JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

poniedziałek, 20 lipca 2015

54. DZIEŃ DZIECKA W JULECZKOWIE!!!





N A T A S Z K A






Minęło kilka dni. Pogoda w tym czasie znacznie się poprawiła; wszystkie
skwery, ogrody, a nawet ulice Kowala rozkwitły tysiącami barw. Z każdego zakątka wyzierały na świat zaciekawione główki kwiatów;  wszędzie słychać było radosne ptasie świergoty i brzęki zapracowanych pszczół. Całe miasto tonęło w
słonecznych promieniach i w słodkim zapachu róż i jaśminów.
I oto nastał ów magiczny czerwcowy poranek, na który każdego roku czekają wszystkie dzieci – i ludzkie i lalczyne; rzeczywiste i bajkowe, a nawet
dzieci zwierząt i roślin.

W salonie Babci Marzenki cichutko było i senne, ponieważ pora była bardzo wczesna; ale zaczarowana posiadłość od dobrej  godziny tętniła już bezszelestnym życiem. Bezszelestnym,
albowiem dziewczynki spały jeszcze słodko; dorośli zaś starali się nie przerwać tego ich snu, dopóki wszelkie przygotowania nie zostaną zapięte na ostatni guzik. Wszyscy czworo krzątali się jak w ukropie – wszak miał to być pierwszy
Dzień Dziecka w Juleczkowie, i zarówno Rodzice, jak i Dziadkowie robili wszystko, by był on naprawdę niezapomniany. Wstali jeszcze przed świtem, gotowali, doprawiali i piekli. Nadmuchiwali baloniki, dekorowali, prasowali,
rozkładali na właściwych miejscach prezenty duże i małe. Tatuś, który otrzymał niedawno honorarium za książkę, cieszył się, że nareszcie może obsypać swoje córeczki podarunkami. W wielkiej tajemnicy zatem jeździł ostatnio do
miasta, a potem zamykał na klucz w garażu jakeś olbrzymie pakunki. Dziadek przez kilka dni szył coś po kryjomu z kolorowego pluszu i skrupulatnie wypychał to postrzępioną gąbką. Babcia każdą wolną chwilę spędzała nad maszyną
do szycia, rozstawianą bez przerwy na stole w jadalni;  a wieczorami pracowicie migały z Mamusią szydełkiem bądź drutami, uśmiechając się przy tym zagadkowo i czule.
I oto teraz – kiedy słońce na dobre już rozgościło
się na  niebie,  w lodówce chłodniał wspaniały tort i tężały pucharki z deserami, a wszystkie niespodzianki rozlokowano na właściwych miejscach – teraz oto czworo podekscytowanych
dorosłych zasiadło wreszcie w salonie nad filiżanką zasłużonej kawy i  zaczęło nasłuchiwać odgłosów z sypialni.

Pierwsza obudziła się Izusia. Tej nocy to ona spała z Dziadkami na rozkładanym tapczaniku
Nataszki (dziewczynki korzystały z tego przywileju kolejno, jedna po drugiej, zgodnie z umową, która  nie dopuszcza do jakichkolwiek niesnasek).  Zaledwie odemknęła powieki, a już wzrok jej padł na coś pluszowego, przytulnego i  orzechowego jak jej
warkocze, o których Babcia mówi, że bardzo ostatnio ściemniały.  Wyciągnęła rączkę. O. Jakie milutkie w dotyku. Usiadła. Owo coś było prześlicznym misiem, takim, którego można z całych sił przytulić i wszeptać mu w mięciutkie
uszko najtajemniejsze sekrety. Co też Izusia z miejsca uczyniła. A potem rozejrzała się uważne. Siostrzyczki jeszcze spały; obok każdej, na poduszce, leżał podobny miś, tyle że innego
koloru. (Nawet z kołyski Wiktorii wystawały mięciutkie różowe łapki). Posłanie Rodziców było już uprzątnięte, a na nim, równiutkim rządkiem, leżały cztery nowe sukienki – tak piękne, że aż dech zapierało. Na każdej sukience leżała para koronkowych skarpetek (szydełkowe arcydzieło
Mamusi), niżej zaś, na podłodze, ktoś ustawił wyczyszczone buciki dziewczynek. Po nich można było rozpoznać która sukienka do kogo należy. Sukienka Izusi uszyta była z różnych odcieni zieleni i ozdobiona srebrnym szlaczkiem.
Nataszka dostała sukienkę błękitną (bardzo lubiła ten kolor), Zosia czerwoną. A nad bucikami Julki leżała śliczna, liliowa sukieneczka ze złotymi zdobieniami.
- Ach! Ojej! - Na te westchnienia i okrzyki otworzyła oczy najpierw Zosia, potem Nataszka i
Julka. Teraz to już szczebiotom oraz  uciszanym wzajemnie popiskiwaniom i chichocikom nie było końca. Nic dziwnego, że obudziły Wiktorię; na szczęście i tak nadeszła akurat pora przewijania
jej i karmienia. A dziewczynki tymczasem dostrzegły jeszcze jedne sukienki, przewieszone przez oparcia biało lakierowanych krzesełek. Sukienki misternie wydziergano z prześlicznej, lekkiej wełenki, a do każdej dołączono równie piękny sweterek i parę zabawnych skarpet. Och!!!
Tyle prezentów! A to wcale nie koniec cudownych niespodzianek.
Zaledwie bowiem – ubrane w swoje śliczne sukienki i każda z misiem na kolanach – zjadły
śniadanie, a już otrzymały zaproszenie na lody na Plac Rejtana. Albowiem tylko tam, jak twierdził Tatuś, jest jedyna na świecie lodziarnia, w której podaje się prawdziwe lody włoskie. Powstało lekkie zamieszanie na temat: kto  powinien towarzyszyć dziewczynkom;  wreszcie uzgodniono, że Dziadkowie zostaną na
gospodarstwie, a do miasta z córeczkami wybiorą się Rodzice.
Zwieziono zatem wózek z Wiktorią, dziewczynki włożyły na główki swoje nowe kapelusiki (prezent na Dzień Dziecka od Babci Marzenki), Mamusia również ubrała swój ulubiony letni kapelusz i – wyruszono na lody. Tylko Tatuś jeszcze cofnął się od furtki: zdjął z kuchennej szafki wiszące na haczyku klucze od garażu i podał je Dziadkowi. Coś tam przy tym tajemniczo
szeptali, aż wreszcie niecierpliwa Zosia podbiegła i przerwała panom niewczesną naradę.

Mmmm… Czerwcowe przedpołudnie w Kowalu jest czymś najpiękniejszym na świecie, a lody z Placu Rejtana rzeczywiście nie mają sobie równych. Juleczkowska rodzinka rozkoszowała się i jednym i drugim, ale przede wszystkim – owym radosnym i słonecznym wspólnym spacerem, pierwszym od narodzin
Wiktorii.
Po powrocie zaś do posiadłości…

Ale o tym co czekało na dziewczynki na trawniku przed domem, a także o tym jaką to jeszcze niecodzienną atrakcję przygotowali im
na ten dzień ukochani dorośli (oraz kogo zaproszono na podwieczorek), opowiem następnym razem.   

Obiecuję.

2 komentarze:

  1. Prawdziwy dzień dziecka pełen niespodzianek, cudownych prezentów no i ten rodzinny wspólnie spędzany czas :) Skarpetusie mnie zauroczyły, kocham takie dłubanki. Sukienki przepiękne, laleczki wyglądają bardzo odświętnie. Super to wszystko opowiedziałaś Bajarko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Jesteś ulubionym Gościem juleczkowskich dziewczynek, Anaesko - uwielbiają, kiedy je odwiedzasz. Pozdrawiam Cię w ich imieniu bardzo bardzo serdecznie i zapraszam do kolejnych odwiedzin.

      Usuń