę procentuje…
A potem Nataszka podsunęła do czytania swoją ukochaną opowieść o krasnoludkach i sierotce Marysi. Zaledwie przebrzmiało pierwsze jej zdanie, a za kominkiem, od strony tarasu, coś
poruszyło się, zaszurało, zamigotało kolorami. Królik spojrzał. O rety! Ze szczeliny między marmurowym bokiem kominka a wysokim regałem wychynęła najpierw jedna maleńka główka, potem druga, i kolejna… O rety!!! Oczy
Królika zaokrągliły się ze zdumienia i może by coś powiedział, ale siedząca obok Nataszka trąciła go w ramię i znacząco położyła palec na ustach. A potem sięgnęła za wysoką złotą poduszkę w rogu
kanapy (dzieło pracowitych rąk Babci) i wyjęła zza niej niedużą szklaną salaterkę z ciasteczkami i kuleczkami winogron. Podała ją Królikowi, który siedział z brzegu i wskazała wzrokiem skrzaty.
Królik rzucił niepewne spojrzenie najpierw na Dziadka, a  potem na Tatusia.

- Nie bój się, oni niczego nie widzą – uspokoiła go Nataszka. – Ich  czas się zatrzymał.

- Jak to: zatrzymał? No przecież twój Tatuś czyta,
a Dziadek wciąż przestawia pionki…
- No dobrze, nie „zatrzymał”, ale … oddzielił. Tak, oddzielił. I oni mają teraz dalej tamten
zwyczajny czas, codzienny, taki jak zawsze, a my –  ten boczny. Ale za to dokładniejszy, bo wszystko w nim widać.

- Acha! – odszepnął. – Ale… – przyjrzał się
zgromadzonym przed kominkiem maciupeńkim osóbkom, w większości brodatym i siwym – ale…  nie widzę Skrzata Franciszka.
- Widocznie jest zajęty. Przekaż miseczkę temu najstarszemu – Nataszka wskazała szczupłego, długowłosego starca, przyodzianego w białą sukmanę, przewiązaną zielonym sznurem. Plecy
okrywała mu ciężka czerwona peleryna, a wielkie stopy obute miał w błękitne ciżmy. Wsłuchiwał się z uwagą w tatusiowe czytanie, gładząc przy
tym białą jak mleko, długachną brodę i równie imponujące wąsy. Wyglądał tak nobliwie i dostojnie, że Królik aż wstrzymał oddech podając mu salaterkę z łakociami. Następnie skłonił się
skrzaciemu starcowi z największym uszanowaniem i wrócił, zaintrygowany, na sofę. Ale zanim zdążył zapytać Nataszkę kim jest ów
majestatyczny osobnik, z dołu doleciał – poprzez szum ulewy – warkot motoru, i okazało się, że Królik musi już wracać do domu. Nastąpiła zatem chwila pożegnań, przy czym zrobiło się lekkie
zamieszanie, albowiem Babcia i Mamusia – które do tej pory dziergały coś pracowicie na drutach w sypialni – zjechały do holu i jak najserdeczniej
zapraszały Tatę Królika na filiżankę herbaty z miodem. On jednak grzecznie podziękował, całując rączki pań i ściskając dłonie panów, i tłumacząc że bardzo, ale to naprawdę bardzo się
śpieszy. I że może następnym razem…

Tymczasem skrzaty, które akurat skończyły posilać się zawartością miseczki (nie obyło się
przy tym bez mlaskania i klepania  po grubiutkich brzuszkach) czmychnęły do swojej szczeliny. Ponieważ jednak na lśniącej czystością podłodze zostało po ich uczcie mnóstwo okruszków, to dwa z nich wróciły, uzbrojone w ściereczki i miotły, i zabrały się za sprzątanie.
 A chwilę później, wracający do domu Królik, zamiast mroku i burzy wciąż miał przed oczami juleczkowski salonik, a
właściwie – dwa jego najważniejsze punkty:  prześliczną Julkę w nowej, rozczulająco postrzępionej fryzurce i małe, krąglutkie figurki w czerwonych czapeczkach, żółtych bluzeczkach i zielonych spodenkach, z których jedna miała brązowy, a druga niebieski fartuszek, i obie zajęte były pucowaniem podłogi przed kominkiem.

Tak. Juleczkowo to wspaniałe miejsce! Pełne ciepła, radości i…  najprawdziwszych czarów. Dobrze jest znać i odwiedzać jego mieszkańców – wszystkich! także i tych, o których dorośli nie mają pojęcia!  Królik był ogromnie zadowolony z tego, że zaprzyjaźnił się z
Antosiem i dziewczynkami. To fantastyczne uczucie: mieć kogoś, z kim bez przerwy chciałoby się być. No i – można teraz zaglądać do posiadłości zawsze, kiedy tylko  nie jest się potrzebnym Mamie. I wcale nie dlatego tak się to lubi, że Julka tam mieszka. Chociaż… No dobra, to może być główny powód. Ale i tak Juleczkowo jest super! SUPER!!!
A o tym kiedy znowu Królik odwiedzi swoich Przyjaciół i co się wtedy wydarzy – opowiem następnym razem.

Obiecuję!

2 komentarze:

  1. Przyglądam się tym zdjęciom i nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo rozbudowany jest ten domek, ile w nim drobiazgów i detali, które fantastycznie go dekorują. Ile to musiało kosztować wysiłku. Ktoś tu ma niesamowicie zdolne rączki :) Podziwiam bardzo i gratuluję efektu. Taki domek to moje marzenie, ot chociażby pokoik :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Anaesko! Dziękuję za miłe słowa i za odwiedziny w Juleczkowie. Bardzo lubię Twój blog i stąd wiem, że Twoje rączki są równie - jeśli nie bardziej! - zdolne. Potrafią tworzyć prawdziwe cacuszka. Pozdrawiam Cię najserdeczniej.

      Usuń