![]() |
N A T A S Z K A |
Następnego
dnia była niedziela. Słoneczna,
bezchmurna i piękna. Ze
względu na wczorajszy długi wieczór,
laleczki zaspały odrobinę i śniadanie było mocno spóźnione. A kiedy już
ostatnia łyżka zupy mlecznej zniknęła w głodnej buzi, i powynoszono do kuchni wszystkie miseczki i
sztućce, Babcia oznajmiła, iż dzisiejszy dzień jest niezwykle znaczący,
albowiem jest to dzień pierwszego spaceru Wiktorii. I rzeczywiście – po nakarmieniu i
przewinięciu, a także osłonięciu główki śliczną różową czapeczką, maleństwo zostało ułożone w wygodnym głębokim wózku i – Tatuś wraz z Dziadkiem i dziewczynkami udali się z nim na spacer. Babcia tymczasem najpierw zajęła się Mamusią, a potem przygotowaniami do obiadu. Uff… Zajęć jej nie brakowało.
Nazajutrz
zaś, ledwie Tatuś o świcie otworzył
oczy, a już usłyszał na dole dźwięk swojej
komórki. Zjechał zatem czym prędzej, aby przenikliwy sygnał nie zdążył pobudzić mu Rodziny. Okazało się, że
pieniążki za książkę wpłynęły właśnie na konto i można już nimi dysponować. Zaraz
więc po śniadaniu zaprzężono do bryczki tłuściutkiego Cyryla i Tatuś z Dziadkiem udali się na zakupy. Miny mieli przy tym niezmiernie zadowolone oraz bardzo tajemnicze. Wrócili z mnóstwem rozmaitości niezbędnych do wyremontowania domu. A także z ogromnym pudłem, które było szczelnie zamknięte, a którego zawartości za nic nie chcieli
- W swoim
czasie – odpowiadali tylko na zaciekawione pytania.
– Zobaczycie wszystko, jak już będzie gotowe.
– Zobaczycie wszystko, jak już będzie gotowe.
I tak oto w
Juleczkowie zaczął się remont.
A zaczął się
od serca posiadłości, czyli – od kuchni. Panowie pozwolili jeszcze Babci
ugotować jakiś szybciutki obiad, łatwy do podgrzania w południe i – poprosili by zostawić ich samych. Babcia
zatem ugotowała aromatyczną zupę jarzynową na rosole (którą we właściwej chwili
rzeczywiście odgrzeje się bez kłopotu) po czym przekazała uprzątnięte
pomieszczenie w ręce obu fachowców. Rozpostarli więc na podłodze skrzynkę z narzędziami, przyniesioną z piwnicy i zabrali się do dzieła. Raz-dwa kolanko pod zlewem zostało przeczyszczone, a poluzowane gałki u szafek porządnie poprzykręcane. Zreperowali też drzwiczki od kuchenki gazowej i umocowali na bocznej ściance
szafki kołeczek do wieszania kluczy. Potem Dziadek zajął się niesprawnym tosterem, a Tatuś, który był wyższy, naprawił półeczkę nad palnikami. Pracy mieli sporo i ani się obejrzeli, jak nadeszła pora obiadu. A ponieważ kuchenne prace naprawcze właśnie dobiegły szczęśliwie końca, Babcia mogła bez przeszkód odgrzać zupę,
dziewczynki zaś – nakryć do stołu. Jarzynówka była przepyszna, toteż w mig opróżniono wazę. Mamusi na poddaszu też bardzo smakowała, aż poprosiła o dodatkową porcję.
Po obiedzie
ekipa remontowa przeniosła się do
salonu.
Zapowiadając przedtem – bardzo stanowczo – wszystkim obecnym w domu
kobietom i dziewczynkom, by żadna nie ważyła się nawet zajrzeć na piętro, zanim
nie skończą.
- A jak będę
musiała iść do łazienki? – zaniepokoiła
się Zosia.
- Nooo … do
łazienki możecie chodzić – wyraził
zgodę Tatuś.
– Ale nie całymi stadami. Pojedynczo. I pod żadnym pozorem nie wolno
podglądać co tu robimy.
To mówiąc,
fachowcy wwieźli na piętro owo tajemnicze olbrzymie pudło i zamknęli się w
salonie.
Przez całe
popołudnie dobiegało stamtąd intrygujące
stukanie i szeleszczenie, czasem jakiś
głośniejszy huk. A kiedy po podwieczorku do Juleczkowa zajrzał z wizytą
Królik, Tatuś z miejsca wcielił go do kadry naprawczej i poprosił o pomoc. W pierwszym
rzędzie przytaszczyli więc z garażu wysoką rozkładaną drabinę malarską. Dziadek
w tym czasie stał – na wszelki wypadek! – na straży przed drzwiami salonu, a minę miał przy tym nieprzeniknioną i ważną.
A potem
wszyscy trzej zniknęli za tymi drzwiami aż do wieczora, i tylko owe szmery stuki i szurania przybrały
na częstotliwości i sile.
A
dziewczynki? Mamusia poprosiła je, by wyszły
z Wiktorią przed dom i powoziły ją
trochę w wózku. Pogoda wszak nadal była doskonała, szkoda zatem, żeby Maleństwo z niej nie
skorzystało. Ojej! Uczyniły to bardzo chętnie! Przebrały
się błyskawicznie w swoje nowe sukienki i, kiedy tylko Babcia przyszykowała niemowlę , udały się z
nim – nieśpiesznie i bardzo ostrożnie – na spacer po posiadłości. Nad wyraz przejęte nową rolą odpowiedzialnych, rozważnych i troskliwych starszych sióstr.
A po
powrocie, jako że na piętrze remont wciąż jeszcze trwał, uplasowały się przy
dużym stole w jadalni, zaopatrzone w kredki, ołówki i kartki do rysowania.
Mamusia
tymczasem z Babcią, po przewinięciu, nakarmieniu i ułożeniu w kołysce maleńkiej
spacerowiczki, zajęły się lekturą
książek i czasopism. Ale – szczerze powiedziawszy – nie rozumiały z czytanych treści ani słowa,
tak bardzo bowiem miały uwagę skupioną na odgłosach dobiegających z salonu. Zarzuciły
zatem czytelnictwo i zaczęły się zastanawiać co też takiego panowie wyczyniają
w
owym reprezentacyjnym pomieszczeniu,
że aż tak pilnie strzegą przy tym tajemnicy tajemnicy.
Wreszcie…
Najbardziej frapujące dziś drzwi uchyliły się nieco i wychynęła przez nie głowa
Królika, nawołującego półgłosem dziewczynki. Zjawiły się niemal natychmiast.
Ale o tym co ujrzały po przestąpieniu progu, co na to wszystko powiedziała
Babcia, i czy
Mamusi pozwolono wstać choć
na chwilę, by też mogła podziwiać efekty pracy trzyosobowej ekipy męskiej – o
tym wszystkim opowiem następnym razem.
Obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz