JULECZKOWO

JULECZKOWO
bajarka

środa, 13 maja 2015

43. SERNIK NA ZIMNO Z TRUSKAWKAMI.




N A T A S Z K A





Okazało się, że dziewczynki, wezwane przez Królika do salonu, niewiele zobaczyły. Albowiem Dziadek, ujrzawszy je w drzwiach, odwrócił się gwałtownie do stojącego na drabinie Tatusia:

- A światło??? – zawołał.

Niezrozumiały ten okrzyk sprawił, iż Tatuś zeskoczył z drabiny i natychmiast podbiegł do córeczek, zasłaniając im swoją wysoką sylwetką
widok na pokój.
- Zmiana planów, moje panie – powiedział, wypychając je z lekka za drzwi – salon obejrzycie sobie jutro, kiedy wszystko będzie gotowe.

 Stanowczość w tatusiowym głosie dawała do zrozumienia, że od tej decyzji nie ma odwołania.

Poszły zatem odprowadzić Królika do furtki, wypytując go przy okazji o zdrowie siostrzyczki. Usłyszały, że małej bardzo się poprawiło, że sama zaczyna siadać już na łóżku; że powoli odzyskuje apetyt i – niedługo będzie chyba można zabrać ją na spacer. Ucieszyły się i poprosiły, żeby zajrzał z nią do Juleczkowa.

- Koniecznie!!! – krzyknęły jeszcze serdecznym chórem i pomachały mu na pożegnanie. Po czym pobiegły do Mamusi.

Nazajutrz Mamusia po raz pierwszy od narodzin Wiktorii opuściła sypialnię i – jak najuroczyściej – zjechała do salonu. A tam… Ojej! OJEJ!!! Odświeżone ściany, wybielony sufit i kominek, ponaprawiane półki i półeczki, a na nich … O J E J !!! Ile nowych drobiazgów, ile zdjęć! Ile pięknych, bezcennych bibelotów! Mimo iż ranek
był słoneczny i ciepły, w przeczyszczonym palenisku wesoło trzaskał ogień.
- Żeby wszystko sprawniej osuszyć – wyjaśnił Dziadek i poszedł po Babcię i dziewczynki. Mamusia tymczasem, przytulona do Tatusia, rozglądała się po salonie z niekłamanym zachwytem. Wszystko było nowe, bądź
odnowione, a tak urokliwe i wysmakowane, że aż zapierało dech. Nawet Norwidek, który wślizgnął się niepostrzeżenie i zwinął w kłębek na bujanym fotelu, rozmruczał się teraz z niewątpliwą aprobatą.

Na to – w nocnych koszulkach  (ale nie boso!) – do salonu wpadły dziewczynki.

- Ojej – westchnęła w końcu Julka z nabożnym podziwem – tu wygląda jak
w pałacu księżniczek! – i wdrapała się na sofę obok kominka, żeby wszystko dokładniej obejrzeć.
Babcia, która zjawiła się zaraz po wnuczkach, również nie mogła się dość nazachwycać. Aż ręce
złożyła jak do modlitwy i rozglądała się wokół z prawdziwym uwielbieniem.

- Tylko ten bałagan tu niepotrzebny – mruknęła, wskazując na skrzynkę i narzędzia, które ciągle jeszcze leżały rozrzucone przed otwartymi na oścież drzwiami tarasu.

- Ale chłopcy zaraz je uprzątną – powiedziała na
to Mamusia z ogromną czułością i bardzo ładnie podziękowała Tatusiowi za niespodziankę. Oraz za pracę i trud, jaki w tę niespodziankę razem z Dziadkiem włożyli. 
Bo i rzeczywiście: nie dość, że wczoraj  dwoili się i troili przez cały dzień, to jeszcze dzisiaj wstali najwcześniej
ze wszystkich, by dokończyć dzieła. Oraz – by dzieło to kontynuować!

- Jak to? – zdumiała się Babcia – przecież wszystko zrobiliście.

- Tutaj tak – odparł Tatuś . – A sypialnia?

- Sypialnia??? – zakrzyknęło jak jeden mąż sześć
damskich głosów.
- Sypialnia sypialnia – powtórzył cierpliwie Tatuś. – Tam też

szykują się zmiany.

Ojej.

Cóż było robić. Panowie nie przyjmowali do wiadomości żadnych sprzeciwów; zaczęli nawet
wwozić na poddasze rozmaite remontowe rekwizyty. A ponieważ Mamusia i tak już zjechała do salonu, uzgodniono, że będzie on dzisiaj jej królestwem.
I tak oto, w ciągu kilku minut, pościelono jedną z sof (tę bliżej kominka) i ustawiono obok niej  wózek z Wiktorią,  tak że Mamusia, która była już
cokolwiek zmęczona, mogła się teraz spokojnie położyć. Trzeba przyznać, że bardzo mile urządziła się na swoim nowym miejscu: wygodnie i z wszystkim pod ręką; nawet ulubione czasopisma leżały na ławie, ponieważ Tatuś skoczył jakąś godzinkę temu  do kiosku po nowe numery Mojego dziecka  oraz  Mamo to ja. A także po  Panią domu –  na wypadek gdyby i Babcia chciała sobie poczytać.

Na śniadanie zjedzono pożywną zupę mleczną, a następnie panowie fachowcy – w asyście dziewczynek tym razem – zabrali się za poddasze.

Głowy osłonięto papierowymi czapkami, które Dziadek osobiście poskładał z przeczytanych gazet,  powynoszono książki i drobiazgi, pozdejmowano ze ścian półki i poodsuwano 
sprzęty. A potem Tatuś wraz z córeczkami usunął starą tapetę, miejscami mocno  sfatygowaną. W tym czasie Dziadek, który nie przepadał za wchodzeniem na drabinę, pieczołowicie rozrabiał w wiadrze gęsty klej.
Pracowali sumiennie i w skupieniu aż do obiadu.
Po czym nastąpił „kwadrans oddechu” jak go nazwał Dziadek,  i Babcia podała prawdziwy smakołyk: sernik na zimno przystrojony galaretką i cząsteczkami truskawek oraz plasterkami pomarańczy. Pychota!!!  Później zaś panowie wrócili na górę, a dziewczynki oddelegowano na dwór.

- Musicie zaczerpnąć trochę powietrza – tłumaczyła im Mamusia. – Przecież od rana nic tylko kurz i farby.

- I klej – uściśliła Nataszka.

- To jeszcze gorzej – zawyrokowała Babcia.

- Ale tego kurzu prawie wcale nie było – kaprysiła Zosia, której  rozgardiasz na poddaszu niezmiernie przypadł do gustu i w związku z tym bardzo chciała nadal w nim uczestniczyć.

Mamusia jednak była nieugięta, wobec czego dziewczynki postanowiły zabrać też na spacer Wiktorię. 

Kiedy wróciły, okazało się, że podczas ich nieobecności do ekipy
remontowej ponownie dołączył Królik.  Istniała zatem realna szansa, że cały ten zamęt skończy się jeszcze przed nocą, i że będzie można położyć się spać we własnych łóżkach.
Czy jednak tak się stało, a także o tym  jak  wyglądało teraz poddasze i czy nastanie wreszcie koniec prac remontowych –  opowiem następnym razem.

Obiecuję.






                                                                                                        


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz