Ach!!! Ileż radości odmalowało się na wszystkich
twarzach, kiedy Antoś,
ostrożnie niosąc różę, wrócił do rozpromienionej gromadki. Ile
serdeczności popłynęło ku niemu, ile ciepła ze ściskających go zewsząd dłoni. Na
usta dzieci cisnęło się mnóstwo pytań, ale – zanim ktokolwiek zdążył się
odezwać, Skrzat Franciszek klasnął w ręce i zawołał:
- Nie ma
czasu! Nie ma czasu na czczą gadaninę, musicie natychmiast wracać! Inaczej nie
zmieścicie się w Magicznej Godzinie i cała wyprawa na nic!
Rzeczywiście.
Z podarowanej przez Tatusia Godziny
Dobrego Serca zostały ostatnie chwile.
- No! –
ponaglił Skrzat. – Biegiem do furtki!!!
Popędzili
więc. A trzeba pamiętać, że pośpieszne przedzieranie się przez splątane pędy
dzikiego wina, gęsto poprzetykane różanymi, chaszczami, nie jest wcale łatwym
zadaniem. A potem jeszcze rozległe podwórko i wąska ścieżka wzdłuż domu. Uff… Kiedy
wreszcie dotarli do furtki, byli spoceni, zasapani i okropnie potargani, a we
włosach i ubraniach mieli mnóstwo kolorowych źdźbeł. Popatrzyli na siebie i parsknęli
śmiechem; a potem po raz ostatni odwrócili się i zerknęli na
ogród. Ach… Jakiż
migotliwy i barwny, jaki… Ale nie było czasu na rozmarzanie się i zachwyty;
Skrzat Franciszek, energiczny i rzeczowy jak zawsze, nakazał im zmykać. Natychmiast!
Wybiegli.
Tylko Antoś i Królik ociągali się jeszcze, a miny mieli obaj zagubione.
- Ale… -
zaczęli niepewnie; Skrzat jednak
przerwał im niecierpliwym ruchem ręki.
- Będziecie
wiedzieli co robić – odpowiedział na nie zadane pytanie. I dodał krzepiąco –
Nie bójcie się. Wyzdrowieją.
To mówiąc
wypchnął ich niemal poza furtkę, a potem zatrzasnął ją z nadspodziewaną siłą.
Kiedy tylko laleczki znalazły się na ulicy, z miejsca
otoczyła je ciemność, a mokre od potu
twarze owionął nagły chłód nocy. Ogród za
ich plecami był znowu zwykłym, miłym, dobrze znanym ogrodem Cioci Ani, a cała
Magia Tajemna zniknęła z tego świata jak ręką odjął. A nie, nie cała. Albowiem,
zanim się spostrzegły, w mgnieniu oka znalazły się na juleczkowskim trawniku.
Tam błyskawicznie pożegnały śpieszącego się Królika i po chwili – bez
wjeżdżania windą! – leżały na swoich posłaniach w salonie. I w tym właśnie momencie z czerwonego pokoju nadciągnął Tatuś, by sprawdzić czy wszystko w porządku i czy dzieci – zgodnie z jego życzeniem - leżą już grzecznie pod swoimi kołderkami. Leżały. Tatuś
pochwalił je za punktualność i dyscyplinę, i wręczył każdemu po szklaneczce soku truskawkowego. Oczywiście w ramach nowego, ściśle tajnego układu. Tajemnicy obiecano dochować, sok chętnie wypito. Po czym Tatuś zebrał puste naczynia, zgasił światło i życzył
wszystkim dobrej nocy. Przez chwilę słychać jeszcze było jak myje w kuchni szklanki i ustawia je na suszarce; potem wszystko umilkło i Juleczkowo pogrążyło się w bezszelestnym, czerwcowym mroku. Dzieci, syte wrażeń, zapadały kolejno w sen, salon wypełniał się z
wolna równomiernymi oddechami. I tylko Antoś, zbyt przejęty by zasnąć, wpatrywał się w swoją różę; i Julka, pogrążona w rozpamiętywaniu, podniosła się i usiadła na łóżku.
- O czym myślisz? – dobiegł ją antosiowy szept.
- O tych Czarach w Ogrodzie – odszepnęła. – I o waszych
różach. I o Skrzacie Franciszku…
- Ooo… To już doprawdy zbyteczne – usłyszeli oboje znajomy,
stanowczy głos, i po chwili, na tle kryształowego szybu windy zamajaczyła w
ciemnościach wysoka, szpiczasta czapeczka. Skrzat
Franciszek wdrapał się na
posłanie Julki, ostrożnie wyminął śpiącą obok Olusię, po czym rozsiadł się wygodnie wśród poduszek.
- O tej porze – zamruczał gderliwie – powinnaś
już dawno
spać, a nie rozmyślać, i to w dodatku o mnie.
Ale gderanina Skrzata brzmiała przyjaźnie, a jego oczy z
bliska patrzyły dobrotliwie i ciepło.
- Jakoś nie mogę zasnąć… - poskarżyła się żałośnie Julka, a
Antoś natychmiast jej zawtórował.
- Wiem, wiem – Skrzat poklepał ją życzliwie po rączce. – Wiem
doskonale,
co wam spać nie dozwala. Ale naprawdę nie ma potrzeby się martwić.
Wierzcie mi. Nie ma takiej potrzeby.
Twoja róża – spojrzał przez mrok na Antosia – twoja róża zaczęła działać od
razu, jak tylko wynurzyłeś ją z dziupli. I róża Królika tak samo – uprzedził
pytanie Julki. – Tajemnica Magii Ogrodu polega na tym, że Lek uaktywnia się natychmiast, jak tylko Ktoś Kochający powoła go do istnienia. Czasem na długo przedtem zanim przyłoży się go Choremu do serca…
- To znaczy, że mój Dziadek… - zaczął Antoś z
nadzieją w głosie.
- … czuje się już o wiele lepiej – wpadł mu w słowo Skrzat
Franciszek. – Oczywiście! No, ale o tym dowiesz się jutro. A teraz spać! –
zakomenderował energicznie i zeskoczył na podłogę. – Dość już tej nocnej
gadaniny! Ja wracam do swoich zajęć, a wy - łebki na poduszki i ziuziu!
I po chwili – już go nie było.
A Antoś i Julka, uspokojeni i podniesieni na duchu,
przyłożyli głowy do swoich poduszek i zasnęli mocnym, krzepiącym snem. Rankiem zaś…
Ale o owym poranku – gwarnym, szczęśliwym i uśmiechniętym –
opowiem Wam następnym razem.
Obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz