D W I E N A T A S Z KI |
Mrok
zasnuwał z wolna kąty i zakamarki Juleczkowa. Było ciepo, miło i
przytulnie,
tyle że chwilami dość głośno, jako że z poddasza co i rusz dobiegały trzaski,
zgrzyty i szurgoty. Ale za to w całym domu oszałamiająco pachniało bzem,
którego Królik przyniósł całe naręcze, a który zachwycona Babcia natychmiast
włożyła do pękatego dzbana i ustawiła na ławie w salonie. Babcia uwielbiała
bez. Nie bez przyczyny: liliowe kiście przepięknie prezentowały się na
fioletowym
blacie, a ich słodki zapach
wszystkim poprawił nastroje.
Mamusia wyszła na minutkę na taras, żeby zerknąć na majowy zmierzch, a
Babcia w tym czasie zebrała jej pościel z sofy i – wbrew wszystkiemu – wwiozła
na górę. Zdecydowała, że dość już tych napraw i przeróbek na dziś, należy wszak
szykować się do snu. Przygotowana na jakiś przeraźliwy remontowy
rozgardiasz,
wyszła ostrożnie z windy i… Zdumiała się
niepomiernie. Ojej!!! OJEJ!!! Panowie akurat wynieśli w wielkim koszu
narzędzia, resztki kleju i ostatnie skrawki starych tapet, i zjechali obmyć się
do łazienki. Sypialnię zaś zostawili tak
czyściutką i zaciszną, bajkową wręcz,
jak jeszcze nigdy nie był bajkowy żaden
pokój.
Ze ścian poznikały jaskrawe
kwiaty i motyle, a w zamian jaśniała w
gęstniejącym mroku nowa tapeta: z
mnóstwem wróżek, elfów i księżniczek (a
wszystkie naturalnej wielkości). Nad
kanapą rodziców wisiała piękna, inkrustowana półka, wypełniona po brzegi
książkami, które Tatuś czytał dzieciom przed snem; podobną, tyle, że znacznie
większą półeczkę zawieszono nad łóżkiem
Julki.
Szafka nad kołyską Wiktorii pozostała niezmieniona, ale za to z podłogi
zabrano stary, mocno już przetarty dywan, a jego miejsce zajęła śnieżnobiała,
niezmiernie puszysta wykładzina, rozłożona na całej szerokości poddasza.
- Ona
wygląda jak miś polarny! – szepnęła olśniona Izusia . I miała rację.
Dziewczynki
od dłuższej już chwili stały za plecami Babci i – oniemiałe z zachwytu –
zaglądały do wnętrza pokoju. Dopiero
uwaga Izusi wyrwała je
z milczącego bezruchu. Weszły zatem, przezornie zdejmując buciki i otrzepując bose stopy.
- Ojej!
Będziemy teraz musiały ciągle myć nóżki! – zawołała
uszczęśliwiona Zosia, która uwielbiała chlapać się w wodzie.
uszczęśliwiona Zosia, która uwielbiała chlapać się w wodzie.
- Ale nie
będzie już można jeździć na rowerku –
oceniła Julka z odrobiną żalu w głosie.
- Ani na
deskorolce – dodała podobnym tonem Izusia.
- Dacie radę
– uśmiechnęła się na to Babcia,
rozglądająca się po poddaszu z niekłamanym zachwytem. – Dla takiego czarodziejskiego królestwa chyba warto, prawda?
rozglądająca się po poddaszu z niekłamanym zachwytem. – Dla takiego czarodziejskiego królestwa chyba warto, prawda?
Oczywiście,
że warto!
Wdrapały się
na łóżko Julki i zaczęły układać na nowej półeczce rozmaite drobiazgi. Babcia
tymczasem rozłożyła pościel dla Mamusi.
- Ale nie
będziemy już mogły tutaj nigdy niczego jeść – zauważyła naraz trzeźwo Nataszka,
po swojemu rzeczowa i pedantyczna. – Nakruszy się przecież, a z tego futerka
trudno będzie sprzątnąć.
- Ojej,
faktycznie. To jak to teraz będzie? – zmartwiły się odrobinę, ponieważ bardzo
lubiły jadać podwieczorki przy swoim białym stoliku.
W tym
momencie dał się słyszeć cichy odgłos kryształowej windy i po chwili do sypialni
weszła Mamusia, podtrzymywana przez
Tatusia i Dziadka. I całe szczęście, że
mogła się na nich wesprzeć, albowiem jej wrażenie na widok tego co zastała było
tak ogromne, że kto wie czy by nie upadła nawet. Ojej! – jak wszyscy radowali
się z
zachwytów Mamusi i jej ślicznych, dziękczynnych uśmiechów.
zachwytów Mamusi i jej ślicznych, dziękczynnych uśmiechów.
- Ale
wystarczy nam jeszcze na pływalnię Julki? – zaniepokoiła się jednak pośród tych
wszystkich ochów i achów.
-
Oczywiście, że wystarczy – pospieszył z zapewnieniem Tatuś. – I na pływalnię, i
na instrumenty dla wszystkich. Założymy nareszcie Orkiestrę Rodzinną. – Ta
orkiestra od lat była jego największym marzeniem, zwłaszcza odkąd zauważył, że wszystkie cztery córeczki są niezwykle muzykalne.
orkiestra od lat była jego największym marzeniem, zwłaszcza odkąd zauważył, że wszystkie cztery córeczki są niezwykle muzykalne.
A potem
wykąpano maleńką Wiktorię (tym razem w salonie), nakarmiono i ułożono do snu w
kołysce. Tatuś z Dziadkiem w tym czasie
coś tam jeszcze majstrowali w łazience i na parterze, a dziewczynki zjadły
pyszną kolację na tarasie.
I oto mrok
nastał już zupełny. Babcia chciała
pozapalać więc lampy, ale wtedy właśnie… Wtedy wyszła wreszcie na jaw
najpilniej strzeżona tajemnica remontu.
Otóż: kiedy wszyscy ponownie rozsiedli się na poddaszu, Tatuś nacisnął maleńki
pstryczek obok drzwi i oto – w ułamku sekundy – cały dom zatonął w
jaskrawej
obfitości świateł. Dziesiątki maleńkich żaróweczek płonęło tuż pod sufitem i w każdym załamaniu ścian. Salon, łazienka, kuchnia, sypialnia, a nawet czerwony pokój (dotąd na ogół mroczny, z powodu zarastającego okno dzikiego wina), wszystko było rzęsiście oświetlone i
sprawiało, że Juleczkowo wyglądało jak nieziemski pałac, przeniesiony do salonu Babci Marzenki i Dziadka Jureczka wprost z najpiękniejszych baśni Wschodu.
obfitości świateł. Dziesiątki maleńkich żaróweczek płonęło tuż pod sufitem i w każdym załamaniu ścian. Salon, łazienka, kuchnia, sypialnia, a nawet czerwony pokój (dotąd na ogół mroczny, z powodu zarastającego okno dzikiego wina), wszystko było rzęsiście oświetlone i
sprawiało, że Juleczkowo wyglądało jak nieziemski pałac, przeniesiony do salonu Babci Marzenki i Dziadka Jureczka wprost z najpiękniejszych baśni Wschodu.
A do tego
wszystkiego – w holu na dole, na prześlicznym koronkowym stoliku pysznił się
wytwornymi złoceniami… aparat
telefoniczny.
Najprawdziwszy: z tarczą, słuchawką i widełkami; z białym przewodem podłączonym do gniazdka w ścianie i z biało lakierowanym krzesełkiem obok stolika – tak aby można było rozsiąść się wygodnie i prowadzić długie rozmowy.
Najprawdziwszy: z tarczą, słuchawką i widełkami; z białym przewodem podłączonym do gniazdka w ścianie i z biało lakierowanym krzesełkiem obok stolika – tak aby można było rozsiąść się wygodnie i prowadzić długie rozmowy.
- To,
żebyśmy wreszcie mogli się do was zawsze
dodzwonić, a nie tylko wtedy jak załapiecie zasięg w tych waszych komórkach
– powiedział dobitnie Dziadek. Albowiem ów cudowny (prawdziwy, jak podkreślił)
telefon był prezentem od niego.
Uff… Tyle
wrażeń jednego dnia. A właściwie – w ciągu dwóch dni. Rodzina znowu siedziała
długo
w noc i nie mogła się dość nacieszyć tymi wszystkimi wspaniałościami. Doskonale widocznymi w nowym cudownym oświetleniu.
w noc i nie mogła się dość nacieszyć tymi wszystkimi wspaniałościami. Doskonale widocznymi w nowym cudownym oświetleniu.
Aż Babcia
Marzenka i Dziadek Jureczek, zwabieni jaskrawą poświatą, zajrzeli tu, otuleni w
szlafroki, i szczerze zachwycili się dziełem juleczkowskich mężczyzn.
szlafroki, i szczerze zachwycili się dziełem juleczkowskich mężczyzn.
Następnego
zaś dnia…
Ale o tym co
wydarzyło się następnego dnia i kto pierwszy zadzwonił na nowy telefon –
opowiem następnym razem.
Obiecuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz