JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

wtorek, 5 maja 2015

36. MAGIA OGRODU CIOCI ANI.




NATASZKA


                                             



Ach!!!  Ileż radości odmalowało się na wszystkich twarzach, kiedy Antoś,
ostrożnie niosąc różę,  wrócił do rozpromienionej gromadki. Ile serdeczności popłynęło ku niemu, ile ciepła ze ściskających go zewsząd dłoni. Na usta dzieci cisnęło się mnóstwo pytań, ale – zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, Skrzat Franciszek klasnął w ręce i zawołał:
- Nie ma czasu! Nie ma czasu na czczą gadaninę, musicie natychmiast wracać! Inaczej nie zmieścicie się w Magicznej Godzinie i cała wyprawa na nic!

Rzeczywiście. Z podarowanej przez Tatusia Godziny
Dobrego Serca zostały  ostatnie chwile.
- No! – ponaglił Skrzat. – Biegiem do furtki!!!

Popędzili więc. A trzeba pamiętać, że pośpieszne przedzieranie się przez splątane pędy dzikiego wina, gęsto poprzetykane różanymi, chaszczami, nie jest wcale łatwym zadaniem. A potem jeszcze rozległe podwórko i wąska ścieżka wzdłuż domu. Uff… Kiedy wreszcie dotarli do furtki, byli spoceni, zasapani i okropnie potargani, a we włosach i ubraniach mieli mnóstwo kolorowych źdźbeł. Popatrzyli na siebie i parsknęli śmiechem; a potem po raz ostatni odwrócili się i zerknęli na
ogród. Ach… Jakiż migotliwy i barwny, jaki… Ale nie było czasu na rozmarzanie się i zachwyty; Skrzat Franciszek, energiczny i rzeczowy jak zawsze, nakazał im zmykać. Natychmiast!
Wybiegli. Tylko Antoś i Królik ociągali się jeszcze, a miny mieli obaj zagubione.

- Ale… - zaczęli niepewnie;  Skrzat jednak przerwał im niecierpliwym ruchem ręki.

- Będziecie wiedzieli co robić – odpowiedział na nie zadane pytanie. I dodał krzepiąco – Nie bójcie się. Wyzdrowieją.

To mówiąc wypchnął ich niemal poza furtkę, a potem zatrzasnął ją z nadspodziewaną siłą.

Kiedy tylko laleczki znalazły się na ulicy, z miejsca otoczyła je ciemność, a mokre od potu
twarze owionął nagły chłód nocy. Ogród za ich plecami był znowu zwykłym, miłym, dobrze znanym ogrodem Cioci Ani, a cała Magia Tajemna zniknęła z tego świata jak ręką odjął. A nie, nie cała. Albowiem, zanim się spostrzegły, w mgnieniu oka znalazły się na juleczkowskim trawniku. Tam błyskawicznie pożegnały śpieszącego się Królika i po chwili­­­ – bez wjeżdżania windą! – leżały na
swoich posłaniach w salonie. I w tym właśnie momencie z czerwonego pokoju nadciągnął Tatuś, by sprawdzić czy wszystko w porządku i czy dzieci – zgodnie z jego życzeniem - leżą już grzecznie pod swoimi kołderkami. Leżały. Tatuś
pochwalił je za punktualność i dyscyplinę, i wręczył każdemu po szklaneczce soku truskawkowego. Oczywiście w ramach nowego, ściśle tajnego układu. Tajemnicy obiecano dochować,  sok chętnie wypito. Po czym Tatuś zebrał puste naczynia, zgasił światło i życzył
wszystkim dobrej nocy. Przez chwilę słychać jeszcze było jak myje  w kuchni szklanki i ustawia je na suszarce; potem wszystko umilkło i Juleczkowo pogrążyło się w bezszelestnym, czerwcowym mroku. Dzieci, syte wrażeń, zapadały kolejno w sen, salon wypełniał się z
wolna równomiernymi oddechami. I tylko Antoś, zbyt przejęty by zasnąć, wpatrywał się w swoją różę; i Julka, pogrążona w rozpamiętywaniu, podniosła się i usiadła na łóżku.
- O czym myślisz? – dobiegł ją antosiowy szept.

- O tych Czarach w Ogrodzie – odszepnęła. – I o waszych różach. I o Skrzacie Franciszku…

- Ooo… To już doprawdy zbyteczne – usłyszeli oboje znajomy, stanowczy głos, i po chwili, na tle kryształowego szybu windy zamajaczyła w ciemnościach wysoka, szpiczasta czapeczka. Skrzat
Franciszek wdrapał się na posłanie Julki, ostrożnie wyminął śpiącą obok Olusię, po czym rozsiadł się  wygodnie wśród poduszek.
- O tej porze – zamruczał gderliwie – powinnaś
już dawno spać, a nie rozmyślać, i to w dodatku o mnie.
Ale gderanina Skrzata brzmiała przyjaźnie, a jego oczy z bliska patrzyły dobrotliwie i ciepło.

- Jakoś nie mogę zasnąć… - poskarżyła się żałośnie Julka, a Antoś natychmiast jej zawtórował.

- Wiem, wiem – Skrzat poklepał ją życzliwie po rączce. – Wiem doskonale,
co wam spać nie dozwala. Ale naprawdę nie ma potrzeby się martwić. Wierzcie mi. Nie ma takiej  potrzeby. Twoja róża – spojrzał przez mrok na Antosia – twoja róża zaczęła działać od razu, jak tylko wynurzyłeś ją z dziupli. I róża Królika tak samo – uprzedził pytanie Julki. – Tajemnica
Magii Ogrodu polega na tym, że Lek uaktywnia się natychmiast, jak tylko Ktoś Kochający powoła go do istnienia. Czasem  na długo przedtem zanim przyłoży się go Choremu do serca…
- To znaczy, że mój Dziadek… - zaczął Antoś z
nadzieją  w głosie.
- … czuje się już o wiele lepiej – wpadł mu w słowo Skrzat Franciszek. – Oczywiście! No, ale o tym dowiesz się jutro. A teraz spać! – zakomenderował energicznie i zeskoczył na podłogę. – Dość już tej nocnej gadaniny! Ja wracam do swoich zajęć, a wy - łebki na poduszki i ziuziu!

I po chwili – już go nie było.

A Antoś i Julka, uspokojeni i podniesieni na duchu, przyłożyli głowy do swoich poduszek i zasnęli mocnym,  krzepiącym snem. Rankiem zaś…

Ale o owym poranku – gwarnym, szczęśliwym i uśmiechniętym – opowiem Wam następnym razem.

Obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz